Debaty nie będzie
Lenk chciał debaty z Polowym, ale moderowanej przez dziennikarzy. Polowy zrobił unik i powiedział, że nie chce powtórki „pyskówki” sprzed czterech lat.
Mirosław Lenk wezwał Dariusza Polowego do debaty natychmiast po ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów. Prezydenckie zaproszenie (złożone za pośrednictwem mediów społecznościowych czyli portalu Facebook) nie było dla nikogo zaskoczeniem – bardziej obyty w publicznych wystąpieniach Mirosław Lenk mógł na bezpośredniej konfrontacji ze swoim kontrkandydatem tylko zyskać. Nic więc dziwnego, że Dariusz Polowy zdecydował się na unik. Następnego dnia również zaprosił Mirosława Lenka do debaty (również za pośrednictwem Facebooka), ale nie takiej zwyczajnej, organizowanej przez dziennikarzy, ale debaty specyficznej, bo organizowanej przez własny sztab w lokalu gastronomicznym na raciborskim rynku (29.10.2018 r., godz. 17.00, relację z pewnością znajdziecie Państwo w portalu Nowiny.pl).
Pyskówka w studio?
Rykoszetem oberwały od Dariusza Polowego również redakcje raciborskich mediów, które przed czterema laty zorganizowały pamiętną debatę Mirosława Lenka z Anną Ronin. Dariusz Polowy określił tamto wydarzenie mianem „pyskówki w zamkniętym studiu radiowym” (debata została zorganizowana w studiu Radia Vanessa i była transmitowana w radiu oraz na lokalnych portalach internetowych). „Pyskówki”, której on sam postanowił uniknąć, zapraszając do debaty nie tylko Mirosława Lenka, ale również mieszkańców i dziennikarzy. Warto przy okazji wspomnieć, że Anna Ronin do dziś twierdzi, że debata z 2014 roku została zmanipulowana (radna zarzuca przedstawicielom radia, że umożliwili M.
Lenkowi wcześniejsze zapoznanie się z pytaniami, dlatego on wypadł dobrze, a ona słabo).
Lenk pyta o bezstronność
– Ja chętnie wezmę udział w każdej debacie, pod warunkiem że ona będzie bezstronna. Kto gwarantuje bezstronność tej debaty? Komitet Dariusza Polowego? – powiedział nam Mirosław Lenk, gdy spytaliśmy go, czy przyjmie zaproszenie Dariusza Polowego. M. Lenk dodał, że jego zdaniem bezstronność debaty może być zagwarantowana tylko wtedy, gdy poprowadzą ją dziennikarze. – Ja mógłbym w rewanżu zaprosić Dariusza Polowego do debaty w Hotelu Racibor, gdzie przyprowadziłbym moich zwolenników, ale co to da? Jestem otwarty na debatę, ale bezstronną, prowadzoną przez dziennikarzy – dodał M. Lenk.
Powtórki w radio nie będzie
Debatę podobnej do tej sprzed czterech lat chciało Radio Vanessa. Aktualni kandydaci na prezydenta Raciborza otrzymali wiadomości z prośbą o kontakt w sprawie jej organizacji. Mirosław Lenk odpowiedział na wiadomość i wyraził chęć wzięcia udziału w debacie. Dariusz Polowy nie odpowiedział na wiadomość zachęcającą do kontaktu w tej sprawie.
– Wieczorem dostałem wiadomość z prośbą o kontakt w sprawie debaty. To jest wszystko, co dostałem. Ciężko pracuję w tej kampanii, a oprócz tego próbuję jeszcze zarobić na życie. Dlatego nie jest tak, że ja będę odpowiadał na każdy sms, otrzymany gdzieś w środku nocy - wyjaśnił nam D. Polowy. – W ciągu dnia kilka razy dzwoniliśmy do Dariusza Polowego w sprawie debaty. Nie odbierał telefonów lub połączenie było zajęte. Nie oddzwonił do nas. Dlatego zdecydowaliśmy się na wysłanie wiadomości sms w sprawie debaty. W sumie wysłaliśmy do Dariusza Polowego trzy takie wiadomości, ostatnią około godz. 19.30 – powiedzieli nam przedstawiciele Radia Vanessa.
Ostatecznie Dariusz Polowy skontaktował się z przedstawicielami Radia Vanessa i odmówił udziału w debacie. Spytaliśmy go wprost, czy obawiał się, że jego konkurent miałby wgląd w pytania przed debatą. – Nie popadajmy w paranoję. Jednakże muszę po raz kolejny podkreślić, że debatę widzę w kontekście ludzi, w kontekście mieszkańców. Ponieważ debata ma być dla prawdziwych ludzi, dla zmierzenia się z realnymi problemami – odpowiedział D. Polowy.
(żet)
Komentarz: Wojtka Żołneczki
Dlaczego w Raciborzu się nie da?
Smutne jest to, że obaj kandydaci nie potrafili się porozumieć w tej sprawie w sposób cywilizowany (zaproszenia kierowane za pośrednictwem mediów to pijarowe zagrywki, a nie rzeczywiste próby nawiązania kontaktu). O tym, że w polityce jest to możliwe, świadczy przykład pobliskiego Wodzisławia Śląskiego, gdzie sztaby poszczególnych komitetów wyborczych wypracowały formułę odpowiadającą wszystkim kandydatom jeszcze przed pierwszą turą wyborów. Szkoda, że w Raciborzu się to nie udało.
Pomimo zapewnień Dariusza Polowego, trudno nie odnieść wrażenia, że rezygnując z debaty kierował się nieufnością przynajmniej wobec części środowiska dziennikarskiego. Przez zaproszenia i gładkie odpowiedzi przebija też zimna kalkulacja możliwych zysków i strat wynikających z podejścia do debaty. Jak widać, wynik tej kalkulacji jest dla kandydata/kandydatów ważniejszy niż chwilowe (i ewentualne) straty wizerunkowe. Podobnie było przecież przed pierwszą turą wyborów, gdy debatować chcieli de facto tylko Mirosław Lenk oraz Robert Myśliwy. Pozostali kandydaci kluczyli lub w ogóle nie odpowiedzieli na zaproszenie do debaty. Rezultat wyborów pokazał, że mieszkańcy Raciborza wybaczyli im taką postawę. Nic więc dziwnego, że przed drugą turą wyborów klasycznej debaty w Raciborzu nie mamy.