Paweł Prach, specjalista w szpitalu na peryferiach
Paweł Prach kojarzy się dziś nieodłącznie z krzanowickim szpitalem, z którym był związany ponad trzydzieści lat. Szpital już nie istnieje, ale pacjenci pamiętają jeszcze postawnego doktora, który od pierwszej chwili wzbudzał ogromne zaufanie, zaś pracujący z nim lekarze bardzo wymagającego szefa.
W rodzinie jest siła
Genowefa i Alfred Prachowie pochodzili ze Wschodu, z okolic Stanisławowa. Tam przyszło na świat ich dwóch synów: 17 stycznia 1931 roku Paweł, a 21 czerwca 1940 r. Alojzy. Podczas repatriacji w 1946 roku rodzina trafiła do Baborowa. Alfred, z zawodu kolejarz został zawiadowcą stacji w Baborowie, a później w Głubczycach. – Teść, mimo że mieszkał przy stacji kolejowej, do pracy przychodził zawsze 15 minut wcześniej. Paweł odziedziczył po nim tę punktualność – mówi bratowa Jadwiga Prach. A doktor Stanisław Morawiec, który przepracował z nim ponad trzydzieści lat dodaje: – Spóźnił się tylko raz w życiu, w dniu, w którym miał zawał. Oczywiście zdążył jeszcze zadzwonić do szpitala i uprzedzić, że się źle czuje.
Paweł i Alojzy uczyli się w gimnazjum i liceum w Głubczycach. Z obiema szkołami byli bardzo związani, uczestniczyli we wszystkich zjazdach absolwentów i chętnie mury placówek odwiedzali. Paweł był świetnym matematykiem, ale pod wpływem ojca poszedł na studia medyczne. – Oni byli tak wychowani, że nigdy nie sprzeciwiali się woli rodziców. To byli zawsze grzeczni i dobrze ułożeni chłopcy i to im zostało na całe życie – mówi Jadwiga Prach. Mimo dość dużej różnicy wieku bracia zawsze byli blisko siebie. Po szkole w Głubczycach obaj skończyli Akademię Medyczną we Wrocławiu i obaj po studiach wrócili w rodzinne strony. Rodzina zawsze trzymała się razem. Wspólnie spędzano wszystkie święta i zgodnie ze wschodnią tradycją obchodzono uroczyście imieniny. – W ciągu tych wszystkich lat tylko raz zdarzyła nam się osobna wigilia. To było wtedy, gdy Paweł pojechał na święta do żony do Łodzi i spędzali je razem z jej matką – wspomina pani Jadwiga. Zimą wyjeżdżali razem na narty, a latem przemierzali wspólnie Europę. Bracia z ogromną troską opiekowali się owdowiałą matką. Pani Genowefa przeżyła obu synów. Zmarła w wieku 96 lat.
Miłość i medycyna
Kiedy w 1955 roku Paweł Prach ukończył Akademię Medyczną we Wrocławiu, przyjechał do Raciborza, gdzie został asystentem na oddziale wewnętrznym szpitala na Bema. Podczas stażu poznał Annę, absolwentkę Łódzkiej Akademii Medycznej. Fale, które wysyłała urocza pani radiolog skutecznie zawładnęły umysłem młodego Pawła Pracha. W 1957 roku młodzi wzięli ślub i zamieszkali w jednym z pokoi lekarskich przy szpitalu. Później pokój zamienili na mieszkanie naprzeciw szpitala. Medycyna ich połączyła i niebawem okazało się, że przyczyniła się do ich wieloletniej rozłąki. Kiedy córka Prachów – Małgorzata chodziła do drugiej klasy podstawówki, pani Annie zaproponowano objęcie funkcji kierownika pracowni radiologii w Łodzi. Temu zawodowemu wyzwaniu ambitna lekarka chciała sprostać. Mieli wyjechać razem, ale pan Paweł nie potrafił rozstać się z Raciborzem. Od tej pory stanowili weekendowe małżeństwo. Ona z córką mieszkała w Łodzi, a on w Raciborzu. Gdy żona robiła doktorat, pan Paweł pracował w szpitalu, był lekarzem rejonowym w Tworkowie i pełnił funkcję kierownika pogotowia ratunkowego. Właśnie z czasów kierowania pogotowiem pochodzi historia, którą przypomniał doktor Stanisław Morawiec: – Miałem właśnie nocny dyżur w pogotowiu, kiedy okazało się, że Paweł ma urodziny. Postanowiliśmy więc jakimś sposobem ściągnąć go do pracy i namówić na wspólne świętowanie. Dyspozytor zadzwonił do niego z informacją, że musi natychmiast przyjechać, bo Morawiec odmawia wyjazdu karetką. Zdziwiony całą sytuacją Prach, jak przystało na odpowiedzialnego kierownika, szybko zjawił się na pogotowiu i został tam już do rana.
To były niezapomniane urodziny – dodaje pan Stanisław.
