Nowe porządki pani kierownik
W październiku ma na dobre ruszyć Biuro Obsługi Prezydenta Miasta. Zatrudniona w tym celu Lucyna Siwek na razie poznaje urząd.
Mirosław Lenk liczy, że Lucyna Siwek (wcześniej naczelna Raciborskiej Telewizji Kablowej) pozostanie dla lokalnych dziennikarzy nadal ich koleżanką. – Proszę o życzliwe traktowanie, mamy wspólny cel informowania społeczeństwa – zwrócił się do uczestników posesyjnej konferencji prasowej, gdzie oficjalnie zaprezentował nową kierowniczkę.
Zaznaczył, że zatrudnienie L. Siwek to wzmocnienie potencjału informacyjnego magistratu.
Dla dziennikarzy nowy etat w urzędzie nie oznacza istotnych zmian. Jak poinformowała Siwek, nadal mają oni kierować swoje zapytania do rzecznika prasowego. – Leszka Iwulskiego traktuję jako partnera, nie podwładnego – wyjaśniła.
– Do pracy podchodzę zadaniowo. Mam uporządkować politykę informacyjną i tym się zajmę. Poznaję urząd i potrzebuję jeszcze trochę czasu, przy
najmniej dwa, trzy tygodnie by wszystko poukładać. Posłuchamy dziennikarzy, zaproponujemy swoje rozwiązania i ruszymy – oznajmiła Lucyna Siwek. Jej wypowiedź uzupełnił prezydent Lenk mówiąc, że liczy też na wykorzystanie w nowym biurze „potencjału sekretarskiego” w polityce informacyjnej urzędu. Planuje organizację roboczego spotkania z mediami raciborskimi na temat współpracy. – Chcemy spokojnie porozmawiać o komunikacji. Żeby była prosta, łatwa i przyjemna – wyjaśnił włodarz Raciborza.
Przypomnijmy, że radnym opozycji (Ronin, Szukalska i Szczasny) nie podoba się nowe przedsięwzięcie prezydenta. Zarzucają mu dublowanie etatu rzecznika, chęć „pudrowania rzeczywistości” i marnotrawienie środków publicznych.
(m)
Komentarz: Szansa na wizerunkową kulę u nogi prezydenta
Arkadiusz gruchot, Wydawnictwo Nowiny
Utworzenie Biura Obsługi Prezydenta i zatrudnienie jego kierownika odbyło się w fatalnym stylu. Radni opozycyjni uznali decyzję za niepotrzebną, a realizację za niezgodną z prawem. Wiem, że niektórzy radni z prezydenckiej koalicji także nie byli nią zachwyceni, ale nie chcieli przyłączać się w krytyce do opozycji. Dziennikarze mediów, z którymi rozmawiałem, uznają ją za niezrozumiałą, choć w czambuł nikt jej dotąd nie skrytykował. Mam wrażenie, że głównie z powodu kurtuazji wobec koleżanki-dziennikarki, z którą teraz przyjdzie im się stale kontaktować. Zdziwienie prezydenta Mirosława Lenka, że jego pomysł i to jak został zrealizowany są ostro krytykowane uważam albo za udawane, albo za świadczące o kompletnym oderwaniu od rzeczywistości. Dlaczego?
Po pierwsze, jeśli prezydent przez 11 lat rządzenia nie potrzebował specjalnego biura do komunikacji z mieszkańcami Raciborza, a nagle szaleńczo go zapragnął na rok przed wyborami, to trudno uwierzyć, że ma tak niewinne i szczytne intencje, jak to publicznie przedstawia. Trudno go nie podejrzewać, że chce zaprząc nowe biuro do swojej kampanii wyborczej. Ja uwierzyłbym, że tak nie jest tylko wtedy, gdyby publicznie oświadczył, że nie będzie kandydował w przyszłorocznych wyborach.
Po drugie, pomysł został zrealizowany w sposób całkowicie partacki. Złamane (albo co najmniej nagięte) zostało prawo, nie przemyślano wcześniej konkretnych zadań dla poszczególnych osób w nowej strukturze, dziwaczna i nielogiczna jest jej konstrukcja (dwie sekretarki i de facto dwóch kierowników). A na dodatek prezydent nie potrafi (bądź nie chce) odpowiedzieć radnej na proste pytanie o koszty utworzenia nowego biura, choć w głowie się nie mieści, aby odpowiedzialny szef jakiejkolwiek instytucji czy firmy nie zrobił takiej kalkulacji przed wprowadzeniem zmiany. Równocześnie, nazywając swoją decyzję „eksperymentem”, pośrednio przyznaje, że nie jest ona wystarczająco przemyślana. Jednak takie tłumaczenie można by zaakceptować wyłącznie wtedy, gdyby płacił za swój eksperyment z własnej kieszeni, a nie obciążał (świadomie) metodą prób i błędów raciborskich podatników.
Po trzecie, naprawdę przecieram oczy ze zdumienia, kiedy czytam, że prezydent chce się teraz spotkać się z dziennikarzami, aby ustalić co zrobić, żeby komunikacja była (cytuję) „prosta, łatwa i przyjemna”. Pomijam, że prezydent spotyka się regularnie z dziennikarzami od kilkunastu lat i dobrze wie, czego oni oczekują. Pomijam, że jeśli chciał wypracować jakąś kosmicznie nową koncepcję współpracy z mediami, to powinien się z nimi konsultować zanim wystrzelił z armaty tworząc nowy referat w urzędzie. Ale wręcz niedorzecznością jest oczekiwać od dziennikarzy, aby dbali, żeby prezydentowi czy urzędnikom było łatwo lub przyjemnie. Oczywiście poza przypadkiem, kiedy się ich zatrudnia na urzędniczych etatach. Z tym, że wtedy dotychczasowi dziennikarze automatycznie przestają być dziennikarzami.
A swoją drogą, co za paradoks, że decyzja, której celem miało być kreowanie wizerunku prezydenta i urzędu, ma wszelkie szanse stać się spektakularną, wizerunkową kulą u nogi, która może srogo poobijać kostki jej autorowi.