To nie jest tak, że po mszy mamy dzień wolny
Plebania i tocząca się tam codzienność stoi jak zwykle na uboczu kościoła, przez pryzmat którego postrzegane jest życie księży i pełnione przez nich obowiązki duszpasterzy, katechetów czy spowiedników.
– Często ludziom wydaje się, że po odprawieniu mszy św. mamy cały dzień wolny – rąbka tajemnicy swojej zapracowanej rzeczywistości uchyla proboszcz parafii św. Mikołaja na Starej Wsi, ks. dziekan Adrian Bombelek. Tymczasem od wczesnych godzin rannych, gdy wyjdzie z pokoju cały czas ma zajęty, poczynając od kancelarii, gdzie czekają różne sprawy do załatwienia, po obowiązki dziekana związane ze spotkaniami czy wyjazdami do kurii.
Zwykle dzień ks. Adriana Bombelka zaczyna się przed szóstą, kiedy trzeba pójść do konfesjonału lub na mszę św. i tylko czasem można pospać do siódmej. Potem naprędce proste śniadanie, które podobnie, jak i kolację każdy z księży przygotowuje sobie sam. – Nie mamy czasu rozsiadać się, ponieważ zwykle na konkretne godziny mamy jakieś zajęcia – tłumaczy. W starowiejskiej plebani obiady przygotowuje pani gospodyni, ale jak przyznaje kapłan, nie wszyscy księża na swych „placówkach” mają ten luksus i czasem również gotowanie posiłków jest na ich głowie.
– Każdy ksiądz, pięć razy w ciągu dnia, odmawia swoją modlitwę brewiarzową: Jutrznię, Godzinę Czytań, Modlitwę w ciągu dnia, potem Nieszpory, a przed snem tzw. Kompletę – wymienia spoczywające na duchownych obowiązki religijne.
Potem w życie duchownego wkrada się codzienność, zdominowana aktualnymi sprawami. – Lubię czytać, ale ostatnio czytam to co muszę, a więc np. ustawę oświatową – przypomina o tworzącym się katolickim liceum ogólnokształcącym w Raciborzu, które ruszy 1 września 2018 r. Jako dyrektor, aby otworzyć szkołę musi przygotować dokumentację, niezbędną do uzyskania np. pozytywnej opinii kuratorium. Po nowym roku rozpoczniemy remont budynku po dawnym Medyku na Ostrogu – mówi mocno zajęty ksiądz.
Łączy pasję motocyklisty z pełnioną posługą
Oprócz spraw szkolnych, na co dzień czeka go normalne życie w parafii jak np. ostatnio dalsza wymiana płotu starego na nowy na cmentarzu. Prace przy kościele trwają nieustannie. – Cały czas coś robimy, wymieniona została instalacja elektryczna, nagłośnienie, odnowiono ołtarze. Nie robię tego dla siebie, zawsze mówię ludziom, że to jest ich, a wszystko co wspólnie zrobimy – pozostanie, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Bez ich pomocy, nawet gdybym miał najszczersze chęci, nic bym nie zrobił – chwali wiernych. I dodaje, że parafianie muszą czuć, że to jest ich bogactwo i dziedzictwo zarazem, ponieważ kiedyś w to wspólne budowanie włączali się ich pradziadkowie, dziadkowie i rodzice.
Ksiądz Bombelek wolnych chwil ma niewiele, za wyjątkiem tych na urlopie podczas wakacji, ale i wówczas poświęca czas np. motocyklistom. Przed pięciu laty został ich oficjalnym kapelanem. –Nigdy nie przepadałem za motorami, może dlatego, że ich użytkowników często uważało się za tzw. „dawców nerek”. Ale nie można wszystkich wkładać do jednego worka mówiąc, że wszyscy są źli – szczerze wyznaje. Dziś sam zmienił swoje poglądy. – Kiedyś pojawił się u mnie pan Andrzej Złoczowski ze swoją grupą motocyklistów. Szukali nowego lokum i kogoś kto ich przygarnie, a ponieważ byłem również nowy, zgodziłem się – opowiada. Na pierwszą pielgrzymkę do Tyńca ks. Bombelek jechał na tylnym siedzeniu motocykla, co było bardzo niewygodne i kłopotliwe, zwłaszcza gdy lał deszcz i było ślisko. – Aby ulżyć motocykliście, który mnie wiózł postanowiłem pójść na prawo jazdy. Okazało się, że można łączyć nowo odkrytą pasję z pełnioną posługą – przyznaje. Na swego mechanicznego rumaka wybrał choppera, bo na ścigaczu nie czuje się bezpiecznie. I zapewnia, że w grupie zawsze jeżdżą rozważnie. Motocykliści, to specyficzna wspólnota, kiedy ktoś jest w potrzebie, choruje czy coś komuś się psuje na trasie, wszyscy pomagają. – Podczas wyjazdu do Gierzwałdu, po mszy w domu pielgrzyma zebrali się motocykliści zwracając uwagę pozostałych pielgrzymów. W odróżnieniu od innych grup, zanim wszyscy zasiedli do wspólnego posiłku, czekali aż dołączymy do nich, a następnie odmówiliśmy razem modlitwę. Tym swoim prostym świadectwem wiary, bardzo zaskoczyliśmy pozostałych uczestników – wspomina niezwykłość chwili. Zachwyca go też otwartość ludzi, gdy motocyklami wjeżdżają do niektórych miejscowości, a nawet policji, która macha im w drodze. Jedna ze starszych parafianek przyznała, że zmieniła zdanie na temat motocyklistów, gdy ustąpili jej miejsca na przejściu dla pieszych.
