Antoni Jurytko – lekarz bez granic
Dzieciństwo spędził na raciborskiej Płoni, edukację pobierał w Austrii i Niemczech, a doktorat obronił na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Berlinie. Mając takie atuty mógł postawić na karierę naukową w każdym mieście Europy, ale on wybrał zawód wiejskiego lekarza w Krzyżanowicach. W rodzinne strony wrócił od razu po wojnie, bo choć przesunięto granice, miał tu swoich pacjentów, których nie chciał zostawić w potrzebie.
Z Raciborza przez Berlin do Chałupek
Pan Antoni urodził się 19 stycznia 1908 roku w Tarnowskich Górach, gdzie właśnie przebywał pochodzący z Raciborza, a oddelegowany tam do pracy na kolei jego ojciec Albert z żoną Anną i dwójką synów: Erichem i Oskarem. Rodzina wkrótce powróciła do swojego domu przy ul. Kanałowej 1 na Płoni, dzięki czemu pan Antoni szkołę powszechną i gimnazjum skończył już w Raciborzu. Studia medyczne rozpoczął w austriackim Grazu, skąd po dwóch semestrach przeniósł się do Wiednia, a następnie Hamburga. Dyplom i pracę doktorską na temat „Punkcji lędźwiowej jako interwencji terapeutycznej ze szczególnym uwzględnieniem urazów głowy”, której promotorem był Georg Magnus, otrzymał na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Berlinie 25 maja 1935 roku. Przez trzy kolejne lata pracował w berlińskim Szpitalu Św. Jadwigi robiąc specjalizację z interny. – W tamtych czasach pobieranie nauki na różnych uczelniach było bardzo modne i powszechnie praktykowane. Wskazane było poznawanie różnych uniwersytetów i metod ich nauczania, stąd ta wędrówka mojego taty – tłumaczy córka doktora Brygida Jurytko.
W rodzinne strony powrócił w 1938 roku, by zastąpić w Krzyżanowicach przechodzącego na emeryturę doktora Femera. Zamieszkał w budynku niedaleko dworca. – Na piętrze mieściły się mieszkania dla lekarza i aptekarza, a na parterze była apteka i prywatna praktyka lekarska. W Chałupkach, gdzie sięgał rejon jego praktyki, poznał moją mamę Adelajdę Czekałę. Ślub wzięli 1 września 1940 roku w starym kościele w Zabełkowie – wspomina pani Brygida.
Podczas wojny bracia Oskar i Antoni zostali zmobilizowani. Jeden trafił na front, drugi pracował jako lekarz w wielu szpitalach polowych. Najstarszy Erich zmarł w 1934 roku. Wojna zaprowadziła doktora Jurytko do Austrii, gdzie w ślad za nim przybyła żona z urodzoną w 1941 roku w Gliwicach córką Brygidą. Po zakończeniu działań wojennych rodzina wróciła do Krzyżanowic, ale dom, w którym doktor wcześniej mieszkał był wypalony, więc tymczasowe lokum znalazło się w klasztorze u sióstr franciszkanek. Po roku przydzielono mu nowe mieszkanie w budynku, gdzie w latach 50. działała izba porodowa i ośrodek zdrowia.
W 1949 roku w Krzyżanowicach przyszedł na świat syn doktora, który dostał imię po ojcu, a rok później rodzina przeniosła się do domu pani Adelajdy w Chałupkach i zamieszkała z teściową doktora, panią Franciszką. Jego mama zmarła w maju 1950 roku i spoczęła na Płoni przy swoim mężu Albercie, który odszedł pięć lat wcześniej oraz synu Erichu.
Simsonem po burakach
Przed doktorem Jurytko postawiono zadanie stworzenia powojennej służby zdrowia w gminie. Oprócz Krzyżanowic obsługiwał wtedy dość duży teren, do którego należały Bieńkowice, Tworków, Owsiszcze, Chałupki, Olza i Syrynia. Rano przyjmował pacjentów na przemian w ośrodku zdrowia w Krzyżanowicach i Chałupkach. Potem leczył w przychodni kolejowej, która znajdowała się na dworcu w Chałupkach. Był kierownikiem izby porodowej w Krzyżanowicach, gdzie odbierał porody, zajmował się dziećmi i ich matkami.
