Duży kaliber: Okradziony psychiatra
Wytrop sprawcę czyli zagadka kryminalna
– To była cicha umowa. Pan doktor obiecał przechować moje pieniądze, przez te kilka miesięcy zanim nie wyjdę ze szpitala – mówił roztrzęsiony mężczyzna w pasiastej piżamie. Jak na pacjenta zakładu psychiatrycznego mówił dosyć składnie. Komisarz Jakub Szarek nauczył się nie oceniać ludzi po okładce i skupiał się na tym, co mówił mężczyzna.
– Dałem panu doktorowi Andrzejowi ponad sto tysięcy złotych. Nie mam urojeń, cierpiałem na depresję, ale rodzina wyolbrzymiła moją chorobę, by się mnie pozbyć z domu. Zabrałem ze sobą moje oszczędności życia i dałem panu doktorowi, a teraz on mówi, że go okradli. Że włamali mu się do gabinetu i zabrali pieniądze – denerwował się pacjent.
– Spokojnie, jestem tutaj po to, aby złapać złodzieja. Kiedy miał pan wyjść ze szpitala?
– Za dwa tygodnie.
– Dziękuję, idę zobaczyć ten gabinet.
Choć większość okien w szpitalu psychiatrycznym ma kraty w oknach, w pomieszczeniach biurowych ich brak. – Niebezpieczni pacjenci tu nie przychodzą, a takie zabezpieczenia administracji nie są potrzebne – tłumaczył portier otwierając drzwi do gabinetu.
– Kiedy doszło do kradzieży? – zapytał komisarz Szarek rozglądając się po gabinecie.
– Dziś rano. Raptem cztery godziny temu, bo koło 8.00 – odpowiedział starszy mężczyzna spoglądając na zegarek.
– Oczywiście nikt nic nie ruszał? – zapytał policjant.
– Nic nie było ruszane. Nikogo tu nie wpuszczaliśmy, tak jak polecił pan dyżurny.
– Bardzo dobrze, dziękuję panu – odpowiedział policjant i zauważył przez okno, ekipę techników kryminalistycznych, którzy sprawiali wrażenie zagubionych na terenie wielkiego szpitala.
Szarek otworzył okno i krzyknął. – To tutaj, ale z was ofiary – rzucił złośliwie.
Po chwili ekipa była w środku.
– Zabezpieczcie ślady, może coś znajdziecie. Gabinet wygląda czysto, poza tą splądrowaną szafą. Tu na drzwiach też jest jakiś zaciek, chyba krew. Ja jadę do szpitala porozmawiać z panem doktorem – powiedział komisarz wychodząc z gabinetu psychiatry.
Doktor Adam Sanecki leżał na łóżku z wielkim guzem na czole.
– Nic się panu nie stało? – zapytał Szarek siadając na stołku obok łóżka.
– Czekam jeszcze na wynik tomografu, ale raczej skończy się na siniaku. Ten złodziej miał pecha, bo nie wiedział, że przychodzę wcześniej do pracy. Zauważyłem, że drzwi do mojego gabinetu są otwarte. Musiał je otworzyć wytrychem. Kiedy delikatnie je zacząłem otwierać, uderzył mnie nimi. Upadłem i zobaczyłem jak ucieka przez okno. Potem straciłem przytomność – relacjonował psychiatra.
– Rozumiem, że upadł pan na korytarzu?
– Tak zanim zemdlałem, pan Kazio, znaczy portier, wzywał pogotowie i policję.
– Panie doktorze, proszę powiedzieć prawdę. Czy aby na pewno doszło do włamania? – zapytał policjant.
Dlaczego policjant podejrzewa doktora o kradzież?
Aby poznać odpowiedź, wciśnij: Ctrl+A
Odpowiedź: Złodziej nie mógł uciec przez okno, bo kiedy Szarek wszedł do gabinetu było zamknięte. Lekarz zmyślił przebieg napadu i sam uderzył się drzwiami, aby nie oddawać pacjentowi pieniędzy.