Dlaczego idą?
ks. Jan Szywalski przedstawia
Ostróg, poniedziałek 14 sierpnia godzina 9.00. Kilkaset osób gotowych do drogi, przed nimi 130 km do pokonania w sześciu dniach, w sobotę wejdą na Jasną Górę. Na te dni zapowiedziany jest upał i burze, może spaść grad. Będą się modlić, śpiewać, słuchać rozważań i dyskutować. Kościołem będzie sklepienie nieba nad głowami z kolumnami drzew po bokach.
– Czy mogę o coś pytać: dlaczego właściwie idziecie? – To pytanie postawił kiedyś policjant przesłuchujący świadków po potrąceniu (lekkim) kobiety – pielgrzyma.
– Czy Pan jest wierzący? – odwzajemnił pytanie jeden ze świadków.
– No, nie.
– To pan tego nie zrozumie.
Mój sondaż
Dlaczego idą?
– Wiara, wiara jest motywem; bez niej nikt nas pielgrzymów nie zrozumie – mówi Henryk (ok. 40 lat), a stary wyga pielgrzymi Gerard (35 raz!), stojący obok dodaje: – Trzeba rękę przyłożyć do pługa i iść do przodu! Tak uczył nas ks. Gade.
Marek przyjechał z Neuburg, z Bawarii: – Ich gehe für meine Familie – idę w intencji rodziny, a tu moje dwie dziewczyny – przedstawia dwie dorodne panienki.
Urszula idzie po raz dziesiąty – Koleżanka mnie prosiła, bym modliła się o zdrowie jej męża, poświęcę jej jeden dzień.
Marię (35 raz) znam ze Starej Wsi od dzieciństwa, idzie z koleżanką, która przyjechała z Münster (31 raz). Mają swoje intencje i prośby, osobiste i ogólnokościelne.
Teresa: – Jesteśmy 26 rok po ślubie zawartym na pielgrzymce w Ujeździe. Mam się spotkać z córką – siostrą zakonną – pielgrzymującą z Nysą.
Hubert z rodziną (żona i dwie piękne córki) przyjechał po raz któryś z Nagoldu. Chce prosić o zdrowie, nie tylko swoje.
Darek i Ewelina mają pięcioro dzieci, kilkoro jest z nimi. – Idziemy po raz 10. – Mamy za co dziękować i mamy też o co prosić.
Martin przyjechał z Heidelbergu ze swoją córką Sabiną. Pytam: – dlaczego chcecie pójść?
– Aby porzykać! – odpowiada po śląsku, a córka nachyla się i szepcze mi do ucha: – o dobrego męża! Istotnie dobre małżeństwo i rodzina to jeden z najważniejszych warunków szczęśliwego życia!
Dr Ryszard (po raz 31) przyznaje, że z początku chodził z Wrocławiem, ale potem dołączył do przyjaciela spod Raciborza. – Milsza tu atmosfera. Wrocławska pielgrzymka jest przeorganizowana, nawet wodę pitną wożą ze sobą. A przecież ludzie po drodze i ci którzy nas goszczą, też są uczestnikami pielgrzymki.
Takie też jest moje zdanie, jakby mi z ust wyjęte! Odżywa stare przysłowie „Gość w dom – Bóg w dom” oraz zapewnienie Jezusa: „Kto choćby kubek wody podał komuś dlatego, że jest uczniem moim, nie zostanie bez zapłaty”.
Magdę znam wiele lat, jest nauczycielką w Szonowicach. Dlaczego idzie? – Jest za co dziękować, a próśb jest też wiele; choć wiem, że potrzeby innych są większe od moich.
Michaela wybiera się z mężem (po raz 20) i dorastającymi dziećmi. – Jesteśmy rozkręceni fizycznie i duchowo, bo byliśmy na szlaku do Santiago de Compostela, do grobu św. Jakuba, przeszliśmy 320 km.
Oboje potwierdzają moje zdanie, że charakter tamtej pielgrzymki jest inny: tam chodzi się indywidualnie, ewentualnie w przypadkowym towarzystwie. Celem zaś jest bardziej terapia duchowa oraz odnalezienie siebie, niż Boga.
Wnioski
Wielu idzie pierwszy raz, aby się sprawdzić. Jest to niewątpliwie test sprawności fizycznej, ale też duchowej: silnej woli, odporności na trudy. Przy następnych pielgrzymkach coraz bardziej motywuje czynnik wiary: modlitwa, pokuta, braterstwo.
Do Rud w pierwszym dniu doszło 800 pielgrzymów, kontynuowało pielgrzymkę do Częstochowy 380 osób.