Magdalena Jóźwin, leśny skrzat nie bez wad
Dawno, dawno temu…
Za górami, za lasami…
Za siedmioma dolinami…
W małym mieście – Raciborzu,
znaleziono Skrzata w zbożu
Był zielony, pozłacany,
ze swej złośliwości znany
Wszyscy jednak go kochali
– i ci duzi, i ci mali
Za co go tak miłowano?
On miał zdolność niesłychaną!
Pyłem wszystkich obsypywał
Wtem baśniowy świat ożywał…
– Magdo, przedstaw się proszę naszym czytelnikom.
– Nazywam się Magdalena Jóźwin, mam 31 lat. Urodziłam się i wychowałam w Raciborzu. Od półtora roku mieszkam we Wrocławiu. Do Raciborza wracam, kiedy tylko mogę, ponieważ mam ogromny sentyment do tego miasta. Jestem absolwentką edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych w Instytucie Sztuki PWSZ w Raciborzu. Zanim zostałam żywą rzeźbą w 2015 roku, zajmowałam się mnóstwem innych rzeczy. Pracowałam jako akwizytor, sprzedawca, nauczycielka, kelnerka, grafik komputerowy i animator. Swego czasu byłam nawet operatorem maszyny w fabryce i pracownikiem wykopalisk archeologicznych. To tylko część mojej ścieżki zawodowej. Ogólnie rzecz biorąc, przyjmowałam prawie każdą pracę, wychodząc z założenia, że wszystkiego mogę spróbować, a tym samym nauczyć się czegoś nowego. Szukałam takiego zajęcia, które da mi największą satysfakcję, nie tylko finansową. I znalazłam.
– Dlaczego zostałaś żywą rzeźbą?
– Chciałam w końcu znaleźć coś, co poza źródłem utrzymania, będzie też moją pasją. Wówczas pracowałam jako animator i szukałam firm, które chciałyby podjąć współpracę. Wtedy znajomy, który już pracował jako żywa rzeźba, zapytał czy nie chciałabym spróbować tego typu działań. Nie musiał pytać dwa razy. Od lat interesowałam się charakteryzacją i body paintingiem. Uwielbiałam pracę z ludźmi, a projektowanie ubrań było moim małym hobby. To był strzał w dziesiątkę.
– Co sprawiało Ci początkowo najwięcej trudności?
– Chyba sprawy organizacyjne. To była dla mnie kolejna nowość. Załatwianie pozwoleń, organizacja transportu, noclegów. Świetnie dałam sobie z tym wszystkim radę, ale to było coś, co najbardziej mnie stresowało.
– Skąd wzięły się pomysły na Skrzata i Lady Chochlik?
– Uwielbiam fantastykę, świat baśni i legend. Chciałam, żeby moje postaci miały charakterek, a jednocześnie były urocze i magiczne. Gdy powstawał Leśny Skrzat w głowie miałam słowa: małe, wredne i zielone. Trzeba było jedynie nadać temu fizyczny kształt. Z kolei Chochlika wymyśliłam, kiedy robiłam głupie miny przed lustrem. Pomyślałam, że byłoby cudownie zostać takim fantazyjnym stworem, który ma gigantyczne uszy, piękną suknię i wyjątkowo złośliwy charakter. U tej postaci dobra dusza walczyłaby z wielkim samouwielbieniem. Tak pojawił się pomysł na Lady Chochlik. Chciałam też, żeby moje postaci potrafiły czarować. Dlatego ważnym elementem jest magiczny pył, który stał się chyba znakiem rozpoznawczym moich rzeźb. Nie wiem czy wiesz, ale on ma moc spełniania marzeń!
– Ile czasu zajęło Ci stworzenie tych pięknych strojów?
– Różnie. Skrzat powstał w trzy tygodnie. Ustaliłam sobie termin, nie spałam po nocach, żeby zdążyć. Z Lady Chochlik nie poszło tak szybko. Powstawała przez kilka miesięcy.
– Czy każda z odgrywanych przez Ciebie postaci ma jakąś historię, którą starasz się „opowiedzieć” za pomocą ciała?
– Historie postaci mam w głowie. Wymyślam je zanim powstanie kostium. Później zastanawiam się jak to zagrać i przedstawić publiczności. Czasem improwizuję. W końcu nigdy nie wiadomo, co wydarzy się podczas występu. Trzeba być przygotowanym na wszystko.
– Jak wygląda Twój dzień?
– Przygotowanie do pracy zajmuje mi około 1-2. godzin. Wtedy „montuję” elementy charakteryzacji, nakładam makijaż, ubieram kostium. Maluję się sama. Później dochodzi jeszcze czas na dotarcie do miejsca występu. W zależności od pory roku zaczynam pracę między 12 a 14. Przeważnie pracuję około 4., maksymalnie 5. godzin. Trzeba dodać jeszcze godzinkę na umycie się. Czasem praca nie polega na występach, a na załatwianiu spraw organizacyjnych. Poza tym stale się dokształcam, biorę udział w warsztatach teatralnych. Mam swój rytm, ale czasem mój plan tygodnia dynamicznie się zmienia.
