Jaja, masło i śmieci, czyli podwyżki
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Na potęgę rosną ceny masła, jaj i…wywozu śmieci. Żeby nam złagodzić ból, sprzedawcy tych dóbr i usług nas „oszukują”. Ale słowo oszukują celowo biorę w cudzysłów, bo my-konsumenci chcemy być oszukiwani, a nawet uwielbiamy oszukiwać samych siebie.
Nie mam tu miejsca, żeby wymienić długą listę przyczyn wzrostu cen mleka i jaj, zawierającą m.in. takie absurdy, jak konieczność wybicia w Holandii 10 proc. pogłowia krów ze względu na unijne normy ochrony środowiska czy wzrost popytu na jaja ze strony przemysłu kosmetycznego (hurtowa cena jaj używanych w przemyśle dorównuje już prawie cenie jaj konsumpcyjnych, a producenci mają mniej zachodu ze sprzedażą).
Skupmy się więc na „samooszukiwaniu”. Godzi się w tym miejscu przypomnieć, że ceny masła wzrosły już dawno. Najpierw kostka masła w cudowny sposób „schudła” ze zwyczajowych 250 g do 200 g, później w niektórych sklepach nawet do 190 g. Gdzieś zresztą wyczytałem, że są nawet kostki o wadze 180 i 170 g, ale sam nigdy takiego czegoś nie spotkałem (tak na marginesie, wszystkie dawne przepisy na ciasta, gdzie figuruje „kostka masła”, czyli 250g, wzięły w łeb). Oczywiście zmniejszeniu wagi kostki masła nie towarzyszyło obniżenie jej ceny, czyli de facto po tym zabiegu za masło płaciliśmy co najmniej o 25 proc. więcej. Podobnie było z jajami. Żeby nie podnosić nominalnych cen producenci i sprzedawcy zaczęli zapełniać półki coraz liczniejszymi kategoriami jajek tak niskiej jakości, że lepiej nie zastanawiać się czym i w jaki sposób karmiono ich nosicielki. Równocześnie zaczęły pojawiać się opakowania z 9 lub ośmioma jajkami (zamiast standardowych 10 w paczce). A to m.in. dlatego, że nawet największy osioł z matematyki, stojąc przed sklepowym regałem, łatwo podzieli sobie cenę opakowania przez liczbę 10 (jajek), a już przez 9 czy osiem jest trudniej. Wytłumaczenie procederu (szyderczo, z angielska zwanego „dałnsajzingiem”) jest zadziwiająco proste. Jak tłumaczy Andrzej Gantner, szef Polskiej Federacji Producentów Żywności: klientowi jest zdecydowanie łatwiej zaakceptować zmianę gramatury produktu niż podwyżkę jego ceny (cytat za portalem Onet).
Wracając na nasze śmieci, czytamy w mediach, że szykują się kolejne podwyżki cen wywozu odpadów z naszych domów, np. w Nędzy i Krzanowicach. Ale władze gminne (jak kiedyś producenci jaj i masła) kombinują, jak tu na pozór podwyżek uniknąć. Czyli uzyskać od firmy wywożącej śmieci cenę zbliżoną do dotychczasowej, ograniczając mieszkańcom dotychczasowy zakres usługi. Działa to tak, że teraz Kowalski będzie miał w dotychczasowej cenie np. tylko dwa worki miesięcznie odpadów biologicznych, raz w roku wywózkę śmieci wielkogabarytowych, mniej kubłów popiołu, itp. A jak nie zmniejszy sobie produkcji śmieci w gospodarstwie (a o połowę raczej będzie mu trudno, chyba że kompostowniki poustawia nawet na balkonie) to ma dymać z odpadami do PSZOK-u, gdzie je przyjmą (bezpłatnie, a po przekroczeniu limitu za kasę). Zresztą Nędzy i Krzanowicom dziwić się nie ma co, że tak kombinują, bo rok temu podobnie zrobiły bogatsze Pietrowice i Krzyżanowice. Tylko po co się tak głupio oszukiwać, że nie ma podwyżek? No bo chyba nikt nie udowodni mi, że czas setek mieszkańców potrzebny na jeżdżenie do PSZOK-u, benzyna spalana podczas tych wycieczek, nie mówiąc już o opłatach za ewentualne ponadnormatywne śmieci, nic nie kosztują…
bozydar.nosacz@outlook.com