Pierwsi kupują handlarze
Zegar wybija piątą rano gdy zaczyna się ustawianie straganów na targu staroci. Po wiosennym kryzysie wystawców znów jest ich dostatek. Przyjeżdżają z dalszych okolic i przywożą unikalne towary.
Pana Bogdana Jarosa nie było na pietrowickim targowisku tylko dwukrotnie odkąd handluje się tu starociami. Zawsze stara się ustawić stoisko w tym samym miejscu, nieopodal wejśca do hali. – Macie tu bardzo fajnie i dużo lepiej niż na okolicznych targach – chwali organizację. Pchli targ we wsi zaczyna się jego zdaniem coraz bardziej rozkręcać. – Nawet nie myśleliśmy, że tak to będzie hulać. Racibórz znamy jako teren mało atrakcyjny dla handlu starociami. Tutaj się raczej kupuje starocie na handel i zabiera je gdzie indziej – tłumaczy Jaros.
Za niską opłatę stoiska handlarz rewanżuje się promocyjnymi cenami sprzedawanego towaru. – W Bytomiu czy Gliwicach pozwalamy sobie na wyższe ceny – przyznaje. Zdaniem pana Bogdana dużym atutem targu jest ciepła hala i fakt, że na konkurencyjnych targowiskach za takie stoisko jak w Pietrowicach Wielkich musiałby zapłacić 5 – 6 razy więcej.
– Przyjeżdżamy tu z Rybnika. Handlem starociami param się już 15 lat. To moje dodatkowe zajęcie. Najlepiej sprzedają się przedmioty z PRL – kończy rybniczanin.
Bez celu jest „kaput”
Zwykle pana Mieczysława Wawrzycznego można spotkać przed halą pietrowickiego centrum. Woli handlować w słońcu i na świeżym powietrzu, ale prognozy straszyły deszczem więc przeszedł do hali. Zdziwiło go, że pod dachem jest taniej niż na zewnątrz. – I to o 100%! – zauważył. Do Pietrowic Wielkich zajeżdża na targowisko od 5 lat. Zwozi tu towar z Francji, Niemiec i Szwajacarii. – Odbywam raz na jakiś czas taką podróż po Europie i skupuję po wsiach stare sprzęty. W handlu starociami liczą się unikalne okazy – tłumaczy handlarz. Dziś to już 70-latek, emerytowany górnik. – Jak skończyłem pracę na kopalni to szukałem sobie zajęcia. Bo jak człowiek nie ma celu w życiu to się robi „kaput”. Moi koledzy, co nie mieli celu już nie żyją, a ja nie narzekam. I podobają mi się coraz młodsze kobiety – śmieje się pan Mieczysław.
Trochę popracował w Niemczech, gdzie m.in. zbierał szparagi. Starocie zawsze mu się podobały i zaczął je skupować. Jego najnowsze zdobycze to np. stuletni dzwon krowi, przedwojenny topór ciesielski czy wiekowy świecznik. – Jakieś 10 lat temu targi były miejscem, na których można było coś zarobić, a teraz jeżdżę żeby się poruszać. Kiedy utarguje się 300 – 400 zł, a trzeba to przecież przywieźć, rozładować i załadować i godziny wysiedzieć to widać, że nie chodzi o pieniądze, a o zajęcie – mówi Mieczysław Wawrzyczny z Wodzisławia Śląskiego.
Nowe pokolenie
Swoją przygodę z handlem dopiero zaczynają Kasper Kaliniak i Jakub Bańdura. To nastoletni uczniowie z Raciborza. Kasper jest na pietrowickim targu co miesiąc. Namówiła go mama, która postanowiła opróżnić starą szafę. – Zaczęliśmy tu przyjeżdżać i mnie wciągnęło. Trochę mnie to interesuje, bo historia to moje hobby, ale można też zarobić – zaznacza K. Kaliniak. Jego dzień targowy zaczyna się tu o godz. 5.00 rano gdy rozkłada stoisko. – Pierwszymi kupcami są inni handlarze. Nie raz już miałem, że to co im sprzedałem, próbowali oferować u siebie po wyższej cenie – przyznaje raciborzanin. Ma jednak szacunek dla konkurencji i odnosi wrażenie, że ci najstarsi handlujący traktują go przyjaźnie, dostrzegając w chłopcu siebie sprzed lat, gdy zaczynali.
Kaliniak przywozi na targ porcelanę, przedmioty codziennego użytku czy płyty winylowe. Niektóre rzeczy są ze zbiorów domowych, a inne odkupione od handlarzy. – Mam już stałych klientów – uśmiecha się Kasper. Jeździ też na jarmark do Chałupek oraz korzysta z nowej giełdy staroci w Raciborzu.
(ma.w)
Targ staroci odbywa się w Pietrowicach Wielkich w każdą ostatnią sobotę miesiąca. Najbliższy – 25 listopada