Historia: Duma i pamięć
Obozowa historia Franciszka Zielonki
Gdy usłyszałem tę historię po raz pierwszy, aż trudno było mi sobie wyobrazić, że naprawdę wydarzyła się w mojej rodzinie. A dotyczyła mojego dzielnego pradziadka Franciszka.
Wszystko zaczęło się 30 września 1916 r. w Raciborzu Brzeziu, kiedy to na świat przyszedł mój pradziadek Franciszek Zielonka. Wychowywał się i dorastał wraz z sześcioma siostrami i trzema braćmi w Kornowacu. W latach 1923 – 1931 pradziadek uczęszczał do tamtejszej szkoły powszechnej. Od młodych lat był pracowity i sumienny, co miało odbicie w stopniach na świadectwach.
Wychowywał się w tradycyjnej śląskiej rodzinie: religijnej, skromnej, pracowitej i patriotycznej. Ojciec mojego pradziadka Paweł podczas powstań śląskich był dowódcą oddziału. Pradziadek po skończeniu szkoły, pomagał rodzicom w gospodarstwie. Gdy był już dorosły poznał moją prababcię Annę z domu Konopka, z którą zaręczył się w 1938 r. Tego samego roku, 18 marca pradziadek Franciszek został powołany do służby wojskowej i przydzielony do I Morskiego Batalionu Strzelców, który podlegał dowódcy obrony wybrzeża morskiego. Tam odbywał przeszkolenie rekruckie. 30 czerwca został odesłany do szkoły sanitarnej w Wejherowie, a 1 października ukończył ją w stopniu strzelca i jako sanitariusz został przydzielony do I Kompanii Morskiej Batalionu Strzelców.
1 września 1939 r., kiedy wybuchła II wojna światowa, pradziadek dalej pełnił służbę wojskową na polskim wybrzeżu. Od początku polscy żołnierze byli atakowani przez przeważające wojska niemieckie. Pradziadek wraz z żołnierzami, którzy służyli w ramach Lądowej Obrony Wybrzeża, pod dowództwem płk. Stanisława Dąbka mieli za zadanie, jak najdłużej bronić dostępu do Gdyni, w pasie 15 km. Z kolei w przypadku uderzenia sił niemieckich, opóźnić ich działania w kierunku Wejherowo – Gniewino – Kępa Oksywska. Linia obrony została utrzymana do 7 września, lecz przygniatająca przewaga wroga zmusiła polskich żołnierzy do wycofania się. 8 i 9 września broniono Redy, jednak żołnierze otrzymali rozkaz koncentracji na Kępie Oksywskiej, gdzie z wielkim poświęceniem i zaangażowaniem walczyli aż do kapitulacji 19 września. Wtedy mój pradziadek dostał się do niewoli niemieckiej, a jego jeniecka tułaczka trwała do grudnia 1945 r.
Więzień II wojny światowej
Co mój pradziadek przeżywał w licznych obozach jenieckich, jak straszne musiały panować tam warunki, aż trudno mi się domyślać. Sądzę, że gdyby nie wartości wyniesione z domu, wiara w Boga, miłość do narzeczonej i przywiązanie do rodzinnej ziemi – nie byłby w stanie tego wszystkiego wytrzymać. Ogromna siła ducha pozwoliła mu przetrwać pobyt w obozach jenieckich na terenie różnych państw, m.in.: Niemiec, Norwegii i Danii, a także podejmować próby ucieczek.
O miejscach jego pobytu świadczą notatki robione w pamiętniku z czasów wojny, z mapkami na okładkach. Na mapkach tych pradziadek zaznaczył ołówkiem miejsca pobytu w niewoli na terytorium Norwegii. Niestety obecnie bardzo słabo widoczne.
Drogocenną pamiątką, jaką przechowuje mój dziadek Lucjan (najstarszy syn pradziadka Franciszka) jest nieśmiertelnik, czyli jeniecki numer tzw. KR. GEF. LAGER: 4677, przydzielony pradziadkowi w Toruniu.
Do obozów docierały zdjęcia z rodzinnego domu, oczywiście ocenzurowane – podbite podłużną pieczątką, z wpisanym numerem jenieckim pradziadka – jak to zrobione prawdopodobnie na rynku w Wodzisławiu Śląskim.
Zdjęcia, które przesyłał pradziadek również przechodziły przez cenzurę, były opieczętowane okrągłym stemplem cenzury z numerem obozu lub cenzora.