Mimo ogromu pracy doktor Prach znajdował zawsze czas na siłownię, pływanie i codzienne spacery z psem. Rodzina miała dla siebie soboty i niedziele. – Wiele małżeństw nie wytrzymałoby takiej rozłąki, ale oni się kochali i byli ze sobą szczęśliwi nawet na odległość – mówi Jadwiga Prach. Bo pan Paweł był, jak mówi jego bratowa, mężem idealnym. Dla swojej żony miał zawsze dużo ciepłych słów i tolerancji. Choć sam nie palił, przez całe lata znosił jej nałóg. Lubił pani Annie robić prezenty i znany był z tego, że miał świetny gust. On – zawsze punktualny, stonowany i raczej skryty, ona – dusza towarzystwa, tryskająca humorem i bardzo bezpośrednia. Oboje zjednywali sobie szybko ludzi i postrzegani byli jako idealna para.
Po wyjeździe żony Paweł Prach sprzedał mieszkanie na Bema i zamieszkał z matką. Zapracowanemu lekarzowi odpowiadał wikt i opierunek u mamy: wykrochmalone i wyprasowane koszule i przede wszystkim domowe jedzenie. Kuchnię omijał bowiem szerokim łukiem. – Kiedy teściowa wyjechała do sanatorium, Paweł załatwił sobie obiady w szpitalu. W domu zaparzał tylko herbatę. Wyciągał po kolei z kredensu czyste szklanki a gdy ich zabrakło, poszedł do sklepu kupić nowe – opowiada ze śmiechem pani Jadwiga.
Po przejściu na wcześniejszą emeryturę Anna Prach wróciła do męża. Zamieszkali razem w segmencie, który kupili na Segeta w Raciborzu. Wspólnym życiem nie cieszyli się jednak zbyt długo. Zmagająca się z rakiem płuc pani Anna opuściła swego męża w 1995 roku. Paweł Prach przeżył swoją żonę zaledwie o półtora roku.
Kadra ważniejsza niż sprzęt
Początkowo w szpitalu w Krzanowicach, który organizacyjnie był oddziałem wewnętrznym raciborskiego szpitala, mieściła się izba porodowa i oddział neurologiczny. Właśnie na ten oddział po uzyskaniu drugiego stopnia specjalizacji z chorób wewnętrznych trafił Paweł Prach. Trzymiesięczne zastępstwo przedłużyło się do trzydziestu lat, a twórca nowego oddziału wewnętrznego, który stworzył od podstaw, stał się niebawem jego ordynatorem. To dzięki jego staraniom szpital wzbogacił się o nowoczesny sprzęt medyczny, a specjalistyczną wiedzę zdobyło wielu lekarzy. Początki były jednak trudne. – Wtedy nie było tu prawie niczego – opowiadał w artykule dla „Nowin Raciborskich” z 24 listopada 1995 roku – do dyspozycji mieliśmy słuchawki i aparat rentgenowski z amerykańskiego demobilu. Laboratorium wykonywało jedynie podstawowe badania moczu i morfologię krwi.
– Pierwszy sprzęt do wziernikowania żołądka i jelita grubego trafił do Krzanowic dzięki siostrom z Annuntiaty. W 1981 roku, jakieś dwa tygodnie przed stanem wojennym, dzięki kontaktom klasztoru przywieźliśmy z Niemiec używany sprzęt, który nam służył jeszcze przez wiele lat – wspomina doktor Stanisław Morawiec. Dzięki przyjaźni doktora Pracha z dyrektorem Rafametu Mieczysławem Niteforem szpital wzbogacił się też o nowe amerykańskie endoskopy, na zakup których potrzebne były dewizy. Jednak sam sprzęt – jak mówił Paweł Prach – to nie wszystko, bo na nic dobra aparatura, gdy nie ma odpowiedniej kadry.
Ordynator dwa lata spędził w Klinice Gastroenterologicznej w Warszawie, a także w Śląskiej Akademii Medycznej. Brał wielokrotnie udział w zjazdach i szkoleniach gastrologów. – Paweł był pracoholikiem i bardzo mądrym lekarzem. Miał liczne kontakty z naukowcami: ikoną polskiej interny profesorem Gibińskim, profesorem Rużyłło, Jonderko i Duławą – mówi Stanisław Morawiec. Dzięki tym znajomościom szpital miał stały kontakt ze Śląską Akademią i Instytutem Onkologii. Placówki te nie tylko szkoliły lekarzy, ale także udzielały stałych konsultacji. – Podczas jednej z nich nasz konsultant z interny bardzo się zdziwił, że na takim małym oddziale mamy pełną diagnostykę. My wtedy robiliśmy takie badania, jakie wykonywało się w klinice – wspomina doktor Aleksandra Czekajło. – Szef był jednym z nielicznych, którzy w tym czasie mieli specjalizację szczegółową i starał się zdobywać sprzęt, by móc kontynuować to, czego się nauczył – dodaje. Oddział w Krzanowicach przez prawie trzy dekady pełnił rolę lokalnego ośrodka gastrologicznego. Jako ordynator wiele wymagał zarówno od siebie jak i swych podwładnych. – Zawsze dbał o poziom naukowy kadry. Nie każdy dostawał szansę, żeby z nim pracować – mówi Aleksandra Czekajło. – Organizował nam na przykład takie wewnętrzne szkolenia. Każdy z nas dostawał do przygotowania referat na dany temat i musiał go przedstawić swoim kolegom. Lubił też nas odpytywać podczas wizyt – dodaje. Ponieważ doktor Prach znał doskonale angielski, wymagał też od swoich lekarzy znajomości literatury fachowej swoich ulubionych angielskojęzycznych autorów. – To był szef starej daty. Wymagający, obowiązkowy i trzymający nas trochę na dystans. Kiedy obserwuję teraz młodych ludzi i ich podejście do pracy to myślę sobie, że u Pawełka nie mieliby czego szukać – podsumowuje doktor Morawiec.
