Hans Schneider – nauczyciel czy agent?
Beno Benczew przedstawia
Mieszkańcy Pietrowic Wielkich byli pod bacznym okiem różnych komunistycznych służb i organizacji, które starały się kontrolować i kształtować ich postawy. Na co dzień pietrowiczanie byli lojalnymi obywatelami Polski Ludowej, jednak wielu z nich miało szerokie kontakty, zwłaszcza z rodzinami znajdującymi się poza żelazną kurtyną, a to budziło uzasadnione obawy władzy. By kontrolować i zastraszyć społeczeństwo używano wielu metod, niektóre z nich stosowano także wobec obywateli wolnego świata. Takie tajne działania podjęto wobec Hansa Schneidera, który przyjechał do Pietrowic w odwiedziny do swojej rodziny.
A może szpieg?
W sierpniu 1976 roku do PRL przyjechała z Niemiec zachodnich Gertruda Schneider z siostrą oraz z synem Hansem i dwoma wnuczętami, odwiedzali swoją rodzinę mieszkającą w Pietrowicach Wielkich. Nie uszło to uwadze wojskowej bezpiece, która zainteresowała się zwłaszcza Hansem, który był nauczycielem w szkole podstawowej, ale służył też w Bundeswehrze. Nieopatrznie opowiadał on o tym fakcie w trakcie odwiedzin w gronie rodzinnym, niestety trafił na tajnego współpracowania o pseudonimie „Gołąb”, który podtrzymywał temat i notował w pamięci wszelkie podane przez niego szczegóły. Następnie przekazał je swojemu oficerowi prowadzącemu podczas tajnego spotkania w Raciborzu. Hans Schneider ukończył kurs oficerski i w stopniu porucznika został przeniesiony do rezerwy. Nieskrępowanie opowiadał w rodzinnym gronie, że co roku powoływany był w czasie wakacji na miesięczne szkolenia wojskowe, po powrocie do Niemiec miał właśnie stawić się na takie ćwiczenia. Odbywały się one zazwyczaj w masywach leśnych w Bawarii, w ich trakcie obsługiwał wyrzutnie rakietowe. W czasie rodzinnej pogawędki miał się wyrazić, że każda z rakiet jest w stanie „trafić” do Moskwy. Nie znający się na rzeczy TW skierował rozmowę z broni na temat kondycji i dyscypliny armii RFN. Twierdził, że niemieckim żołnierzom brak dyscypliny, noszą długie włosy i mieszkają w domu, a do koszar tylko dochodzą. Schneider nie zgodził się z rozmówcą stwierdzając, że to tylko pozory, a w rzeczywistości armia niemiecka jest w pełni zdyscyplinowana i zdolna do wykonania swoich zadań.
Rozpracować Niemca
Doniesienia TW były na tyle interesujące, że założono nauczycielowi teczkę, Kwestionariusz Ewidencyjny i rozpoczęto tajne działania. Kolejne dane pozyskano od TW „Hubert”, który spotkał na ulicy, obok domu Marii Wolnik, rzeźnika Alfonsa Wiedera, rolnika Jerzego Marcinka i nieznanego Niemca (był to właśnie Hans Schneider). Byli oni wcześniej w restauracji, Niemiec odmówił dalszego imprezowania tłumacząc, że następnego dnia czeka go wyjazd samochodem z rodziną do Katowic i Krakowa, na zakupy i zwiedzanie miasta. Opowiadał, że pracuje jako nauczyciel, i że do PRL nie opłaca mu się przyjeżdżać bo jest to zbyt kosztowne, woli wyjechać na urlop autem do Szwajcarii. Teraz przyjechał tylko za sprawą nalegania matki, żeby odwiedzić ciocię – Marię Wolnik. TW „Hubert” pamiętał, że Hans był już w Pietrowicach jako nastolatek, jakieś 10 lat wcześniej, a Gertruda przyjeżdżała już kilkakrotnie do swej rodziny, bo po wojnie nie powróciła do swojej wsi pozostając w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Major Podgórski polecił TW nawiązać rozmowę z Alfonsem Widerem i ustalić dane o szkole, w której pracuje nauczyciel i szczegóły dotyczące ćwiczeń wojskowych. Przekazał mu jakich konkretnych zwrotów ma użyć w rozmowie, by wyszło to naturalnie i zamaskowało zainteresowanie obcokrajowcem.
