Mistrz świata odprawia msze oraz przeciwników z kortu
Proboszcz sudolskiej parafii jest wśród księży utytułowanym tenisistą. Tytuł mistrza świata ksiądz Norbert Nowotny zdobywał na Filipinach. Na podium krajowego czempionatu duchownych staje odkąd zadebiutował.
Pochodzi z Komprachcic, miejscowości znanej z obecności jednostki wojskowej. Ma liczne rodzeństwo, przyszedł na świat 51 lat temu. W podstawówce lubił lekcje matematyki, ale od zawsze kochał wuef. – Najlepsze były zajęcia, kiedy nauczyciel rzucał nam przez okno piłkę, a my ganialiśmy za nią do upadłego – wspomina z radością w oczach. Na ostatnie dwa lata szkoły podstawowej zawitała do placówki wuefistka z powołania, pani Ból. Przedmiot nauczania potraktowała bardzo poważnie i trafiła na zdolnych i chętnych uczniów. Dzieci zaczęły pilnie trenować i wygrywać szkolne zawody w kolejnych dyscyplinach. Norbert był tak dobry, że nauczycielka namawiała go by pomyślał o przyszłości na AWF. Ten nie zamierzał wtedy uczyć się przez następnych 8 lat, bo to za długo. Wybrał technikum mechaniczne, poznał dziewczynę i zaczął kreślić swą przyszłość w oparciu o pracę i rodzinę. Wciąż chciało mu się grać w piłkę i zapisał się do LZS Wawelno. Potrzebował na to zgody rodzica. Mecze były w niedzielne przedpołudnie, więc ojciec stwierdził, że zgodę podpisze o ile Norbert będzie rano chodził do kościoła na msze. Ten złożył deklarację i nabożeństw nie opuszczał, choć poranne wstawanie było dlań wyzwaniem. – W ten sposób tato zyskał pewność, że w niedzielę będę w kościele. Co ciekawe, parę lat wcześniej, jak tylko coś nabroiłem, to musiałem chodzić na nieszpory, niejako w formie zadośćuczynienia. Starsze panie, które tam przychodziły, chwaliły mnie jako bardzo pobożnego chłopca – uśmiecha się dziś ksiądz.
Ksiądz? Jeszcze nie
Nowotny już jako nastolatek pewnego dnia wszedł na przydomowego orzecha by potrząsnąć gałęziami. Nieszczęśliwe postawił nogę na jednej, bardzo spróchniałej, ta złamała się i chłopak runął na ziemię. Spadł na plecy, zwinął się w kłębek i stracił przytomność. Ocknął się w karetce. Już w szpitalu był świadkiem jak ratowano innego człowieka, lecz ten zmarł. Częściowo sparaliżowany Norbert leżał w lecznicy kilka dni i miał wiele czasu na przemyślenia. Obok niego położono kapłana. Kiedyś inny ksiądz przyszedł go odwiedzić i pomylił łóżka, zwracając się do Nowotnego jak do znajomego duchownego. – Czy to ksiądz? – spytał gość. – Nie, jeszcze nie – odparł nasz bohater, po czym zaczął się zastanawiać nad swoją odpowiedzią. Tak przyszło powołanie i późniejsza decyzja o wstąpieniu do seminarium.
Debiut na korcie
Lata studiów miały swój związek z tak lubianym przez Nowotnego sportem. Dobrze pamięta, jak z kolegami z pierwszego roku stanął do meczu piłkarskiego z doświadczoną kadrą seminarium. Taka była w Nysie tradycja, że starsi grają pierwszy mecz z młodszymi. Zwykle ta rywalizacja kończyła się wielocyfrową porażką nowicjuszy. Drużyna z Nowotnym w składzie rozegrała dobre spotkanie i uległa tylko 1:2. Z czasów seminarium obecny proboszcz Sudołu zapamiętał epizod związany z tenisem ziemnym. – To był pierwszy raz, jak byłem na korcie. Z kolegą z Raciborza Andrzejem Urbiszem rozegraliśmy mecz. On trenował od roku, ja byłem zielony, a jedynego tenisa jakiego znałem to stołowego. Co ciekawe, wtedy pokonałem Andrzeja – wspomina nasz rozmówca.
Szczęśliwa kolęda
Po święceniach młody ksiądz powędrował do Koźla, gdzie jako wikary został narciarzem. Zaczęło się od kolędy, na której poznał pasjonata tego sportu i pojechał z nim na obóz narciarski. Później dołączyli ministranci, wyjazdy stały się regularne, a ksiądz nabrał na tyle wiedzy i pewności siebie, że sam zaczął uczyć jazdy na nartach. Z Koźla Nowotnego przeniesiono do Łącznika, gdzie kontynuował swoją nową, sportową pasję. Zauważył go „Gość Niedzielny” i tak powstał artykuł „Duszpasterz i trener”.