Pradziadek pisał w swoim pamiętniku także o paczkach, jakie do niego trafiały w 1942 r. od siostry Marty, szwagra Białasa oraz narzeczonej Anny. Któż dzisiaj ucieszyłby się z garnka smalcu lub kawałka suchej kiełbasy, ale jaki wtedy musiały one mieć wyjątkowy smak!
W pamiętniku mojego pradziadka znalazło się bardzo dużo cennych informacji: nazwiska i adresy obozowych kolegów, mały „poradnik medyczny” ze skorowidzem leków na najczęstsze wtedy choroby oraz spis badań i leków dotyczących jego współtowarzyszy. Pradziadek był na pewno bardzo dobrym i troskliwym sanitariuszem. Całą niewolę z oddaniem pełnił tę funkcję. Nawet na którymś ze zdjęć z obozu widać go z nożyczkami i bandażem w ręce.
W jednym z obozów jenieckich, w którym przebywał pradziadek, spotkał swojego młodszego kolegę z czasów szkolnych. Obaj pochodzili z Kornowaca. Kolega w obozie był funkcjonariuszem w niemieckich służbach wartowniczych. Pradziadek po wojnie wspominał go zawsze dobrze i opowiadał, że nikomu nie przyznali się, że są znajomymi.
Z zapisów w książeczce wojskowej pradziadka Franciszka wynika, że służbę wojskową zakończył 5 maja 1945 r. i wtedy też został zwolniony do domu. Jednak od maja do grudnia przebywał w Danii, w strefie kontrolowanej przez Amerykanów, gdzie wszyscy wyzwoleni żołnierze zostali poddani kwarantannie i intensywnej opiece medycznej. Dopiero w grudniu 1945 r. przypłynął do Polski i 18 grudnia zarejestrował się w Polskim Urzędzie Repatriacyjnym w Gdyni – Porcie. Szczęśliwie do swoich bliskich i stęsknionej narzeczonej wrócił 21 grudnia 1945 r.
Doczekała powrotu jeńca – tułacza
Prababcia Anna, która przeżyła 88 lat często opowiadała, jak czekała na swojego narzeczonego. Gdy tylko wrócił, od razu poszli do swojej parafii dać na zapowiedzi przedślubne, które ogłoszono w święta Bożego Narodzenia. Ślub odbył się 7 stycznia 1946 r. Potem rozpoczęło się ich wspólne skromne życie w Brzeziu. Pierwsze lata po powrocie do kraju były strasznie trudne. Byłymi żołnierzami przybyłymi ze strefy amerykańskiej, bardzo wnikliwie interesował się Urząd Bezpieczeństwa. Każde przestępstwo popełnione w okolicy skutkowało przesłuchaniami pradziadka, a nawet rewizjami w jego domu. Dlatego niechętnie opowiadał swojej rodzinie o wojennych przeżyciach. Jego relacje z tego okresu były bardzo oszczędne w szczegóły. Żołnierze wyzwoleni przez Amerykanów niechętnie wracali do domu. Jednak miłość do ukochanej i przywiązanie do rodzinnej ziemi, zwyciężyły i mój bohaterski pradziadek powrócił do kraju. Rozpoczął pracę w Zakładach Garbarskich w Brzeziu, gdzie był zatrudniany na różnych stanowiskach. Urodziło się im trzech synów, mój dziadek jest najstarszy. Prababcia wychowywała dzieci i prowadziła małe gospodarstwo.
Po wojnie pradziadek Franciszek aktywnie działał w Polskim Czerwonym Krzyżu. Otrzymał torbę pierwszej pomocy i obowiązek udzielania jej (włącznie z robieniem zastrzyków) w swojej wsi i okolicy. Został odznaczony srebrną i złotą odznaką PCK.
W latach 50. wybudowali z prababcią dom i zamieszkali w Łańcach, gdzie przez kilka kadencji pełnił funkcję sołtysa. W 1976 r. pradziadek wstąpił do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W latach 80. niezwykłymi losami wojennymi mojego pradziadka zainteresował się Łódzki Okręg Polskiego związku Filatelistów, z którym nawiązany został kontakt listowny, przerwany niestety śmiertelną chorobą pradziadka.
Przeżycia pradziadka z cza-sów II wojny światowej i okresu powojennego spisał najpierw dla Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a następnie na konkurs organizowany przez Gimnazjum Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Rudach, prawnuk Krzysztof Hajder.