Najpiękniejsza góra świata i żegluga wybuchowym jachtem
Z księdzem Adamem Rogalskim, proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu, o zamiłowaniu do górskich wędrówek, żeglarstwie, odkrywaniu granic możliwości i potrzebie samotności rozmawia Wojtek Żołneczko.
– Czy proboszcz tak dużej parafii ma czas wolny dla siebie?
– Rzeczywiście, żyjemy w miejscu pracy i trudniej jest nam wygospodarować czas wolny. Taka jest specyfika naszego życia. Ale czas wolny musi być, jest obowiązkiem i staram się o niego troszczyć.
– Kiedyś pewnie miał ksiądz więcej czasu wolnego. Dotarły do mnie wieści, że interesował się ksiądz wspinaczką oraz żeglarstwem. Czy to prawda?
– Tak. To są takie pozostałość z dawnych, dziecięcych zainteresowań, które z czasem rozwinęły się o wysokość i odległość. Góry i woda to są takie dwa zajęcia, do których nadal wracam. Do jednego rzecz jasna tylko latem, natomiast góry mają to do siebie, że są godne uwagi i latem, i zimą. Choć muszę się przyznać, że dawno nie byłem w jakichś wyższych górach.
– Woli się ksiądz wspinać na góry, czy po prostu po nich wędrować?
– Zdarzyło mi się wspinać. Miałem szczęście być na Matterhornie*, najpiękniejszej górze świata. Byliśmy tam razem z księdzem Krzysztofem Grzywoczem, który niedawno zginął w górach. Jednak zazwyczaj to są wędrówki, bywa że w samotności. Wracając do wspinaczki, to nie mam za sobą szkoleń alpinistycznych, czy taternickich, ale jeśli trzeba się zaasekurować, to wiem jak to zrobić. Zresztą lina jest wspólnym mianownikiem jednego i drugiego sportu.
– Wspomniał ksiądz o wyprawie na Matterhorn. Ta góra wznosi się w Alpach Zachodnich. Po jakich jeszcze górach przyszło księdzu wędrować? Da się to sprowadzić do prostego wyliczenia?
– Tak. Pomijając polskie góry, które trzeba docenić, bo są naprawdę piękne, to głównie były wędrówki po Alpach Austriackich, trochę też po włoskich Dolomitach. Generalnie interesują mnie góry, które są w zasięgu jednego dnia jazdy samochodem. Nie było okazji, aby gdzieś dalej wyjechać, ale też nie ciągnie mnie do tego.
– Która wyprawa zapadła księdzu szczególnie w pamięci?
– Bez wątpienia Matterhorn. 4000 metrów to wymagająca wysokość. Wejście na tę górę było doświadczeniem odkrycia pewnych granic, których człowiek mógłby nie przekroczyć. Czasem nam się wydaje, że gdybym się postarał, to coś bym był w stanie zrobić. To dotyczy różnych aspektów życia, nie tylko fizycznego. W tamtym przypadku to było doświadczenie autentycznej granicy możliwości. Miało to też trochę praktyczny wymiar – nasza wędrówka przedłużyła się o jeden dzień i najzwyczajniej w świecie zabrakło nam wody do picia, a do najbliższego sklepu było bardzo daleko.
– Co jest takiego pociągającego w tych wędrówkach po górach?
– Góry mają swój majestat. Człowiek sobie uświadamia, że wszystko jak okiem sięgnąć jest poniżej. Druga sprawa to jest odkrywanie tych granic. Człowiek czasem sobie myśli, że gdyby się zmusił, to da radę. Ale tak nie jest. To są ważne odkrycia życiowe.
– To które góry są najpiękniejsze?
– Obawiałbym się robić taką hierarchię. Polskie góry są piękne, choć na ostatnich rekolekcjach w Tatrach odkryłem, że są też potwornie zadeptane. Dobrze, że ludziom chce się wędrować po polskich górach, ale wypocząć się w nich już nie da. W tym roku pomyślałem sobie, że dawno nie byłem w Bieszczadach. Pojechałem dosłownie na trzy dni i na nowo odkryłem ich urok. Dlatego nie sposób odpowiedzieć na to pytanie.
– Czy jest jakaś góra – marzenie, na którą chciałby się ksiądz wspiąć?
