Małe jest piękne: Górki Śląskie
Górki Śląskie – wieś w Polsce położona w województwie śląskim, w powiecie raciborskim, w gminie Nędza. Przez południe wsi przepływa rzeka Sumina, a na północy znajduje się aleja dębowa pamiętająca czasy cystersów z Rud. Na przełomie XVIII i XIX wieku wieś należała do majątku rodziny poety z Łubowic Josepha von Eichendorffa. Po podziale Górnego Śląska pomiędzy Niemcy i Polskę w 1922 roku Górki (wówczas Gurek) pozostawiono w Niemczech.
Grzeczne dziewczynki dostają jedynki
Pochodzące z góreckiej rodziny Mazurków siostry Ema i Emilia pamiętają czasy Katolickiej Szkoły Powszechnej i z sentymentem wspominają jej kierownika i zarazem nauczyciela Karla Hillmanna.
Stojący obok kościoła murowany budynek szkoły to dziś, oprócz alei dębowej, wizytówka Górek Śląskich. Wybudowany w 1905 roku zastąpił starą drewnianą szkołę z 1830 roku, która zachowała się jedynie na zdjęciach. W rodzinie Franciszka i Marii Mazurków do szkoły uczęszczało ich siedmioro dzieci, choć jedne do niemieckiej, a drugie już do polskiej. Dwoje najstarszych: Alois i Karol, musiało iść na wojnę. Pierwszy po jej zakończeniu został w NRD, drugi zginął na froncie. Reszta rodzeństwa, czyli siostry Gertruda, Ema (rocznik 1929), Emilia (rocznik 1931) i brat Erich zostali w Górkach Śląskich, a najmłodszy Gerard zamieszkał z żoną w Szczerbicach.
Przed wojną Katolicka Szkoła Powszechna w Górkach Śląskich była ośmioletnia, a nauczycielem i jednocześnie jej kierownikiem był od 1928 roku Karl Hillmann. Pochodzący z Kudowy Zdroju pedagog pracował najpierw w Bystrzycy Kłodzkiej, a potem w Syryni. Gdy ta, na mocy Traktatu Wersalskiego, została przyznana Polsce, wrócił w rodzinne strony, skąd trafił do pracy w Górkach Śląskich. Razem z żoną Stefanią i córkami Ruth oraz Steffi zajmował mieszkanie w przybudówce szkoły, która podczas wojny spaliła się. W liście, który jego córka Ruth przysłała do redakcji kwartalnika „Nasze Górki” pisała, że Karl Hillmann uczestniczył w pierwszej wojnie światowej, a druga zabrała mu syna. Okres, który spędził w Górkach Śląskich określiła jako najpiękniejszy w jego życiu. Oprócz pracy pedagogicznej udzielał się też społecznie zakładając pierwszy zespół teatralny, który wystawiał liczne sztuki i co roku uczestniczył w dożynkach. Autorka listu, tak jak ojciec, została nauczycielką. Uczyła młodsze klasy w szkole w Górkach Śląskich oraz w Bogunicach. Po wojnie Karl Hillmann osiadł w Iserlohn w Westfalii, gdzie zmarł w 1958 roku.
Przed wojną wszystkich przedmiotów uczył jeden nauczyciel, a klasy były łączone. – Hillmann był dla nas zawsze bardzo dobry. Jak który synek nagrzeszył, to dostawał po łapach kijem, który nazywał się roszczok. Nasz nauczyciel trzymał go w mieszkaniu i rzadko używał. Później przyszedł do szkoły Schiller, ale wzięli go szybko do wojska. Dziewczynki miały Handarbeit, czyli robótki ręczne, a chłopcy w tym czasie mieli Turnen, czyli ćwiczenia. Do Górek przyjeżdżała nauczycielka, która uczyła nas sztrykowania. Jak bym miała dobre palce, to bym sobie jeszcze teraz zrobiła rękawiczki – mówi pani Ema, która po podstawówce w Górkach trafiła na dwa miesiące do Szkoły Gospodarstwa Domowego w Raciborzu. Nie ukończyła jej w związku ze zbliżającym się frontem. Jej młodsza siostra Emilia pamięta ciepłą zupę, którą dzieci dostawały w szkole zimą i wycieczkę pociągiem do Muzeum w Raciborzu. – Na placu przed szkołą graliśmy w volkerball i złamałam sobie palec. Pan Hillmann przyszedł mnie odwiedzić i spytał dlaczego nie chodzę do szkoły, a ja mu odpowiedziałam, że z tym chorym palcem nie mogę pisać. Nie było tu żadnego doktora, to mama zabrała mnie do Nowej
Wsi do znachora i mi ten palec nastawił. Myśmy nigdy nie chorowali to i lekarz nie był potrzebny. Jak mama rodziła to przyjeżdżała Paruzelka z Nędzy, taka wiejska akuszerka – tłumaczy Emilia Gmyrska. Pani Ema potwierdza słowa siostry. – Jak kiedyś zemdlałam przy żniwach, to mnie posadzili koło snopka, dali mi wodę i poszli do pracy. Jak trzeba było to się bandażowało, albo warzyło komuś herbatę. Nigdy nie chodziliśmy do lekarzy, bo nikt nie chorował – podsumowuje, a my możemy jedynie pozazdrościć.
W pierwszej klasie uczniowie zamiast zeszytów dostawali tabliczki, na których się uczyło pisać. Do każdej z nich była przytwierdzona sznurkiem ściereczka. Potem jeden podręcznik służył wszystkim dzieciom w rodzinie, bo starsze rodzeństwo przekazywało go młodszemu. Pilni uczniowie dostawali same jedynki, które były najlepszymi stopniami, czyli, odwrotnie niż w dzisiejszej Polsce.
Zajęcia wznowiono we wrześniu 1945 roku, w tym samym budynku, ale już w szkole polskiej. Jej pierwszą kierowniczką i nauczycielką była Amelia Sajfert. Po dwóch latach zastąpił ją Maksymilian Frank, który prowadził również wieczorowy kurs języka polskiego, na który uczęszczała pani Emilia. W 2005 roku Zespół Szkolno-Przedszkolny w Górkach Ślaskich obchodził jubileusz 100-lecia, który uczczono nadaniem mu imienia Jana Pawła II.
Katarzyna Gruchot