Marzeniem doktora Pracha było przeniesienie oddziału z Krzanowic do nowego budynku szpitalnego przy Gamowskiej. Chciał by zarówno pacjenci jak i lekarze mieli łatwiejszy dostęp do większego zespołu specjalistów i sprzętu. – Paweł już tego nie doczekał, ale to, że nasza gastrologia jest dziś na tak wysokim poziomie to bezsprzecznie jego zasługa – mówi doktor Stanisław Morawiec.
Podróże, które kształcą
Największą pasją Pawła Pracha, poza medycyną, były podróże. Nic więc dziwnego, że gdy w prasie medycznej znalazł informację o możliwości odbycia stażu na Malcie, postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym. – On znał świetnie język angielski, co w tamtych czasach rzadko się zdarzało. Od razu dostał się na ten kontrakt, a ja go w tym czasie zastępowałem w szpitalu w Krzanowicach – opowiada Stanisław Morawiec. Na Malcie pracował na dużym oddziale wewnętrznym jako gastrolog. Pełnił też dyżury w pogotowiu. Przez pewien czas towarzyszyła mu żona. Miał piękną willę położoną w egzotycznym ogrodzie pełnym drzewek cytrusowych i pracę, o jakiej większość jego kolegów mogłaby marzyć. Wytrzymał tam półtora roku. Bardzo tęsknił za Polską i rodziną. To właśnie w towarzystwie brata i jego żony Prachowie najczęściej podróżowali. Samochodami z przyczepami przemierzyli całą Europę. – Pamiętam, że podczas jednego z takich wyjazdów postanowiliśmy przywieźć do Polski na pamiątkę kraby i muszle. Rozwiesiliśmy je na polu campingowym i czekaliśmy aż wyschną. Dopiero po interwencji innych letników zorientowaliśmy się, że metoda, którą wybraliśmy zawiodła. Smród był nie do zniesienia. Później dowiedzieliśmy się, że najlepiej takie „pamiątki” czyścić wkładając je do mrowiska – wspomina Jadwiga Prach.
Pod Łodzią Prachowie mieli domek rekreacyjny, do którego zapraszali rodzinę i przyjaciół na wspólne biesiadowanie. Co roku bracia wyjeżdżali z żonami do Bukowiny Tatrzańskiej na narty. Towarzyszyły im zawsze psy. Bo Paweł Prach kochał zwierzęta. – Szef nie rozmawiał z nami o swoim życiu prywatnym. Jedynym tematem, na który mógł mówić bez końca były jego psy – mówi doktor Aleksandra Czekajło. Z ostatnim – jamnikiem Dexterem prawie się nie rozstawał. – Spytał mnie kiedyś, czy gdyby coś mu się stało to zajmiemy się jego psem. Zdziwiło mnie wtedy to pytanie, ale teraz myślę, że może przeczuwał co wkrótce go spotka – zastanawia się Jadwiga Prach. Po śmierci żony był bardzo samotny. Córka Małgorzata jeszcze podczas studiów na filologii angielskiej we Wrocławiu wyjechała do Szwajcarii. Tam wyszła za mąż i już nie wróciła do kraju. Ukochany brat leżał po utracie wzroku w klinice w Łodzi, gdzie towarzyszyła mu żona. – Paweł nie chciał nas obarczać swoimi problemami, ale widziałam, że jest strasznie przybity. Jako lekarz zdawał sobie też sprawę z sytuacji w jakiej był mój mąż – wspomina Jadwiga Prach. Tych zmartwień było zbyt wiele jak na jedno zmęczone serce lekarza. Paweł Prach zmarł 19 sierpnia 1996 roku w wieku 65 lat. Do ostatnich chwil życia towarzyszył mu najwierniejszy przyjaciel – pies Dexter, którym zgodnie z obietnicą zaopiekowała się jego bratowa.
Katarzyna Gruchot
Paweł Prach (1931 – 1996), lekarz med. specjalista chorób wewnętrznych, gastroenterolog, ordynator oddziału wewnętrznego szpitala w Krzanowicach