Lenk: moja kariera polityczna osiągnęła punkt zwrotny
To ostatni wywiad prezydenta Raciborza Mirosława Lenka. 21 listopada zaplanowano ślubowanie nowego włodarza miasta, wybranego 4 listopada Dariusza Polowego. Z ustępującą głową miasta rozmawiamy o jego pożegnaniu z funkcją, którą wypełniał przez 12 lat.
– Jak wyglądały ostatnie dni pańskiej pracy w urzędzie?
– Zajmowałem się rzeczami, które były konieczne, niezbędne do dokończenia. Najważniejszy był budżet. Podpisałem go 15 listopada i przekazałem do Regionalnej Izby Obrachunkowej.
– Jaki jest plan budżetowy dla miasta na przyszły rok?
– Jego filarami niewątpliwie są inwestycje, które realizuję od roku czy dwóch, bo to duże, wieloletnie przedsięwzięcia. Muszą mieć odzwierciedlenie w przyszłorocznym budżecie. Wówczas zostaną „skonsumowane”. 8 mln zł trafi na budowę nowych mieszkań przy Łąkowej. W grudniu 2019 roku będą oddawane do użytku. Za 3 mln zł dokończony zostanie Ogródek Jordanowski. 7 mln zł będzie potrzebne do zakończenia przebudowy starej komendy policji. Wydamy sporo na termomodernizacje miejskich kamienic. Miasto musi dotrzymać umów związanych z zasiedlaniem Ocic na ulicy Chorwackiej. Pójdą na to miliony, bo powstanie droga z oświetleniem. W Ocicach powstanie zbiornik retencyjny, który przyjmie całą wodę z pól, która gromadzi się tam po ulewach.
– Gdyby wybory były za rok, to miałby pan więcej atutów przy tak obfitym katalogu zrealizowanych inwestycji.
– Może tak by to wyglądało, ale miastem nie zarządza się od kampanii do kampanii.
Idealnie byłoby się chwalić na koniec odpowiednim zestawem, jednak z moich doświadczeń wynika, że wyborcy nie zwracają na to szczególnej uwagi. Uznają to za normalną rzecz.
– Wystarczy w budżecie 2019 pieniędzy na wyznaczone zadania?
– Będą się realizować w dużej mierze za środki zewnętrzne, w tym europejskie. Miasto też ma swoje dochody z gospodarowania nieruchomościami. Sprzedawaliśmy działki, tereny inwestycyjne.
– 14 listopada spotkał się z pan z Dariuszem Polowym, pańskim następcą w magistracie. W jakim celu?
– Uznałem, że takie spotkanie jest moim obowiązkiem. Że powinienem poinformować pana Polowego o pewnych ważnych kwestiach. Rozmawiałem z nim o budżecie, który przygotowałem, że będzie to kontynuacja wielu projektów. Mój następca będzie miał czas, około dwóch miesięcy by dokonywać ewentualnych korekt, co z posiadaną większością głosów w radzie jest dlań realne. Mam nadzieję, że będzie robił to z rozwagą. Jeśli słyszę, że ktoś chce rezygnować z pieniędzy unijnych (D. Polowy zamierza oddać unijną dotację na remont placu Długosza, bo ma inwestora na ten teren – przyp. red.), bo jakieś inne plany, to dobrze byłoby aby to przemyślał. Drugi raz taka okazja może się nie zdarzyć. Można zrobić coś być może nie doskonałe go, ale według mnie przynajmniej bardzo dobrego.
– Prezydent Polowy sam będzie mógł podjąć decyzję o zwrocie unijnej kasy?
– To on będzie podpisywał umowę z urzędem marszałkowskim. Rada miasta zgodziła się na podejmowanie działań dla pozyskania dotacji z UE. W przypadku prezydenckiej decyzji radnym pozostaną tylko prośby o wyjaśnienie.
– Tak jak pan spotkał się z panem Polowym, tak przed 12 laty śp. Jan Osuchowski odbył z panem rozmowę jako ustępujący wówczas prezydent Raciborza.
– Ja byłem w innej sytuacji, bo to ja odbierałem tę przekazywaną władzę. Byłem zwycięzcą, teraz kończę pracę w raciborskim samorządzie. Moje relacje z panem Osuchowskim były wówczas dość dobre, wręcz serdeczne. Często się spotykaliśmy. Początki jego rządzenia były trudne z uwagi na brak poparcia w radzie, ale potem wszystko się unormowało. Wracając do mojej rozmowy z panem Polowym, bardziej aktywną osobą byłem ja, bo przekazywałem informacje, a mój rozmówca uważnie słuchał. Do niego będą należały decyzje. Pozostanie parę spraw w toku. Poruszyłem też kwestie kadrowe, mówiąc raczej o pracownikach niż kadrze naczelników. Mówiłem także o sposobie „usadzenia” radnych na sali, aby było to dla niego wygodne.
