Filip Beska – „Łamator” stereotypów
Zawodnik brazylijskiego ju-jitsu (BJJ) wielu osobom kojarzy się negatywnie. – To łobuz z ulicy – mówią jedni, a drudzy wtórują – Taki to nic w życiu nie osiągnie! Tylko bijatyka mu w głowie! Agresja, krew, nienawiść – to według niektórych hasła, które znamionują osoby zajmujące się sztukami walki. Znam jednak chłopca, który jest odwrotnością powyższego stereotypu. To 13-letni Filip Beska, który BJJ zajmuje się od trzech lat.
O godzinie 17.00 pukam do drzwi mojego rozmówcy. Otwiera mi schludnie ubrany nastolatek, który uciekając wzrokiem, proponuje mi cappuccino. Zgadzam się z przyjemnością, a przez głowę przechodzi mi myśl, że ta skromność i dobre wychowanie tworzą już pierwszy konflikt ze stereotypem dotyczącym zawodnika sztuk walki. Filip znika w kuchni, a ja mam chwilę, by rozejrzeć się po jego pokoju. Na ścianie znajduję napis mówiący o miłości. W łóżku leży przepiękny, syjamski kot. Ten idylliczny obraz przerywa pies przypominający mitologicznego Cerbera, który naskakuje na mnie znienacka. Filip przybiega z kuchni, by odciągnąć ode mnie napastnika. – Abi nie ugryzie, to kochany pies – mówi spokojnym głosem, całując psiaka z czułością. Zastanawiam się, jak mógł tak szybko opanować to bydlę. W oczy rzucają mi się dziesiątki medali. Już chyba wiem.
Do trzech razy sztuka
Sportem interesował się od dziecka, a to za sprawą taty, Michała Beski, absolwenta AWF-u, który w tamtym czasie trenował kick-boxing. Filip nie wiedział jednak, którą ze sportowych dyscyplin wybrać. – Na początku chciałem grać w piłkę nożną, ale nie wychodziło mi to za dobrze – wspomina, dodając po chwili – próbowałem też swych sił w siatkówce, jednak i tam nie odniosłem większych sukcesów.
Do klubu „Łamator” trafił przez przypadek. Rozejrzał się, przeczytał rozpiskę zajęć. Mógł dołączyć jedynie do grupy BJJ, gdyż tylko ona obejmowała jego kategorię wiekową. Trudno nie nazwać tego przeznaczeniem. Już po kilku treningach wiedział, że to było to, czego szukał. Zajęcia sprawiały mu przyjemność i przynosiły wiele satysfakcji. Zdawał sobie jednak sprawę, że musi ćwiczyć więcej od innych, by osiągnąć sukces. Tato – Michał zorganizował mu dodatkowe treningi z Piotrem Borowikiem, który BJJ znał z samego źródła: Brazylii. Dzięki tym spotkaniom chłopiec poznał techniki, których inni zawodnicy mogli nie znać. Oprócz tego uczęszczał na zapasy, którym także wiele zawdzięcza.
Belki, pasy i medale
W swojej kategorii wiekowej Filip ma do zdobycia cztery pasy: biały, żółty, pomarańczowy i zielony. Na każdym z nich mogą znajdować się maksymalnie 4 belki. – Kolor pasa i liczbę belek ustala trener, biorąc pod uwagę to, jak trenuje zawodnik – wyjaśnia młodzieniec, który może pochwalić się dwiema belkami na pomarańczowym pasie. Przyznawanie stopni ma miejsce przed seminariami, na których zawodnicy mogą porozmawiać z ludźmi, którzy wiele osiągnęli, trenując sztuki walki. – Gościliśmy już mistrza olimpijskiego judo. Odwiedził nas również Jarosław Koch, który ma klub BJJ i czarny pas – opowiada chłopiec.
Być może za kilka lat gościem tych seminariów stanie się sam Filip, do którego sukcesów zalicza się: dwukrotne Mistrzostwo Śląska, Mistrzostwo Polski w Ju Jitsu Ne Waza No Gi, I i II miejsce na OTK (Otwarty Turniej Kwalifikacyjny), Wicemistrzostwo Polski oraz wielokrotne medale z Ligii na poziomie Mistrzostw Śląska. Najdumniejszy jest jednak z czegoś innego…
Marzenia się spełniają
– Być może wiele osób nie uwierzy w to, co teraz powiem, ale tak się rzeczywiście stało. Pewnego dnia rozmawiałem z koleżanką o marzeniach. Ona powiedziała, że chciałaby wystartować w zawodach konnych. Ja marzyłem o Mistrzostwach Świata. Kiedy przyszedłem do domu, tato poinformował mnie, że przed chwilą dzwonił trener. Chciał mi przekazać, że zostałem powołany do Kadry Polski. Z tych wszystkich emocji nie mogłem w nocy zasnąć, tak bardzo się cieszyłem! – wspomina Filip.
Wyjazd do Czarnogóry wiązał się jednak z jeszcze większym wysiłkiem niż dotychczas. Po szkole 13-latek musiał biec na trening, który odbywał się 5 razy w tygodniu. Opłaciło się. Na Mistrzostwach Świata zajął 7 miejsce, co stanowi powód do dumy, ponieważ wszystkich uczestników było szesnastu. Gdy pytam o jego najlepszą walkę w Czarnogórze, odpowiada bez zastanowienia: – Najlepszą była ta, w której pokonałem chłopaka wyższego ode mnie o dwie głowy!
W tej walce zawiera się filozofia brazylijskiego ju-jitsu. Dlaczego?
Dąb może upaść, gdy trzcina stawia czoło burzy
BJJ nie jest jedynie nauką kilku chwytów, dzięki którym zdoła się obezwładnić przeciwnika – W tej sztuce walki trzeba mieć więcej w głowie niż w mięśniach – podkreśla Filip, po czym kontynuuje: – Brazylijskie ju-jitsu powstało po to, by słabsi mogli pokonać silniejszych. Mogą to zrobić, gdy obrócą siłę rywala przeciwko niemu samemu.
Przeciwnicy o oczach bazyliszka?
Filip podczas zawodów nigdy nie patrzy przeciwnikowi w oczy. – To w sumie niezgodne z zasadami, ale ja jakoś nie potrafię… Nie umiałbym wówczas wykonać pewnych chwytów – przyznaje otwarcie, a jego wrażliwość jest dla mnie słodsza od nierozmieszanej łyżeczki cukru, którą odkrywam na dnie kubka z cappuccino.
Czerwony pas poza matą
Kiedy zaczynał ćwiczyć, obiecał rodzicom, że nie opuści się przez to w nauce. Dotrzymuje słowa, czego dowodem są świadectwa ze średnią 5.0 oraz udział w konkursach i olimpiadach. Filip uważa, że sport ma wpływ na jego szkolne sukcesy. – Po treningu mózg się dotlenia i lepiej się myśli – odpowiada z uśmiechem, dodając po chwili. – Dużo osób myśli, że sporty walki trenują tylko ludzie z ulicy bądź jacyś gangsterzy. To nieprawda – mówi, a ja wiem, że walka ze stereotypem może okazać się dla niego jedną z trudniejszych, choć nie mam wątpliwości, że i ona będzie wygrana.
Aleksandra Piwowarczyk