Kaznodzieja wagi ciężkiej
Kościół wypełniony po brzegi wiernymi. Ci, dla których nie starczyło miejsca w ławkach, siedzą na balaskach, przy ołtarzu, tłoczą się wokół ambony, szczelnie wypełniają przejścia. Temperatura i wilgotność powietrza wewnątrz świątyni – jak w Salwadorze. Mimo to nikt nie narzeka, wszyscy słuchają uważnie, nie chcą uronić choćby kropli z potoku słów, które kieruje do nich charyzmatyczny dominikanin potężnej postury.
Duchowny mówi bardzo prostym, potocznym językiem. Unika wyświechtanych formułek. Przeplata swoją wypowiedź anegdotami i żartami. Jednocześnie od słowa do słowa, wprowadza słuchaczy w świat niuansów Ewangelii – mądrości i miłości, których nie sposób objąć rozumem.
Tak właśnie było w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu podczas trzydniowych rekolekcji z o. Adamem Szustakiem. Poniższy artykuł jest luźnym (i niedoskonałym) zapisem tego, co zostało w głowie autora po rekolekcjach z dominikaninem.
Bóg słabych i zagubionych
Skoro Jezus spojrzał z zachwytem na Mateusza Lewitę – a więc kolaboranta bogacącego się na okradaniu własnego narodu i współpracy z rzymskim okupantem – to tym bardziej z zachwytem patrzy na nas, którzy nie paramy się przecież tak podłymi zajęciami jak Lewi. Bo dla Boga nie ma znaczenia to jak nisko upadliśmy. Cała Biblia jest wielką opowieścią o tym samym, czyli o Bogu pochylającym się nad zagubionymi. Tak było z pogardzanym Lewim, na którego Jezus spojrzał z zachwytem.
Tak było z ofiarą złożoną Bogu przez Abla, którego imię znaczy tyle co pustka (w przeciwieństwie do Kaina – silnego, wysportowanego mężczyzny). Tak było z Ezawem i Jakubem. Bóg mając do wyboru „ładnie ukształtowanego” (znaczenie imienia Ezaw) i „krętacza” (znaczenie imienia Jakub) uczynił patriarchą Izraela krętacza Jakuba. Na największego króla żydowskiego Bóg wybrał Dawida, pogardzanego przez swych braci i ojca za zniewieściałą urodę i rudy kolor włosów. Ta sama nauka tkwi w przypowieściach o siewcy, dobrym pasterzu i synu marnotrawnym.
Choćbyśmy nie wiem jak bardzo odłączyli się do stada, choćbyśmy nie wiem jak bardzo nagrzeszyli, Bóg zawsze patrzy na nas z zachwytem. Bo widzi w nas to, kim możemy się stać, gdy dopuścimy go do swego życia.
Trzy wskrzeszenia
Niezależnie od tego jak bardzo obumarłe jest nasze serce, jak wielkie spustoszenie poczyniły w nim nasze grzechy, słabości i zaniedbania, Bóg ma moc je odmienić. Jezus podczas swojej działalności wskrzesił trzy osoby – dziewczynkę, młodzieńca i Łazarza. Dziewczynka nie żyła zaledwie kilkanaście minut, młodzieniec zmarł dzień lub dwa wcześniej, natomiast Łazarz był już w stanie głębokiego rozkładu.
Jezus potrafił przywrócić wspomnianą trójkę do życia, niezależnie od stanu rozkładu, w jakim się znajdowali. Tak samo potrafi odmienić nasze serca, niezależnie od tego, jak bardzo zostały upodlone przez grzechy i słabości.
Warto, nawet gdy brakuje nam sił...
Na odmianę swojego życia nie jest za późno. Wystarczy przyjąć Jezusa do siebie. Po prostu mu zaufać, tak jak dziecko ufa rodzicom. Prośba to nie to samo co wiara. Przepełnione prośbami modlitwy na nic się zdadzą, jeśli nie uwierzymy, że to o co prosimy naprawdę może się spełnić.
Święty Piotr, zanim został święty, był zwykłym Piotrkiem. Rybakiem z dziury zabitej dechami, który mieszkał w domu z żoną, córką, teściową i bratem – kawalerem. Nie powodziło mu się do tego stopnia, że nawet sieć musiał kupić do spółki z kolegami... Po jednym z wyjątkowo nieudanych połowów, zmęczony i zrezygnowany, nawet nie zwrócił uwagi na Jezusa. Życie wystarczająco dało mu w kość, aby uczynić z niego „wierzącego, niepraktykującego”. W końcu jednak przemógł zmęczenie, posłuchał rad, które wydawały mu się absurdalne i zaczął łowić w wielkiej obfitości – najpierw ryby, potem dusze. Nie od razu stał się nieustraszonym przywódcą Kościoła, po drodze czekały go jeszcze grzechy zaparcia się Jezusa. Jednak pomimo swych niedoskonałości trwał przy nim, nie poddał się i dzięki temu dokonał rzeczy niebywałych.
Wojtek Żołneczko