– Jak reagują na Ciebie ludzie?
– Bardzo pozytywnie. Cieszą się na mój widok, machają, robią zdjęcia, pokazują mnie dzieciom. Dopytują kim jest moja postać, częstują słodyczami. Robią się bardzo otwarci, czasem opowiadają o sobie. To jest naprawdę piękna część tej pracy. Niektórzy podchodzą, żeby sprawdzić, czy naprawdę jestem żywa.
– Do kogo kierujesz swe wystąpienia? Do dzieci czy gburów, którzy zapomnieli o istnieniu magicznego świata?
– Do wszystkich. Wiem, że największą radość sprawiają dzieciakom, ale widzę, że podchodzą do mnie ludzie w różnym wieku i różnej płci. Czasem z rezerwą, która bardzo szybko znika. Dorośli naprawdę potrafią się cieszyć jak dzieci i pozwolić sobie na totalny luz.
– Czy odgrywanie postaci rodem z baśni wiąże się z chęcią pokolorowania rzeczywistości?
– Hmm… Coś w tym jest. Część mnie jest bardzo zorganizowana i twardo stąpa po ziemi. Druga część jest niepoprawnym marzycielem i idealistą. Stale dążę do osiągnięcia równowagi pomiędzy tymi dwoma stronami mojej osobowości. Cieszy mnie świadomość, że moja praca daje innym radość i wywołuje uśmiech. Jeżeli moje rzeźby sprawią, że ktoś na moment się zatrzyma i zapomni o swoich problemach, to jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Wtedy mój świat również robi się bardziej radosny.
– O czym myślisz podczas performance’u?
– Staram się zachować czujność, żeby odpowiednio reagować i wchodzić w interakcje z publicznością. To jest bardzo ważne. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że nigdy nie zdarzyło mi się na moment wyłączyć i odpłynąć myślami…w bliżej nieokreślonym kierunku (śmiech).
– Czy zdarzyło Ci się nie opanować emocji podczas wystąpienia?
– Bardzo rzadko, ale się zdarza. Czasem to śmiech, czasem po prostu wzruszenie, kiedy jakaś sytuacja kompletnie mnie zaskoczy. Kiedyś kichnęłam i dziecko uciekło z krzykiem. Niekiedy bardzo trudno się opanować. Ale robię, co w mojej mocy.
– Od jakiegoś czasu można Cię spotkać na facebooku pod hasłem: Good Gremlin – Living Statues Workshop. W jakim celu powstała ta strona?
– Idea strony pojawiła się już w 2015 roku, ale ciągle ją odkładałam. Teraz w końcu się zmobilizowałam i oto ona. Good Gremlin – Living Statues Workshop to kolejne spełnione marzenie. Dzięki tej stronie moje działania będą miały szansę dotrzeć do jeszcze większej grupy odbiorców. Na fanpage’u znajduje się również oferta skierowana do osób i firm zainteresowanych współpracą. Internet to potęga, chcę to maksymalnie wykorzystać.
– Jakie są Twoje największe osiągnięcia?
– Kiedyś za największe osiągnięcie uważałam ukończenie studiów, później wernisaż fotografii albo wystawianie swoich prac w galerii. Aktualnie szalenie cieszy mnie moja praca. Zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej. Jestem dokładnie tam, gdzie chciałam być. To naprawdę dużo. Do moich prywatnych osiągnięć zaliczam coś jeszcze. Cokolwiek się działo, zawsze miałam wokół siebie cudownych ludzi, którzy samą swoją obecnością napędzali mnie do działania. Dzięki nim nigdy się nie poddałam. To, że jest ich tak wielu uważam za swój osobisty sukces. Bliscy ludzie to taki azyl – zmienia się wiele, a oni nadal są obok.
– Z jakimi wyrzeczeniami i trudnościami musi się liczyć osoba, która chciałaby zostać żywą rzeźbą?
– Jeżeli ktoś będzie chciał nią zostać, to po prostu się tym zajmie. Wszystko zależy od podejścia. Na pewno nie jest to praca pewna i stabilna. Wiele zależy od chęci, samozaparcia i umiejętności. Czasem plany pokrzyżuje zepsuty samochód, czasem pogoda. Częste wyjazdy to też element tej branży. Ale dla chcącego nic trudnego i do wszystkiego można przywyknąć, jeśli człowiek jest elastyczny. Aczkolwiek, jeżeli ktoś jest domatorem i nie przepada za kontaktem z ludźmi, to powinien się zastanowić, czy to na pewno zajęcie dla niego.
– Czy można utrzymać się z Twojej pasji?
– Jak już wspomniałam, występy jako żywa rzeźba nie są klasyczną, stabilną pracą. Raz jest dużo zleceń, raz mniej. Są miesiące, że zarabia się bardzo dobrze i takie, w których nie zarabia się wcale. Nie narzekam, ale to nie jest moje jedyne źródło dochodu.
– Jakie jest Twoje największe marzenie?
– Dożyć późnej starości w dobrym zdrowiu, bo mam mnóstwo planów i chciałabym zdążyć ze wszystkim.
– Na pewno się spełni. Któż inny dzierży w dłoni magiczny pył?
R.B