Raciborska grupa motorowa wraz ze swym kapelanem stale też uczestniczy w pielgrzymkach na Górę św. Anny. W tegorocznej jubileuszowej, bo organizowanej po już po raz 15. brało udział prawie 10 tys. motocyklistów. – Mszy św. przewodniczył wtedy metropolita naszej archidiecezji ks. abp Wiktor Skworc. Dodam, że i nasz ks. bp Andrzej Czaja również chętnie przewodniczył modlitwie podczas mszy św. w ubiegłym roku. Dziś to jedna z największych pielgrzymek na Górze św. Anny, a wszystko zaczęło się od 30 uczestników na motorach – opowiada.
Współistnienie kapelana ze swą motorowa wspólnotą, to jednak nie tylko wyjazdy i pielgrzymki. Razem robią dużo dobrego. – Parafianie dzieląc się darem serca, przez dwa tygodnie przed odpustem ku czci św. Mikołaja przynosili słodkości, do których dołożyli się ze swych składkowych funduszy motocykliści, wspólnie rozdając prawie 100 paczek dzieciom z parafii, „Przystani” domu dla dzieci, który prowadzą siostry przy klasztorze Annuntiata – wymienia ks. Bombelek. Innym razem policjanci i motocykliści obdarowali najmłodszych kamizelkami odblaskowymi. Po raz pierwszy w tym roku odbyło się też „Śniadanie wielkanocne” na raciborskim Rynku. Przed kapelanem i jego grupą motorową jeszcze wspólna wigilia.
Muzyką zjednuje sobie młodych
Ks. Adrian Bombelek pozostaje też wierny muzyce. Dlatego przed pięciu laty, gdy objął parafię, stworzył zespół młodzieżowy, który uświetniał nabożeństwa, a ostatnio wydał płytę z kolędami i pastorałkami. Krążek ten promowany będzie podczas świąt, ponieważ zespół wystąpi przed i w trakcie pasterki, a także podczas koncertu kolęd, 6 stycznia. Swą nazwę „El Shaddai” czyli „Bóg, który przemawia do człowieka” młodzi muzycy zaczerpnęli ze Starego Testamentu. Kiedyś spotykali się raz w tygodniu, ponieważ grywali co piątek na Mszach dla młodzieży. Dziś studiują dlatego ich próby odbywają się zwykle przed uroczystościami. Duszpasterz, który gra w ośmioosobowej grupie na gitarze klasycznej, chwali młodych muzyków za wytrwałość i talent. Na przykład wokalistka Magdalena Wojak, dziś jest na Akademii Muzycznej w Katowicach. – Piękne jest to, że odchodząc na studia nie zostawili muzykowania w zespole przy parafii – podkreśla zaangażowanie.
„El Shaddai” posłuchać będzie można podczas tegorocznego koncertu kolęd w starowiejskiej świątyni. Poprzedzi go kolejny orszak Trzech Króli, który wziął swój początek przed czterema laty właśnie w Mikołaju. – Zależało mi, aby ludzie ciekawie spędzili ten wolny czas. Myślę, że wierni dopiszą, nie brakowało ich nawet w tak zimy dzień, jak w ubiegłym roku, kiedy orkiestrze zamarzały instrumenty – wspomina. Zdradza, że przygotowania do tych wydarzeń, które rozpoczynają się już w czerwcu, zajmują sporo czasu. – Trzeba pozyskać ludzi, którzy zadbają o akustykę koncertu, zaprosić orkiestrę, zespoły, solistów, przygotować nowe aranżacje, znaleźć sponsorów – odkrywa kuluary tych dużych imprez.
Kiedy więc ks. Bombelek znajduje chwilę dla siebie? Bywa, że raz na dwa miesiące, wieczorem, gdy weźmie gitarę do ręki. Czasem sam, a czasem z przyjacielem spędzają wtedy czas grając ulubioną „muzę”, przy której potrafi oderwać się od codziennych obowiązków.
(ewa)