Śpiew i muzyka w liturgii
ks. Jan Szywalski przedstawia
Ks. prałat Bogdan Kicinger był przez 35 lat proboszczem w pobliskich Babicach. Od 1976 roku uczył w Studium Muzyki Kościelnej w Opolu. W 1996 roku tworzy Studium Muzyki Kościelnej w Gliwicach, w którym do dziś prowadzi zajęcia z prawodawstwa muzyki kościelnej i z historii muzyki śląskiej. Jest inicjatorem i dyrektorem festiwalu „Muzyka w Starym Opactwie” w Rudach. Od 2012 r. na emeryturze.
– Mam wrażenie, że cichnie śpiew w naszych kościołach, zanika radość wspólnego wielbienia Boga. Czy Ksiądz też tak sądzi?
– Ks. Kicinger: Nie podzielam tego wrażenia. Kościół, także dziś, jest często jedyną filharmonią, gdzie tylu wiernych śpiewa i słucha muzyki organowej. Nie ma innego miejsca, gdzie by ludzie co tydzień gromadzili się w takiej liczbie i wspólnie śpiewali. Trzeba to zauważać i delikatnie oraz umiejętnie wspierać.
– Śpiew i muzyka należą do liturgii …
– Tak. Sobór Watykański stwierdza: „Tradycja muzyczna całego Kościoła stanowi skarbiec nieocenionej wartości, wybijający się ponad inne sztuki, przede wszystkim przez to, że śpiew kościelny związany ze słowami jest nieodzowną i integralną częścią uroczystej liturgii”.
To bardzo ważne przesłanie. Dziedzictwo muzyki liturgicznej jest niewyobrażalnym bogactwem, które trzeba poznawać, pielęgnować i wykonywać. Architektura, malarstwo czy rzeźba są również skarbem Kościoła. Stanowią jednak tylko ozdobę, muzyka zaś i śpiew są integralną częścią liturgii. Czyli to co się śpiewa musi stanowić jedność z liturgią danego dnia, uroczystości czy okresu liturgicznego. Musi być więź między tym co sprawuje kapłan przy ołtarzu z tym co śpiewa lud zgromadzony w nawie kościoła.
– Dziś trudno o wykształconego organistę; parafię po prostu na to nie stać…
– Tak było w poprzednim okresie, kiedy władze oświatowe zabraniały nauczycielom grania w kościele. Dziś nasze diecezje (opolska i gliwicka) mają bardzo dobrze prosperujące ośrodki kształcenia muzyków kościelnych. W małych parafiach zaś posługa organisty może być łączona z inną pracą. Dzisiaj tak ceni się fachowców z dwoma ukończonymi fakultetami. Zaś tradycją Ziemi Śląskiej są organiści, którzy zarazem byli nauczycielami.
W każdej parafii powinniśmy modlić się o różnorakie powołania: kapłańskie, zakonne, do służby ołtarza i do posługi muzycznej. Ambicją każdego proboszcza zatem winno być także wykształcenie muzyka kościelnego.
– Jak zatem dziś wygląda kształcenie organistów?
– W diecezji gliwickiej i opolskiej mamy Studium Muzyki Kościelnej oraz Diecezjalną Szkołę Organistowską II stopnia. Do Diecezjalnej Szkoły Organistowskiej II stopnia przyjmowani są kandydaci, którzy posiadają wiedzę i umiejętności muzyczne na poziomie ukończonej szkoły muzycznej I stopnia (nie jest jednak wymagany dyplom ukończenia PSM I st.).
Do Studium Muzyki Kościelnej przyjmowani są kandydaci, którzy na egzaminie wstępnym zaprezentują dobrą, elementarną technikę pianistyczną, wykażą się dobrym słuchem i pamięcią muzyczną oraz możliwym do kształcenia głosem. Dla kandydatów po średniej szkole muzycznej lub po akademii muzycznej możliwa jest realizacja indywidualnego toku kształcenia. Możliwości kształcenia zatem są.
– Ile razy w tygodniu?
– W Diecezjalnej Szkole Organistowskiej zajęcia odbywają się kilka razy w tygodniu, na Studium Muzyki Kościelnej, raz w tygodniu. W szkole uzyskujemy państwowy i kościelny dyplom muzyka kościelnego, w studium – kościelny. Obecnie kształci się w Gliwicach około 80 przyszłych organistów. Tegoroczne egzaminy wstępne odbędą się 16 czerwca o godz. 10.00 w Gliwicach.
– Jak ożywić śpiew ludzi na nabożeństwach? Czy Ksiądz dostrzega też sprawę przegłaśniania śpiewu ludzi przez organistę, który dysponuje mikrofonem?
– Mikrofon zagościł w naszych kościołach dopiero w XX wieku. Przez dziewiętnaście wieków Kościół nie miał do dyspozycji mikrofonu, posługiwał się tylko głosem ludzkim i funkcjonował! Warto o tym pamiętać. Dziś mikrofon to z jednej strony wielkie dobrodziejstwo, ale i niebezpieczeństwo wynikające z jego nadużycia. Kapłan i organista muszą zdawać sobie sprawę, że dzięki radiofonizacji dysponują głosem o sile kilkuset watów i, jeżeli się nie kontrolują, mogą skutecznie zagłuszyć cały współudział ludu. A często wystarczy odsunąć się od mikrofonu. Potrzebna jest tu zatem refleksja i kultura obchodzenia się mikrofonem!