– To zawsze tak jest, że jak się coś zdobywa, to człowiek odkrywa, że jest coś dalej. W tym wypadku, że jest coś wyżej. Trochę tych czterotysięczników w Europie zostało, więc obawiam się, czy dam radę. Zawsze kusi ten najwyższy szczyt (w Europie – red.), ale zobaczymy.
– Zejdźmy z gór i wejdźmy do wody. Żeglarstwo śródlądowe, czy morskie?
– Każde. Woda jest wodą. Jedna jest słodka, druga jest słona, ale po jednej i po drugiej można pływać. Zaczęło się od jezior. Tak w każdej dziedzinie bywa, mam nadzieję, że duchowej też, że człowiek zaczyna od rzeczy bliższych i prostszych, a potem odkrywa, że można dalej, wyżej, bardziej. Nas też tak zaciągnęło na morze, choć latem najczęściej pływamy po zbiorniku w Pławniowicach pod Gliwicami.
– Proszę powiedzieć coś o tych morskich wyprawach...
– Zapoznaliśmy się z taką osobą, która ma jacht. To solidna, stalowa konstrukcja starej daty. Nie ma wielu udogodnień, które dzisiaj są standardem, ale to też ma swój urok, bo wszystko trzeba robić ręcznie. „Nitron” został zbudowany dla klubu żeglarskiego, który działał kiedyś przy zakładach materiałów wybuchowych w Krupskim Młynie. Swego czasu opłynięto na nim świat. Gdy zakłady upadały, ktoś odkupił go w prywatne ręce.
– Wędrować po górach i żeglować można samotnie lub w grupie. Która forma bardziej księdzu odpowiada?
– Czasami mam taką potrzebę by być samemu – żeby nikt nic nie mówił i nie chciał niczego. Jestem jednak daleki od przysłowiowego samotnego rejsu dookoła świata. Dlatego jeśli decyduję się na samotną wyprawę w góry, to dla poprawy kondycji psychicznej, ale najczęściej to są działania wspólnotowe. W grupie jest też bezpieczniej.
– Czy podczas tych górskich wędrówek znalazł się ksiądz kiedyś w niebezpiecznej sytuacji?
– Nie przypominam sobie czegoś takiego. W tej mojej aktywności nie chodzi o adrenalinę. Z drugiej strony człowiek często nie wie, jak coś może, czy mogłoby się skończyć. Wspomniany ksiądz Krzysztof Grzywocz wychodząc ze schroniska zapowiedział, że wróci wieczorem. Nie wrócił. Zginął i nie wiadomo, gdzie jest. Niczego nie można być pewnym. To uczy szacunku.
– Aby chodzić po górach czy żeglować, trzeba mieć więcej wolnego czasu. Czy jest coś jeszcze, co pozwala księdzu odpocząć w warunkach codziennej posługi i pracy?
– Podział na czas pracy czy posługę i czas wolny jest w przypadku księży umowny. Wręcz nie chcę mieć takiego wyraźnego podziału, że tu jest praca zawodowa, a tu jest mój urlop i wtedy nic mnie nie interesuje. Owszem, na morzu jest odpoczynek od kancelarii i telefonów, ale nigdy nie odstawiam na bok troski o życie duchowe. Eucharystia w górach czy na morzu też ma swoją wymowę. Wymiar modlitwy w „pięknych okolicznościach przyrody” też jest inny.
– Książka, film, czy muzyka?
– Muzyka. Z racji współpracy z młodymi ludźmi, którzy posługują przy parafii, mam dużo kontaktu z muzyką chrześcijańską. Są wieczory uwielbienia, spotkania z muzykami chrześcijańskimi, które często łączy się z rekolekcjami. Ale nie stronię też od muzyki klasycznej. Zresztą w twórczości Mozarta, Bacha czy Händla jest też dużo wątków religijnych, bo oni tworzyli również na potrzeby kościoła.
* Matterhorn – szczyt w Alpach Zachodnich, leży na granicy Szwajcarii i Włoch. Wznosi się na wysokości 4478 m n.p.p. Jest jednym z najpóźniej zdobytych szczytów alpejskich (1865 rok), prawdopodobnie ze względu na odstraszający wygląd.