Dmuchać na zimne
Następnie spotkanie z TW „Gołąb” odbyło się już po wyjeździe Niemca, w październiku 1976 roku w Raciborzu w tajnym Lokalu Kontaktowym o kryptonimie „Baszta”. TW przekazał kolejne dane o Schneiderze i jego rodzinie. Funkcjonariusza zainteresowała zwłaszcza opinia, że porucznik Bundeswehry opowiada się za współpracą między Wschodem a Zachodem. To mogłoby stać się dobrym zaczepieniem dla służb, gdyby chciano namówić obcokrajowca do pewnych działań mających na celu nawiązanie niezobowiązującej współpracy, co ostatecznie skutkowałoby pewnie pozyskaniem go jako osobowego źródła informacji. Niedługo po spotkaniu z TW „Gołąb” zastępca szefa Zarządu Zwiadu WOP wystosował pismo w sprawie Hansa Schneidera do szefa Zarządu II Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego w Warszawie. Przedstawiono w nim rozpracowywanego jako sympatyka SPD i zwolennika współpracy krajów komunistycznych z krajami Europy Zachodniej. W międzyczasie raciborskie służby skoncentrowały działania w celu obserwowania zachowania rodziny w Pietrowicach i ustalenie, czy Schneider nie wykorzystuje jej członków do prowadzenia działalności wywiadowczej. Zaplanowano też ścisłą obserwację cudzoziemca w przypadku jego wizyty w PRL. Do tego czasu zbierano informacje i inwigilowano jego rodzinę w Pietrowicach Wielkich. Kolejnych danych o Wolnikach dostarczył TW „Arek”, polecono też rezydentowi zwiadu WOP o pseudonimie. „Marian” uzyskać dodatkowe i sprawdzające informacje o rodzinie: m.in. o Annie i Janie Wolniku, Jerzym Marcinku, Walterze Filipie. Zlecono też tajną kontrolę korespondencji Anny Wolnik, która jednak nie wniosła nic do sprawy.
Z misją szpiegowską
Postanowiono też zainspirować wyjazd TW „Gołąb” w 1977 roku do Hansa Schneidera w celach rodzinnych, by na miejscu mógł obserwować krewniaka i pozyskać szereg szczegółowych informacji o poruczniku Bundeswehry. Jednak w 1977 roku do wyjazdu nie doszło, do Pietrowic nie przyjechał także Schneider. Pod koniec roku mjr Roman Krwawnik rozmawiał z pewnym mieszkańcem wioski i ten opowiedział mu o rodzinie Wolników, potwierdziło się także, że z uwagi na różne sprawy do planowanych rodzinnych odwiedzin nie doszło. Do działań powrócono w połowie 1978 roku, mjr Krwawnik rozmawiał wtedy z Henrykiem K., który scharakteryzował braci Henryka i Jana Wolników, ich obowiązkowość i zachowanie w pracy. Stwierdzono, że nikt z rodziny Wolników nie posiada dostępu do spraw stanowiących tajemnicę państwową. To skłoniło majora Krwawnika do wysunięcia propozycji zakończenia sprawy Schneidera. Kolejne informacje od TW „Gołąb” potwierdzały, że od dłuższego czasu nie ma on kontaktu z krewnym oraz nikt z Pietrowic, jak i z Niemiec nie planuje wzajemnych odwiedzin. Skonstatowano, że wzajemne kontakty uległy znacznemu rozluźnieniu. Skłoniło to WOP do zaprzestania działań i ostatecznego zakończenia kwestionariusza, co nastąpiło we wrześniu 1978r.
Post scriptum
Opisany przypadek zasługuje na uwagę nie tylko z powodu inwigilacji obywatela Niemiec, czy jego rodziny zamieszkałej w Pietrowicach Wielkich. Mamy tu także do czynienia z przekazywaniem informacji komunistom nie tylko na szkodę swojej ojczyzny, wspólnoty ale również rodziny, co wbrew obiegowej opinii nie było sprawą aż tak powszechną. Zapewne nie tak jak w Niemczech Wschodnich. Jak możemy się przekonać, wojskowe służby miały sporo informatorów w lokalnym środowisku i szybko ustalano wydarzenia i powiązania między mieszkańcami. Gorzej wypada aktywna próba rozgrywania spraw i działania ofensywne wojskowych. Przynajmniej w tym, jednostkowym przypadku. Ile tego rodzaju spraw prowadzono, do czego doprowadziły? Możemy tylko zgadywać.