Raport specjalny: Katastrofa w Kuźni
Rita Serafin: gdybym chwilę wcześniej była na podwórzu to teraz nie rozmawialibyśmy
Była burmistrz kuźniańska, obecna sekretarz w Krzanowicach zaplanowała na sobotę imprezę okolicznościową w swoim ogrodzie, „taką z tortami, ze wszystkim”. – Zjazd klasowy po latach z koleżankami urządzałyśmy. Mąż pojechał po grill i jak wrócił to już bardzo mocno wiało. Ja byłam w domu, wróciłam z zakupów i przygotowywałam się do tej imprezy – wspominała nam pani Rita.
O godz. 18.00 „tak się nijako zrobiło na zewnątrz”. Silny wiatr wyrwał sosnę „co rosła obok, odkąd dzieckiem byłam”. – Wyrwało ją z korzeniami – Serafin ma przed oczami ten moment.
Małżeństwo zdążyło schować samochody do garaży. – Trampolina dla wnuków poleciała z ogródka daleko do sąsiada. Zmieniła się w obiekt latający – opowiadała nam urzędniczka. Gdy dach się zerwał, przyszła ulewa i woda się lała po domu jak z rury. – Pracowaliśmy tam ratując dobytek jakby pod ciągłym prysznicem. Zaraz mieliśmy na wierzchu małe jezioro. Wraz z dachem zerwało komin, który rozbił się na pół. W piwnicy zrobił się potop, bo woda lała się przewodem kominowym. No masakra – opowiadała nam pani Rita. Bała się o swoją mamę, w wieku 84 lat. – Na szczęście ona spokojnie do tego podeszła – podkreślała. Do pomocy w sprzątaniu przyjechały jej córki z mężami. – Początkowo myślały, że mówię do nich przez telefon w szoku, bo usłyszały ode mnie suchą informację, że dach nam zerwało więc szybko sprzątamy. Ja nie należę do histeryzujących kobiet, ja w takich sytuacjach się mobilizuję – przyznała nasza rozmówczyni. Od razu dzwoniła pod numer 112, gdzie przyjęto jej zgłoszenie, ale żadnej reakcji się nie doczekała. Wskutek własnych starań w nocy sprowadziła zwyżkę i wykonano prowizoryczne zabezpieczenie. W sobotę strażacy brezentową płachtą nakryli dziurę po dachu. – Jakbym się sama nie postarała i rodzina nie pomogła, to nie mogłabym liczyć na cokolwiek – gorzko wyznała była burmistrz. Teraz najważniejsze jest dla niej, że w ciągu tygodnia budowlańcy zaczną naprawę dachu.
– Jedno dobrze, że nam się nic nie stało. Wystarczyłoby żebym była na podwórku trochę wcześniej, to ten dach by na mnie spadł, nie miałabym żadnych szans – opowiadała przejęta. Dodała, że w takich sytuacjach weryfikuje się kto jest przyjacielem. – My z tą ekipą przeżywaliśmy obie powodzie i wszyscy przyznają, że tak źle jeszcze nie było. Naście lat temu niedalekim sąsiadom też zerwało dach. Poleciał w stronę boiska i tam spadł. Teraz ci sąsiedzi do nas z wiadrami i ścierkami przybiegli pomóc. Ludzie się bardzo fajnie zachowali. Pan Bandrowski pierwszy pomógł, pan Łuszcz, pan Kostka oferowali nam pomoc, Sabina Wierzchowska tu też od razu była – wymieniała nam R. Serafin.
Sprzątanie wokół zdewastowanego domu zajęło im dwa dni. – Walczymy i szybko posunęliśmy się do przodu w tym usuwaniu skutków biorąc pod uwagę jak to wyglądało wcześniej. Zagruzowane było tu wszystko kompletnie. Bo ten dach w postaci pełnej zerwało, on się rozwalił jak uderzył w ziemię. Nie połamał się jak zapałka. Przed domem leżało 100 m kwadratowych ocieplonego stropodachu – wyliczała nam była sternik kuźniańskiego samorządu.
Pani Rita wspomniała, że kiedyś mówiła o tym, że kolejnej powodzi już nie przeżyje. Bo wcześniejsze przetrwała jako młodsza osoba. – Ale co zrobić. Trzeba iść do przodu – skwitowała na koniec rozmowy.