Kluczowy dla jego późniejszych sukcesów na kortach okazał się pobyt w Kluczborku. W pobliżu parafii znajdowały się korty tenisowe. Wikary często przystawał obok i patrzył na grających. Kończyły się lata 90. Znów na kolędzie doszło do spotkania z pasjonatem. Były dyrektor kluczborskiej szkoły okazał się zapalonym tenisistą. Gdy Nowotny podzielił się z nim swymi marzeniami o grze, Eugeniusz Wyjadłowski zaprosił go do wspólnych treningów. – Zaczęliśmy regularnie grywać. Początkowo wyraźnie przegrywałem. Pan Gienek, choć ode mnie starszy, dysponował znakomitą techniką i pokonywał mnie bez trudu. Minęło pół roku, nabrałem doświadczenia i zacząłem z nim wygrywać. Zawsze dobrze biegałem, co przydało się na korcie – mówi N. Nowotny.
Spóźniony w Krakowie
Koledzy od tenisa rozstali się w 2004 roku gdy ksiądz objął probostwo w Makowicach. Był już wtedy niezłym graczem i postanowił się sprawdzić w lidze tenisowej w Nysie. Już pierwszy turniej przyniósł mu miejsce na podium. – W tej rywalizacji zrozumiałem jak wiele zależy od psychiki gracza. Przegrywałem ze słabszymi od siebie, a pokonywałem lepszych – podkreśla kapłan. Jeden ze sponsorów ligi ufundował dla Nowotnego specjalny puchar, bo jego debiut okazał się historyczny dla rozgrywek – nikt wcześniej nie zajął tak wysokiego miejsca. W poszukiwaniu wymagających przeciwników ks. Norbert trafił na korty wrocławskie. Tam poznał ks. Roberta Zapotocznego, z którym potyka się przy siatce do dziś. Kolega w sutannie zachęcił go do udziału w Mistrzostwach Polski Księży, które odbywały się w 2006 roku w Krakowie. Nowotny dotarł tam z problemami, mocno spóźniony, ale uczestnicy byli ciekawi jego poziomu więc zaczekali. – Te mistrzostwa zaczynały się skromnie, od 10 rywali, dziś w stawce jest ponad 50 zawodników – tłumaczy proboszcz. Zawody w Krakowie zakończyły się dla niego na 3 miejscu.
Podróż życia
Swój największy sukces ksiądz Norbert zaliczył na Filipinach. Trafił tam dzięki regularnym startom w krajowym czempionacie księży. Przyjeżdżali nań m.in. Filipińczycy, bo zawody miały status międzynarodowych mistrzostw. Kiedyś zaprosili do siebie Polaków i Nowotny znalazł się w kadrze narodowej. Do dziś ma biało-czerwony dres z orzełkiem na piersi. – To była wyprawa życia – wspomina. W turnieju rangi Międzynarodowych Mistrzostw Filipin wzięli udział również kapłani z USA, Malezji i innych części świata. W tej stawce Nowotny okazał się najlepszy. Później nadszedł najważniejszy turniej w tenisowej karierze – Mistrzostwa Świata w Żywcu. W grze podwójnej Nowotny wywalczył 1 miejsce. W deblu został też mistrzem Polski.
Pokonać stres
Po co księdzu ten tenis? – pytam. Proboszcz uważa, że sport pomaga mu w posłudze kapłańskiej. Jako narciarz, rowerzysta, biegacz i wreszcie tenisista zawarł wiele nowych znajomości, zbliżył się do społeczności, gdzie był kapłanem. – Sport jest również pomocny w radzeniu sobie z trudnymi, często stresującymi sytuacjami. Uczy dyscypliny, poszanowania czasu i planowania, niesie ze sobą pozytywne wartości. Poza tym jestem kibicem – podkreśla Nowotny. Zagrzewał do boju polskich tenisistów gdy grali turniej WTA w Spodku. Lubi oglądać mecze piłkarskie, siatkówki i piłki ręcznej. Mistrzowski poziom zobowiązuje. W przyszłym roku sudolski proboszcz pojedzie do Włoch. W Loretto odbędą się tenisowe Mistrzostwa Europy Księży. Sportowe zacięcie przekazuje ministrantom, z którymi wyjeżdża zimą na narty i grywa w ping-ponga. – Co prawa tenis stołowy i ziemny to dwa różne światy, ale lubię grać w oba i cenię tę radość towarzyszącą rywalizacji sportowej – kończy ks. Norbert Nowotny.
Mariusz Weidner