Małe jest piękne: Od pruskiej izby do Tysiąclatki
Starą szkołę, którą dziś można zobaczyć tylko na zdjęciach, pamięta wiele pokoleń mieszkańców Pogrzebienia. A z nią nierozerwalnie łączy się postać kierownika Joachima Rzodeczki, który pracował tu w okresie dwudziestolecia wojennego i był pierwszym nauczycielem, który zjawił się tu po wojnie i pierwszym, który wraz z uczniami rozpoczął naukę w nowej Tysiąclatce.
Nauczyciele z muzyczną pasją
Autorzy wydanej z okazji 750-lecia Pogrzebienia broszury „Nasza mała ojczyzna Pogrzebień” podkreślają, że pierwsza wzmianka o szkolnictwie w Pogrzebieniu pochodzi z 1532 roku a dotyczy żaka Clementa Cantora, który wymieniony został w urbarzu, czyli spisie majątku właściciela ziemskiego. Niemieccy nauczyciele, po kursach w Raciborzu lub Rudach, pojawili się dopiero w 1765 roku, gdy zaczął obowiązywać generalny regulamin dla szkół wiejskich na Śląsku.
Pierwszym pruskim nauczycielem w pogrzebieńskiej szkole został Maciej Zimmer, a potem Ignacy Rompel i Tomasz Czekała, który był jednocześnie organistą. „Mieszkał w domku, który posiadał jedynie jedną izbę i komorę. Izba mieszkalna służyła jednocześnie za klasę szkolną. Nauczyciel Czekała pełnił swą funkcję aż do 1833 roku. Starosta raciborski w latach 1798 i 1800 otrzymał nakaz przyspieszenia budowy nowej szkoły. Drewniana szkoła została oddana do użytku w 1802 roku – napisano w broszurze.
Murowana stara szkoła, w której funkcjonowało potem przedszkole, powstała w latach 1857 – 1858. Na piętrze mieściły się dwie sale lekcyjne, a na parterze dwupokojowe mieszkanie kierownika placówki, którym do 1866 roku był Konstanty Sobel.
Pierwsza polska nauczycielka – Janina Brablec, przyjechała do Pogrzebienia w 1925 roku i zaczęła uczyć w dwuklasowej Katolickiej Szkole Ludowej, która miała wtedy pięć oddziałów. W lutym 1926 roku funkcję kierownika objął w niej Joachim Rzodeczko, a po roku szkoła zmieniła nazwę na Publiczną Szkołę Powszechną. Oprócz kierownika pracowały w niej nauczycielki Agnieszka Mateoszek, Ryszarda Ziedek i Zofia Chmielewska, które od 1932 roku uczyły w szkole trzyklasowej z utworzonym dodatkowo szóstym oddziałem.
Joachim Rzodeczko pochodził ze Sławikowa, gdzie pracował wcześniej jako chórmistrz i organista. Był utalentowanym muzykiem. Napisał rozprawę na temat wychowawczej roli pieśni patriotycznej i opracowywał pieśni śląskie na chór a capella. W Pogrzebieniu przez wiele lat udzielał ślubów i jako miłośnik historii Śląska prowadził kronikę wsi.
W 1939 roku polskich nauczycieli zwolniono, a jesienią zaczęła się nauka w szkole niemieckiej z Emilią Muller. Rok później do Pogrzebienia przybyło małżeństwo Hauków. Franciszek i Elżbieta zamieszkali w szkole i przeprowadzili w niej gruntowny remont wymieniając okna, podłogi i ławki. Uczyli w niej aż do końca lutego 1945 roku, potem działalność szkoły zawieszono, bo 31 marca wkroczyła do wsi armia radziecka.
15 maja 1945 roku do szkoły wrócił Joachim Rzodeczko. W starej szkole zajęcia rozpoczęto we wrześniu 1945 roku, ale dwie sale na piętrze nie były w stanie pomieścić 129 uczniów, więc dodatkowo lekcje odbywały się w sali u Hildegardy Burdzik, gdzie uczyły się klasy młodsze i jednym wydzierżawionym pomieszczeniu u Karola Glenca. Kierownik zamieszkał razem z żoną Jadwigą i dwójką dzieci: Lidią i Marcelim w dwupokojowym mieszkaniu, które mieściło się na parterze budynku szkolnego.
Tort dla pana kierownika
Siostry Aniela (rocznik 1933) i Cecylia (rocznik 1937) Hałacz były uczennicami starej szkoły w Pogrzebieniu, najpierw niemieckiej, w której uczył Franciszek Hauke, a potem polskiej. – Po wojnie najpierw chodziłam do sali u Burdzika, gdzie uczyła nas pochodząca z Pogrzebienia Helena Kłosek, a potem do starej szkoły, gdzie prowadził lekcje Joachim Rzodeczko. Było nas w klasie 14 osób, ale tylko czterech chłopców: Roman Pieła, Paweł Nowak, Bronisław Kostka i Józef Staniek. Moją koleżanką była Marysia Gorywoda, która już nie żyje i jest pochowana w Pogrzebieniu. W pierwszej ławce siedziała nieżyjąca już Gienia Zającowa, potem Adrianna Dastig, która wyjechała do Niemiec i Helena Śmietana, która wyprowadziła się do Jastrzębia – tłumaczy pani Cecylia. Jej siostra Aniela dodaje, że z kierownikiem żartów nie było. Jak ktoś się słabo uczył, zostawał na drugi rok w tej samej klasie, a jak ktoś był niegrzeczny to od razu szła w ruch tzw. trzcinka. – Chłopaki dostawali trzcinką po tyłku a dziewczyny po rękach. Do dzisiaj wspominamy to z siostrą. Dyscyplina wtedy była duża, wszyscy nie raz dostali, ale nikt się przez to nie pochorował, za to szacunek do nauczyciela był inny niż dzisiaj – opowiada pani Aniela i obie z siostrą wracają wspomnieniami do czasów, kiedy na urodziny kierownik Rzodeczko co roku otrzymywał od swoich uczniów tort i w przystrojonej na tę okazję klasie wszyscy świętowali.