Popołudniami jeździł na wizyty domowe, a do chorych docierał na rowerze, saniami lub wozem z koniem, aż w końcu przesiadł się na motor. – Kiedy zaczynała się kampania buraczana, na ulicach pojawiały się buraki, które często spadały z przewożących je wozów. Na jednego z nich najechał tata jadący do chorego simsonem i to tak nieszczęśliwie, że wybił sobie dwa zęby – wspomina córka doktora – Irena, która urodziła się w 1951 roku w Chałupkach. Pamięta również, że ludzie, wiedząc gdzie mieszka jedyny w okolicy lekarz, przyjeżdżali po niego często w nocy, a potem, gdy był już telefon, wzywali go do chorych o każdej porze. – Tato miał już tak dobrze opanowane ubieranie się, że zawsze na dół piżamy zakładał spodnie, a na górę sweter i zajmowało mu to naprawdę niewiele czasu. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy – tłumaczy Irena Radke i dodaje, że podczas I Komunii Św. jej brata doktor zszywał w domu kolano chłopcu, który miał tego dnia wypadek. – Tato miał w dobudówce swój gabinet, a w nim wszystkie potrzebne narzędzia, ale trzeba je było najpierw wysterylizować, więc to trochę trwało. Asystowała przy tym moja siostra Brygida, która o mało nie zemdlała – wspomina pani Irena. Przyjaciel doktora – Piotr Wojciechowicz – podkreśla, że pan Antoni był bardzo oddanym pacjentom lekarzem i bardzo prostolinijnym człowiekiem. Bardzo szybko nauczył się mówić dobrze po polsku, przy czym nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach.
Papużki nierozłączki
Na co dzień doktorowi Antoniemu pomagała jego żona Adelajda, która jeździła z nim często do pacjentów, a w przychodni prowadziła wszystkie sprawy biurowe. – Dziś takich małżeństw, jak moi rodzice trzeba by ze świeczką szukać. Byli bardzo zgodni i właściwie nierozłączni. Wszędzie i wszystko załatwiali razem, nawet do urzędów chodzili zawsze w dwójkę – wspomina pani Brygida.
Piotr Wojciechowicz pamięta Jurytków doskonale i o swoich przyjaciołach mówi, że byli jak ogień i woda. – Ona to wulkan energii i dusza towarzystwa, on oaza spokoju. Znakomicie się uzupełniali. Odwiedzaliśmy się nawzajem i uczestniczyliśmy we wszystkich rodzinnych uroczystościach, takich jak urodziny, komunie czy śluby naszych dzieci. Byliśmy też razem na wakacjach w Zakopanem – opowiada pan Piotr.
Ponieważ doktor Jurytko pracował w kolejowej służbie zdrowia, przysługiwały mu tzw. wczasy wagonowe z PKP. – Jeździliśmy co roku pociągiem na dwa tygodnie nad polskie morze do Międzyzdrojów, Kołobrzegu, Ustki lub Kamiennego Potoku. Na miejscu mieszkaliśmy w ustawionych niedaleko plaży wagonach kolejowych, a na posiłki chodziliśmy do murowanej stołówki, która stała między wagonami – opowiada Brygida Jurytko. Na co dzień doktor odpoczywał w swoim przydomowym ogrodzie, albo jeździł razem z dziećmi nad wodę do pobliskiej Olzy.
Jurytkowie przyjaźnili się z innymi rodzinami lekarzy: Bratkami, Wyrwołami, Selańskimi, Wojciechowiczami oraz Pawłem Wilkiem, który był przewodniczącym Powiatowej Rady Narodowej i późniejszym posłem na Sejm. – Przyjeżdżali zawsze w styczniu na urodziny taty, a my jeździliśmy do nich z rewizytą. Przywozili zazwyczaj modne w tamtych czasach kryształy, a babcia Franciszka specjalnie na tę okazję hodowała gęsi, które pojawiały się potem na stole – wspomina pani Brygida. Jej siostra Irena pamięta zabawy karnawałowe, na których rodzice bawili się ze swoimi przyjaciółmi. – Pani Selańska miała zawsze piękne kreacje z tafty, podobnie jak nasza mama, które szyła je u krawcowej w Chałupkach, albo w Raciborzu niedaleko Okrąglaka. Materiał kupowało się na metrażu w Domu Handlowym Bolko – opowiada pani Radke.
