Raport specjalny: Katastrofa w Kuźni
Krzysztof Sałajczyk: W lesie było jak w horrorze
O sytuacji na cmentarzu jednostki zaalarmowano w sobotę rano, zbiórka była pod urzędem miejskim, dowódca dysponował zastępy w rejon kościoła. Drzewo leżało tam na grobach. Duży dąb, który wichura strasznie połamała. Na miejscu uwijali się strażacy OSP Kuźnia, Budziska, Siedliska i Ruda Kozielska. Około 20 ludzi walczyło na cmentarzu ze skutkami kataklizmu. – Całego i tak nie rozbierzemy, bo są tak duże kawałki że się nie da ich pociąć. Strażak z OSP Budziska Krzysztof Sałajczyk działa jako ochotnik od dziecka. – Nie było tu nigdy czegoś takiego, starsi też nie pamiętają. Do lasu jak się wjechało w piątek to jak w horrorze wyglądało. Kuźnia bez prądu, ciemno, tylko niebieskie odblaski świateł alarmowych – przywoływał obrazy pełne grozy.
Gdy byliśmy na cmentarzu, zniszczone groby oglądał Krzysztof Ogonowski, gospodarz cmentarza parafialnego. – Żadna ubezpieczalnia nie ubezpieczy tak cmentarza jako całości. Jedynie indywidualne nagrobki można ubezpieczyć. Jak zobaczyłem to z bliska to tylko słowo masakra mi przyszło do głowy. To wszystko trwało parę minut i w tak krótkim czasie były już duże zniszczenia. To wszystko jest nie do uwierzenia, szacowanie strat jeszcze trwa, bo trzeba uprzątnąć to drewno. Ludzie już się zgłaszali z pytaniami. To drzewo stało tu od zawsze, wcześniej nigdy żadna wichura go nie naruszyła – powiedział nam Ogonowski.
Zagadnęliśmy też wolontariuszkę z organizacji Skauci Europy. Dziewczęta przebywały na obozie w Kuźni. Agata Musiał przyjechała z Zabrza. – Mamy tu nasz obóz, drzewo spadło na jeden z namiotów. W piątek byłyśmy wtedy w kościele na mszy i nagle zgasło całe światło, zostały tylko świece. Pomyślałam że to jest właśnie koniec świata – opowiadała nam nastolatka.