– Biolodzy stwierdzili, że ptaki, gdy siebie nie słyszą, bo np. są przy ruchliwej drodze, przestają śpiewać.
– Bardzo słuszna uwaga! Mamy cieszyć się swoim śpiewem. Gdy czasem na wakacjach jestem w innym kościele i słyszę tylko organistę, który śpiewa za głośno, myślę: „śpiewaj sobie”, a sam milknę. Organista ma akompaniować, tzn. towarzyszyć organami śpiewowi całego zgromadzonego ludu a nie śpiewać za lud. Warto też zauważyć, że w śpiewie, jak i w muzyce, obowiązuje piano, forte i fortissimo. Bywają zatem momenty, że wierni, i to z różnych powodów, śpiewają piano!
– Czy Ksiądz jest za stosowaniem ekranów wyświetlających teksty? Coraz mniej ludzi przynosi książeczki do nabożeństwa.
– Za tablicami z numerami tak. Natomiast jestem przeciwnikiem zastępowania modlitewnika „Droga do nieba” tablicami świetlnymi. Powodów duszpasterskich jest wiele. Nasza „Droga do nieba” to nie tylko śpiewnik, ale i zbiór modlitw, skrót katechizmu, są zasady życia chrześcijańskiego, parę dobrych przysłów, np. „Kto w niedzielę mszę opuszcza, tego Bóg do nieba nie wpuszcza”. To podstawowy podręcznik życia duchowego. Czy można zatem zastąpić go tekstem rzucanym na odległość? Nie. On winien być w naszych rękach i w sercach! Niesamowity jest u wielu wiernych na Ziemi Śląskiej zwrot: „Kaj są moje książki?” – przez wielki szacunek, mówimy o swoim modlitewniku w liczbie mnogiej.
– Sam tytuł: „Droga do nieba” jest właściwie programem życia.
– O to chodzi.
– Co Ksiądz sądzi o „elektronicznym” organiście?
– To jest w ogóle zabronione. Śpiew jest modlitwą, integralną częścią liturgii i musi być żywy. Jeżeli nie ma organisty, cóż przeszkadza, by ksiądz lub ktoś z wiernych rozpoczynał śpiew? Warto jednak wtedy użyć pieśni znanej wszystkim.
– Jeszcze jest problem tzw. piosenek religijnych, stosowanych głównie na mszy dla dzieci. Wg mnie niektórzy uczestnicy nigdy nie dorośleją, pozostają na infantylnych treściach.
– Słuszna uwaga. „Czym skorupka za młodu nasiąknie...”. Kiedy dziecko, kiedy młodzież ma nauczyć się pieśni, które towarzyszyły naszym rodzicom i dziadkom i kształtowały ich wiarę? Dla mnie pięknym znakiem mądrości trwania Kościoła jest widok dziecka, rodziców i dziadków modlących się i śpiewających z jednej książeczki, z „Drogi do nieba”. Poza tym, uobecnianiu ofiary Chrystusa powinny towarzyszyć pieśni o odpowiedniej, głębokiej treści. Dziecko ma być wprowadzane w świat liturgii, która będzie mu towarzyszyła przez całe życie.
Wracając do zaniku śpiewu w kościołach: bierze on się także z ogólnej sekularyzacji życia, w której nie ma radości ze śpiewu dla chwały Bożej.
Wspólnemu śpiewowi nie służy także prywatyzacja życia. Zapominamy, że wchodzimy do kościoła, aby Bóg do nas mówił, uczył nas, przemieniał. Konstytucja o liturgii precyzuje: „W liturgii bowiem Bóg przemawia do swego ludu. Chrystus w dalszym ciągu głosi Ewangelię”. My zaś niekiedy, wnosimy swoje prywatne zachcianki: zamiast pieśni proponowanych nam przez Kościół, zgodnych z prawem liturgii, chcemy narzucić swoje. Najbardziej okazuje się to przy ślubach; często są to propozycje niezgodne z duchem i wymogami liturgii.
Trzeci powód to zmniejszająca się obecność Kościoła w naszym życiu.
Za rzadko też w naszych kościołach mówimy o wartości śpiewanej modlitwy, o historii, znaczeniu i bogactwie naszego modlitewnika „Droga do nieba”, o ks. Ludwiku Skowronku, proboszczu z Bogucic, który ponad sto lat temu, modlitewnik ten zredagował.
Warto też wiedzieć, że towarzyszenie organowe do naszego modlitewnika opracował organista ks. Ludwika Skowronka, Karol Hoppe. Zaś drukiem modlitewnika i chorału zajmowała się drukarnia Meyera w Raciborzu.
Karol Hoppe tak zachęcał lud śląski do śpiewu:
„Śpiewaj więc, ludu kochany, dalej swoje prześliczne pieśni pobożne! Śpiewaj po domach i kościołach! One bowiem świadczą o twojej wierze i miłości ku Bogu żywemu! Śpiewając pieśni pobożne podnosisz serce do Boga, służysz Panu Bogu i Pan Bóg kiedyś będzie twoją wielką zapłatą w niebiesiech!”
(Bogucice, Karol Hoppe, 16 maja 1920 r.)