100 lat Jadwigi Krybus
Cała rodzina zjechała się 18 lutego, gdy setne urodziny obchodziła Jadwiga Krybus, mieszkanka Kuźni Raciborskiej. Jubilatkę odwiedził burmistrz wraz ze świtą i upominkami. My zapytaliśmy najstarszą mieszkankę gminy o historię jej życia.
Jadwiga przyszła na świat jako najmłodsza z ośmiorga rodzeństwa w domu Bulendów w Budziskach. Ojciec dojeżdżał do Katowic do pracy w hucie, zaś matka wychowywała dzieci i doglądała małego gospodarstwa. Mała Jadzia chodziła do miejscowej szkoły, gdzie przed wojną mówiono po niemiecku. Ne było jednak problemu, aby śpiewała w polskim chórze Strzecha. Jako nastolatka wyjechała za pracą do Brandenburgii (okolice Szczecina), gdzie przebywała trzy lata. – Mieszkaliśmy tam w kwaterach, pracowaliśmy w gospodarstwach i ogólnie nie było źle. Na święta zawsze przyjeżdżałam pociągiem do domu – wspomina jubilatka. Do Budzisk wróciła na dobre przed 20. rokiem życia. Wkrótce na zabawie poznała swojego przyszłego męża, Karola z Lasaków. Przyjeżdżał na zalety do swojej wybranki łódką. W roku wybuchu wojny młodzi akurat wzięli ślub. Wkrótce na świat przyszła pierwsza córka, a Karola powołano do wojska. Służył w Wehrmachcie na zachodzie Europy. Jadwiga pamięta ten czas, jako okres biedy. Gdy nadszedł front ludność cywilną ewakuowano a wioska znalazła się pod ostrzałem. Niemcy zajęli pozycję w Sławikowie, skąd ostrzeliwali nacierających zza wschodniego brzegu Odry Rosjan. Na szczęście rodzina Krybusów przetrwała tę zawieruchę. Jeszcze w jej trakcie, po przepustce Karola, przyszła na świat kolejna córka.
Nowe życie
Wiele zmian czekało Jadwigę z rodziną po 1945 r. Na świat przyszły bliźniaki i najmłodszy syn. Karol rozpoczął pracę na odlewni w Rafamecie. Mieszkanie u matki w Budziskach stawało się coraz trudniejsze, gdyż poza rodziną Krybusów, mieszkała tu rodzina siostry Jadwigi. W 1951 r. wraz z piątką dzieci przeprowadzili się do Kuźni Raciborskiej, do familoka przy ul. Powstańców Śląskich. Tego budynku już dziś nie ma, lecz wspomnienia z nim związane są bardzo silne. – Karol hodował tam gołębie, dzieci latały po dworze i mieliśmy mały ogródek. Na wakacje jeździliśmy do rodziny Karola do Lasaków, gdzie pomagaliśmy na gospodarstwie – przywołuje obrazy z pamięci.
Dzieci pani Jadwigi kojarzą te czasy bardzo ciepło. W pamięci mają proste, lecz smaczne potrawy, które wymyślała im mama. Zupa z kartofli, żur, śliszki, placki z blachy na maśle czy podpłomyki z syropem z buraków cukrowych – to tylko niektóre z dań ich młodości. – I kluski na parze z serem albo śliwkami, i polane masłem. Tym to se pojedli. To już były dobre czasy – dodaje pani Jadwiga. Choć całe życie podkreślała przywiązanie do ojcowizny w Budziskach, w Kuźni rodzina miała lepsze warunki.
Rodzina i potomstwo
Stulatka z Kuźni urodziła piątkę dzieci, doczekała ośmioro wnucząt, siedmioro prawnucząt i jednego praprawnuka. Jej mąż zmarł przedwcześnie po długoletniej chorobie. Wcześniej wszystkie ich dzieci otrzymały solidne wykształcenie i jest między nimi zgoda. Część rozjechała się po świecie, część pomaga matce na miejscu. – Nigdy nie byłam nad morzem, ale byłam za to w Niemczech, jeszcze jak Karol był w wojsku. Potem odwiedzałam dzieci we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie i Warszawie. Fajnie było, bo już wtedy miałam wnuki. Ale i tak zawsze najbardziej podobało mi się tutaj – podkreśla jubilatka.
Kolejne sto lat
Dzieci pani Jadwigi mówią, że co rano mówi im, że życie jest fajne, nie ma biedy, jest co jeść i tak to ona może jeszcze sto lat żyć. Jak więc wygląda szary dzień stulatki? – Dużą radość sprawiają mi dzieci, gdy się widzimy. Jeszcze niedawno, w ciepłe dni lubiłam przesiadywać z koleżankami przed blokiem, w którym mieszkam od 20 lat. Robiłam zakupy. Dziś już tylko krótki spacer, choć w domu większość potrafię zrobić sama – wyjaśnia. Jubilatka lubi oglądać seriale kryminalne, zaś coraz mniej interesuje ją życie polityczne. Przeczytała sagę Romanowów, a wieczorem lubi usiąść przy lampce wina. Jak tłumaczy sobie dobrą kondycję w tak sędziwym wieku? – Sama nie wiem, co ma na to wpływ. Może to, że czasem płakałam, a może to, że nie było za wiele czasu na udręki, gdyż trzeba było zająć się rodziną i wychowaniem dzieci? – zastanawia się i dodaje, że na pewno zgoda w rodzinie. Jadwiga nie miała żadnych nałogów. Ani nie piła, ani nie paliła. Jej słabościami są natomiast śledzie, słodycze, owoce i kawa, która towarzyszy jej całe życie.
18 lutego pani Jadwiga obchodziła huczne urodziny, na które zjechała prawie cała rodzina. Jej dzieci życzyły jej, aby Opatrzność Boska nadal nad Nią czuwała, na kolejne lata życia, których oby było jak najwięcej. Zamiast „sto” zaśpiewali „dwieście lat”.
Marcin Wojnarowski
Panią Jadwigę odwiedziliśmy pięć lat temu, z okazji 95 urodzin. Wówczas obiecaliśmy ponowną wizytę, przy kolejnych „okrągłych” urodzinach. Tę obietnicę powtarzamy i obiecujemy, że wieść o jej 105. urodzinach znów obiegnie cały powiat.