Michał Fita: Będziemy wentylem bezpieczeństwa
O tym dlaczego lepiej głosować niż spacerować po Bieszczadach, osamotnieniu Raciborza i autentyczności w polityce rozmawiamy z Michałem Fitą – rewelacją wyborów samorządowych z 21 października.
– Przed drugą turą wyborów poparłeś Dariusza Polowego. Czy nie obawiasz się, że teraz dla wielu mieszkańców Raciborza stałeś się „pisiorem”, który sprzedał się za wiceprezydenturę?
– Mam świadomość tego, że dla wielu osób to może być dziwne, ale to nie jest tak, że ja deklaruję przynależność do jakiejkolwiek partii. Zwyczajnie wchodzimy w koalicję programową. Podjęliśmy tę decyzję razem z ludźmi, z którymi wystartowałem do tych wyborów – żeby pójść z duchem zmiany. Pewnie, że wygodniej byłoby wyjechać w Bieszczady i chodząc po górach czekać na rozwój wydarzeń. Ale ja uważam po prostu, że najzwyczajniej w świecie nie mamy kolejnych pięciu lat, żeby czekać i obserwować co się stanie, tylko musimy wziąć się do roboty. Mamy pięć lat na to, żeby udowodnić swoją pracą w radzie miasta naszą skuteczność. Ktoś powie, że sprzedałem się za fotel wiceprezydenta... Miałem świadomość tego, że podejmując taki wybór, zostanę przedstawiony w tym świetle, jednak odpowiedzialność za miasto i wiara w to, że będziemy w stanie zrealizować program, z którym szliśmy do wyborów, jest ważniejsza od mojej wygody.
– W twoim oświadczeniu przeczytałem, że wchodzicie w koalicję programową z kandydatem „niezależnym i bezpartyjnym”. Jak definiujesz niezależność i bezpartyjność? Pytam, bo w trakcie kampanii wyborczej do Raciborza zjechała się cała plejada polityków PiS, którzy bardzo mocno wspierali Dariusza Polowego. Już prędzej za niezależnego i bezpartyjnego można było wziąć Mirosława Lenka, któremu PO co prawda udzieliło poparcia, ale to było kilka miesięcy temu i od tamtej pory było o tym cicho...
– Dariusz Polowy uzyskał też poparcie innych ugrupowań i nie jest członkiem PiS, natomiast prezydent Mirosław Lenk jest członkiem PO. Ponadto w Radzie Miasta nie ma żadnego radnego PiS a w większość koalicyjnego komitetu Dariusza Polowego stanowią członkowie NaM-u.
– Ale był przez PiS bardzo aktywnie wspierany...
– Na Raciborszczyźnie pojawili się posłowie PiS i przedstawiciele rządu, ale też w istotnych dla miasta sprawach. To pokazuje, że są zaniedbania, z którymi trzeba się uporać. Racibórz jest dziś osamotnionym miejscem, a ja podtrzymuję to, że powinniśmy na niego patrzeć jako na centrum pewnego oddziaływania. Aby tego dokonać, potrzebne jest rządowe wsparcie. Ja cały dom kultury – poza termomodernizacją, która została zrealizowana ze środków WFOŚiGW – wyremontowałem z pieniędzy ministerialnych (M. Fita jest dyrektorem MOKSiR-u w Kuźni Raciborskiej – red.). A zatem jeśli ktoś chce sięgać po te środki, to bardzo dobrze. To nie jest cyrograf – za takie poparcie nie trzeba oddawać duszy. Poza tym nasze ugrupowanie jest niezależne i wychodzimy z założenia, że jeśli po wyborach cokolwiek będzie szło w innym kierunku niż ten, który planujemy, to będziemy spełniać funkcję wentylu bezpieczeństwa.
– Mówisz, że Racibórz potrzebuje zmiany. Co było nie tak do tej pory? Co trzeba zrobić?
– Trzeba przyspieszyć. Racibórz nie wykorzystuje wielu możliwości i szans, czego symbolem jest chociażby dworzec PKP. Sięgamy po fundusze unijne tylko pytanie, na co je przeznaczamy.
– Masz coś konkretnego na myśli?
– Prosta rzecz. Remontujemy ulicę Długą. Kolejne – chyba czwarte w ciągu dwudziestu lat – przełożenie kostki brukowej nie zmieni funkcji tej ulicy. Tu potrzeba innych rozwiązań, takich które zmienią jej funkcję, a nie tylko wygląd. Takich przykładów jest mnóstwo. Miliony wydane na przystań nad Odrą, to oczywiście symboliczny przykład na gorąco. Można było wykorzystać te środki choćby na zadaszenie lodowiska, na jego remont. Przecież ta instalacja ma ponad czterdzieści lat. Całe lodowisko wymaga modernizacji. Prozaiczny przykład: jeśli komuś zachce się iść do toalety, to musi w tych łyżwach, po jakiejś gumie iść do plastikowego toi-toia.