Warunki nauki w latach powojennych były bardzo skromne, ale uczniowie mogli zawsze liczyć na ciepłą zupę w trakcie długiej przerwy i zabawy w ramach wuefu, który odbywał się na placu za szkołą. – Najczęściej graliśmy w walkę narodów, czyli w dwa ognie. Muzyki uczył nas Joachim Rzodeczko, który pięknie śpiewał, grał na skrzypcach i pianinie, a w stojącym niedaleko szkoły kościele, był organistą. Drugim nauczycielem był pan Gołkowski, który przyjechał tu z nakazem pracy i mieszkał u Kozła. Uczył nas wiedzy o Polsce i konstytucji – tłumaczy pani Cecylia.
Wszyscy mali mieszkańcy Pogrzebienia mogli liczyć na pomoc sióstr salezjanek, które w 1946 roku przejęły pałac von Baildona i stworzyły w nim ośrodek wychowawczy dla dzieci i młodzieży. Do 1955 roku prowadziły w nim przedszkole, a potem powstała świetlica, w której dzieci mogły odrabiać lekcje, uczyć się pod okiem sióstr i korzystać z ich pomocy jeśli chodzi o dożywianie. – Siostry zabierały nas często na wycieczki i pielgrzymki po całym kraju. Byłyśmy nawet w Gdańsku. Dla dziewczyn organizowały roczne kursy kroju i szycia oraz pisania na maszynie. To było bardzo przydatne, bo dzięki temu, że skończyłam taki kurs i potrafiłam pisać na maszynie, dostałam pracę w Miejskim Zarządzie Budynków Mieszkaniowych w Raciborzu – mówi Cecylia Koczor.
Szarwach na budowie
Budynek starej szkoły, w której znajdowały się tylko dwie sale lekcyjne, nie był w stanie zaspokoić lokalowych potrzeb wciąż rosnącej liczby uczniów. Ponieważ rząd promował wtedy hasło „Tysiąc szkół na tysiąclecie państwa polskiego” wieś, jako pierwsza w powiecie, zawiązała Komitet Organizacyjny Budowy Szkoły. Na jego czele stanął Korneliusz Gorywoda – były pracownik działu gospodarczego Miejskiej Rady Narodowej w Raciborzu, a później sekretarz gminy i od 1954 roku przewodniczący Gromadzkiej Rady Narodowej. O zgodę na budowę placówki zabiegał osobiście u wojewody śląskiego Jerzego Ziętka, któremu pomysł stawiania szkoły w tak małej miejscowości nie przypadł do gustu, ale w końcu dał się przekonać.
Budowę rozpoczęto wiosną 1958 roku. Gmina dała drewno z lasu, który zakupiła w czasie parcelacji, a stacjonująca w Kornowacu jednostka wojskowa pomogła w postawieniu fundamentów. Wiele prac wykonali w czynie społecznym mieszkańcy wsi, realizując tzw. szarwach, czyli odrabiając określoną liczbę godzin w pracach na wspólnym mieniu. Resztę zlecono firmie budowlanej z Niedobczyc. Szkoła Podstawowa im. Ligonia w Pogrzebieniu została oddana do użytku 9 kwietnia 1961 roku. Na jej poświęcenie koledzy przynieśli Korneliusza Gorywodę na krześle, bo ciężka choroba kręgosłupa sprawiła, że nie mógł się już poruszać o własnych siłach.
Po przeprowadzce do nowej szkoły, w starej swoje miejsce znalazły najpierw biura Gminnej Rady Narodowej, a potem dwuoddziałowe przedszkole. W 2016 roku jeden z najstarszych budynków we wsi został rozebrany.
Pracę w nowej szkole rozpoczęli nauczyciele: Józef Kabut, Stanisława Furman, Teresa Koszorz i kierownik Joachim Rzodeczko. W 1962 roku do zespołu pedagogicznego dołączyła Małgorzata Burek, nauczycielka muzyki, która prowadziła przez wiele lat chór szkolny. Po panu Joachimie, który pełnił swoją funkcję do 1966 roku, kolejnymi kierownikami szkoły byli Józef Kabut (1966 – 1990), Jan Duda (1990 – 1997) i Maria Kubiczek (1997 – 2006). Dziś Zespołem Szkolno-Przedszkolnym w Pogrzebieniu kieruje dyrektor Joanna Krasek.
Katarzyna Gruchot