Do pracy. Bez umowy i bez płacy
Temat z okładki
Raciborzanka, która chciała być rejestratorką w centrum rehabilitacji na Rzeźniczej, poskarżyła się w magistracie na kierownika placówki. Czuje się wykorzystana jako pracownik, z którym nie spisano żadnej umowy i nie zapłacono za wykonaną pracę.
Każda forma zatrudnienia wymaga spisania stosownej umowy i opłacenia pracownika. Inaczej mamy do czynienia z tzw. pracą na czarno, szarą strefą – po prostu działaniem wbrew prawu. – Nigdy bym nie pomyślała, że takie praktyki mogą mnie spotkać w instytucji publicznej. Nawet gdy pracowałam u prywaciarza, to wypłacił mi za przeszkolenie, chociaż w końcu nie zatrudnił – opowiedziała nam pani Grażyna (nazwisko do wiadomości redakcji). Zgłosiła się do redakcji, bo poczuła się wykorzystana przez potencjalnego pracodawcę.
Może się pani przyuczać
Raciborzanka z jednej z dzielnic znalazła w PUP-ie ogłoszenie Raciborskiego Centrum Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Poszukiwano tam rejestratorki, na zastępstwo. Pani Grażyna jest informatykiem, pracowała m.in. w ośrodku pomocy społecznej, miała do czynienia z bazami danych. Uznała, że poradzi sobie z rejestracją pacjentów i obsługą administracyjną. Zgłosiła się do RCRON, gdzie odbyła rozmowę z kierownikiem Michałem Lorenzem. Ten wymagał znajomości programu komputerowego do obsługi rejestrujących się pacjentów, a pani Grażyna go nie znała. W rozmowie ustalono, że kobieta może się przyuczyć do nowej pracy. Przychodziła przez kilka kolejnych dni i wykonywała czynności rejestratorki. Miała w tym czasie do czynienia z danymi osób korzystających ze świadczeń w RCRON. Pod koniec tygodnia przekazano jej telefonicznie, że nie zostanie zatrudniona.
Prywaciarz by się bał
Bohaterka tego tekstu nie czuła się rozgoryczona odrzuceniem jej przez pracodawcę, ale zaskoczona, że choć pracowała przez kilka dni, to w RCRON nikt nie spisał z nią żadnej umowy, a za pracę nie zapłacono. Ma męża przedsiębiorcę. Ten stwierdził, że z obawy przed kontrolą i karami z PIP i ZUS nie brałby pracownika „na czarno”, w dodatku narażając się na jego gniew i chęć odwetu gdyby mu nie zapłacił. – Miałam doświadczenie w pracy w jednostce samorządowej i wiedziałam, że tam musi być wszystko w zgodzie z papierami, dlatego uznałam, że w RCRON postąpiono niewłaściwie – mówiła dziennikarzowi Nowin.
Zwróciła się pisemnie do kierownika Michała Lorenza, by ten wyjaśnił jej dlaczego nie spisano z nią umowy i nie zapłacono za przepracowane godziny na Rzeźniczej. Odpowiedź szefa placówki była jednoznaczna: to nie była zlecona praca tylko dobrowolne czynności pani Grażyny. Kobieta postanowiła sprawę nagłośnić. Przyszła do redakcji Nowin, napisała pisma: do prezydenta miasta (placówka podlega samorządowi), do przewodniczącego komisji branżowej Pawła Rycki oraz do PIP i ZUS. Gdy Mirosław Lenk dowiedział się o skardze na kierownika z Rzeźniczej zażądał szczegółowych wyjaśnień (mają trafić do magistratu w tym tygodniu). Po rozmowie z włodarzem M. Lorenz przedzwonił do pani Grażyny z przeprosinami i propozycją – porozumienia oraz zapłaty za przepracowane godziny. Ta waha się czy zgodzić się na takie rozwiązanie. – Tu chodzi o zaniechanie podobnych praktyk w instytucji zaufania społecznego jaką jest RCRON. Chciałam doprowadzić do nagłośnienia problemu, bo przypuszczam, że nie byłam pierwszą tak potraktowaną osobą. Nazwałabym takie podejście nawet cwaniactwem, bo ktoś kto pracuje za darmo ma prawo czuć się wykorzystanym – nadmienia nasza rozmówczyni.
Poznała dane pacjentów
Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze kwestia naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych, bo pracująca w rejestracji kobieta nie miała uprawnień operować informacjami o pacjentach. – Informację o podejrzeniu naruszenia ochrony danych niezwłocznie zgłoszono inspektorowi ochrony danych osobowych, który sporządzi raport wraz ze szczegółowym opisem zdarzenia, wnioskami i zaleceniami – przekazał Nowinom kierownik M. Lorenz. – Kiedy byłam w ośrodku pomocy społecznej musiałam podpisać stosy papierów zanim dopuszczono mnie do danych podopiecznych, a w RCRON niczego ode mnie nie wymagano. Jak miałam tylko ćwiczyć to chyba powinnam na jakiejś przykładowej bazie, a nie realnej? – dziwi się pani Grażyna. Aktualnie czeka co z jej zgłoszeniami zrobią PIP i ZUS oraz czy tym, co stało się w miejskiej placówce zainteresuje się rada miasta.
Mariusz Weidner
Kierownik Lorenz: jest mi przykro
Nie było moją intencją wykorzystywanie tej pani do świadczenia pracy. Poświęcony czas na zapoznanie się z ewentualnym przyszłym miejscem pracy wynikał raczej z chęci zaprezentowania predyspozycji i umiejętności. Chcielibyśmy zaproponować tej pani porozumienie, które w jej odczuciu rekompensowałoby czas poświęcony naszej placówce. Jest mi bardzo przykro, że zaistniała opisana sytuacja, pragnę jednocześnie zapewnić, że zostały wyciągnięte z niej odpowiednie wnioski.