– Nie da się zrobić wszystkiego naraz. W tym czasie zrobiono plażę, aquapark...
– Ok, ale być może ponad trzy miliony złotych wydane na przystań można było zagospodarować inaczej. Nie mówię, że przystań miała kosztować dziesięć tysięcy. Ale niechby kosztowała połowę z tych trzech milionów. Zostałoby półtora miliona złotych, które można było dobrze wykorzystać.
– To co mówisz z pewnością spodobało się części twoich wyborców. Jak myślisz, co zadecydowało o twoim bardzo dobrym wyniku wyborczym? Spodziewałeś się tego?
– Oczywiście, że marzyłem o wejściu do drugiej tury. Ale racjonalnie tłumaczyłem sobie, że muszę zadziałać tak, żeby otrzymać 20% poparcia i wprowadzić czterech ludzi do rady miasta. Zdobyliśmy 24% głosów i wprowadziliśmy do rady pięć osób. Wiele czynników miało na to wpływ. Myślę, że ludzie doceniają to, że jestem sobą. Miałem bardzo ciekawą i oryginalną kampanię wyborczą – stonowaną, spokojną, w której zachowałem swoją autentyczność. Nie udawałem kogoś, kim nie jestem. Byłem tym samym Michałem Fitą, którym byłem wcześniej i którym nadal pozostaję.
– Nie kusiło cię, żeby – znając wyniki wyborów z 21 października – nie wchodzić w żadną koalicję, tylko stać się takim moderatorem w radzie miasta? Popierać dobre projekty uchwał, niezależnie od tego, z której strony będą padały...
– Będę popierał dobre projekty uchwał, niezależnie od tego, że jestem w koalicji z dotychczasowymi ugrupowaniami opozycyjnymi. Nie mam zamiaru tego zmieniać. Będę popierał wszystkie dobre projekty i negował te złe, niezależnie od kogo one wyjdą.
– Jak widzisz współpracę ze środowiskiem RSS Nasze Miasto? Kiedyś byliście razem, ale rozeszliście się...
– Do 2014 roku byłem członkiem NaM-u, w mijającej kadencji nie byłem członkiem tego stowarzyszenia, ale w wielu kwestiach mieliśmy zbieżne stanowiska. Myślę, że w tej kadencji również zachowamy swoją autentyczność. To nie jest tak, że ja teraz obcinam sobie prawą rękę, żeby ją przekazać NaM-owi, albo lewą, żeby ją przekazać komuś innemu. My cały czas zachowujemy swoją niezależność.
– Załóżmy, że wszystko idzie po waszej myśli. Dariusz Polowy zostaje prezydentem Raciborza. Jaka będzie pierwsza sprawa, którą będziecie chcieli „przepchnąć” przez radę miasta?
– To będzie decyzja drużyny, z którą współpracuję.
– Nie rozmawialiście jeszcze na ten temat? Nie macie scenariusza działań?
– Mamy opracowane założenia, pięć pierwszych kroków. Najważniejsze będzie, żeby usiąść do stołu i negocjować to z koalicjantami. Na razie nie dzielimy jednak skóry na niedźwiedziu. Założyliśmy sobie, że niezależnie od wszystkiego chcemy zbudować większość w radzie miasta i działać zgodnie z naszymi założeniami programowymi.
– Mówiąc, że „niezależnie od wszystkiego chcesz zbudować większość w radzie miasta” mrugasz do Mirosława Lenka?
– Większość w radzie już jest.
– A czy myślałeś o tym, że po pięciu latach ewentualnej wiceprezydentury może już nie być otwartego i autentycznego Michała Fity, muzyka i społecznika?
– Jestem otwarty i autentyczny i takim zamierzam pozostać. Od dziesięciu lat zarządzam MOKSiR w Kuźni Raciborskiej, ponadto od ośmiu lat jestem radnym Miasta Racibórz, co traktuję jako służbę społeczną. Muzyka wciąż mi towarzyszy. W sytuacji, w której się znalazłem, nie myślę o sobie, tylko o dobru miasta i jego mieszkańcach. Nie wiem co będzie za pięć lat, ale wiem, że zmiana konieczna jest już teraz.
Wywiad przeprowadził Wojtek Żołneczko