Uzdolniony muzycznie doktor często grywał na pianinie i dbał o to, by rozwijać taki talent również u dzieci. – Za pierwsze odłożone pieniądze kupił jeszcze w Krzyżanowicach pianino. Lubił Beethovena i grał ze mną utwory na cztery ręce. Tradycyjnie w każde święta Bożego Narodzenia śpiewaliśmy przy akompaniamencie taty kolędy, a potem szliśmy na pasterkę do kościoła w Rudyszwałdzie albo Zabełkowie – opowiada pani Brygida i dodaje, że dla dzieci ojciec miał zawsze czas i ogromną cierpliwość. – Dawał nam zawsze dobre rady i potrafił zmobilizować do pracy. Uważał, że wykształcenie jest w życiu bardzo ważne, dlatego po szóstej klasie szkoły podstawowej dojeżdżaliśmy wszyscy do szkół w Raciborzu i uczyliśmy się gry na pianinie, ja – u prywatnej nauczycielki w Raciborzu, brat w szkole muzycznej, a siostra Irena u organistki w Chałupkach – podsumowuje.
Dzieci idą w ślady ojca
W domu Jurytków mówiło się po śląsku, w szkole dzieci porozumiewały się po polsku, choć uczyły się również angielskiego, ale tata dbał o to, by mówiły też po niemiecku. – Prenumerował niemiecką prasę, którą potem razem czytaliśmy w niedzielę, a mnie wysyłał na lekcje języka do Gertrudy Brodziak, żony lekarza z Raciborza – opowiada pani Irena.
Jako pierwsza w 1971 roku wyjechała do Niemiec pani Brygida. Dwa lata później dołączyła do niej reszta rodziny. – Rodzice z rodzeństwem i babcią zatrzymali się najpierw w Kolonii u kuzynki mojej mamy. Potem trafili do Rösrath, gdzie tato wznowił praktykę lekarską najpierw zastępując innych lekarzy, a potem otwierając własny gabinet, w którym przyjmował jeszcze przez siedem lat. Kiedy zaczął chorować, praktykę przejął mój brat Antoni, który też był lekarzem internistą – tłumaczy pani Brygida, która studia medyczne skończyła we Wrocławiu, a w Niemczech pracowała jako okulistka. Jej siostra Irena rozpoczęła studia stomatologiczne jeszcze w Polsce, ale w końcu zdecydowała, że pójdzie w ślady ojca i również została internistą.
Tato po przyjeździe do Niemiec był bardzo dzielny. Miał już 65 lat, a potrafił pokonać swoją starą skodą 30 kilometrów na zupełnie nowym terenie, by dotrzeć na zastępstwo do jakiegoś miasta – opowiada pani Irena i wspomina pierwszy samochód taty, który dostał w latach 50. na talon dla lekarzy. – W powiecie mieli je już doktorzy: Brodziak w Raciborzu, Wyrwoł w Rudach i
Selański w Pietrowicach Wielkich. Pierwsza była enerdowska ifa, następny wartburg w kolorze kakao i czarna skoda, którą tato jeździł jeszcze po naszym wyjeździe do Niemiec – mówi córka Irena Radke, a jej siostra Brygida dodaje, że ze swym berlińskim doktoratem i prawie 40-letnim doświadczeniem doktor Jurytko mógł bez przeszkód kontynuować praktykę lekarską, do czego wszyscy w Niemczech go namawiali.
Pracował do 72. roku życia, a jego karierę zawodową przerwała choroba nowotworowa. Zmarł w 1988 roku i został pochowany w Rösrath. Rodzinne tradycje kultywuje wnuczka doktora i jednocześnie córka Antoniego – Alexandra Jurytko-Hoffmann, która jest w Niemczech chirurgiem plastycznym.
Katarzyna Gruchot
zdjęcia z archiwum rodziny Jurytko
ANTONI JURYTKO (1908 – 1988) kierownik ośrodka zdrowia w Chałupkach oraz ośrodka zdrowia i izby porodowej w Krzyżanowicach, organizator służby zdrowia w gminie Krzyżanowice