– Kiedyś radny Piotr Klima proponował by radnych koalicji rządzącej wymieszać miejscami z opozycjonistami, dla dobra samorządu, by ludzie się nie kłócili. To realne?
– Piotr Klima ma zawsze ciekawe pomysły. Ten – myślę – że jest nierealny, bo rządzący potrzebują być blisko swego zaplecza politycznego. Dla sprawnego procedowania czegokolwiek podział jest niezbędny. Kontakt, komunikacja, ze swymi radnymi oraz urzędnikami to konieczność.
– Pan już był w opozycji, właśnie za kadencji J. Osuchowskiego.
– Pamiętam, że początkowo dochodziło do licznych utarczek słownych na sali obrad. Później wspólnie uznaliśmy, że spory do niczego dobrego nie prowadzą, a Racibórz na nich traci. Jak będzie teraz? Nie wiem.
– Słyszałem, że w pana klubie radnych dojdzie do zmiany przed ślubowaniem.
– Mandat złożył Witold Ostrowicz i zastąpi go w radzie Paweł Rycka.
– Czy to oznacza, że Razem dla Raciborza myśli już o przyszłych wyborach i stawia na młodszych polityków jak Rycka czy Kuliga, aby walczyć o władzę w Raciborzu za 5 lat?
– Jeśli moi radni będą chcieli kontynuować jakąś działalność publiczną w przyszłości, to będą mieli moje wsparcie. Będzie to jednak ich inicjatywa. Ja mogę być tylko doradcą, bo mam doświadczenie. Moja kariera polityczna osiągnęła punkt zwrotny. Będę rzetelnie pełnił funkcję radnego, planując aktywność, zadbam o dobro mieszkańców i Raciborza jako miasta, natomiast nie zamierzam nikomu przeszkadzać. Życzę miastu jak najlepiej, chcę by sprawy zainicjowane w tej kadencji zostały dopilnowane. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że reprezentuję mniejszość w radzie, ale z możliwości zabierania głosu nie zrezygnuję.
– Dokonał pan już analizy dlaczego przegrał wybory?
– Nie robiłem tego. Kusiło mnie, nie ukrywam, ale uznałem, że sytuacja w jakiej się znalazłem to punkt zwrotny w karierze zawodowej i w życiu. Nie ma już sensu tego rozbierać na czynniki pierwsze. Nie planuję budować jakiejś alternatywy politycznej w Raciborzu. Cieszę się i bardzo dziękuję mieszkańcom za ich ponad 8 tys. głosów poparcia mojej osoby. Utrzymałem potencjał podobny do tego sprzed 4 lat. Do wyborów poszło już nowe pokolenie. Wychowane na opiniach internetowych. Nie do końca prawdziwych czy sprawiedliwych, ale takich, które istnieją i kształtują opinię publiczną.
– Jaki Racibórz zostawia pan po swoich 12 latach rządzenia miastem?
– Racibórz znacznie różni się od tego, jakim go zastałem na początku mojego związania z urzędem miasta, a było to w 1996 roku. 22 lata temu zostałem tu naczelnikiem wydziału edukacji. Po przegranych wyborach w 2002 roku pracowałem 4 lata jako sekretarz powiatu, co dało mi szersze spojrzenie na samorząd. Wiele się w mieście zmieniło, tak samo jak w regionie i całej Polsce. Samorząd zyskał przez te lata wiele nowych uprawnień, poszerzyły się jego możliwości finansowe. Rosły udziały w podatkach, stawki podatków lokalnych. Pojawiły się środki unijne. Jeśli ktoś umiał to wykorzystać, to tak jak w Raciborzu miasto zmieniło się na lepsze. Mam dobrą pamięć i wiem jak Racibórz wyglądał kiedyś i teraz. Stary Racibórz był dość szary, teraz jest w kolorach, z odnowioną infrastrukturą i nowymi obiektami. Załatwiliśmy problemy gospodarki wodno-ściekowej i gospodarowania odpadami. Fajna jest infrastruktura sportowa, oświata dysponuje zmodernizowaną bazą.
– Czego pan się spodziewa po kadencji swej konkurencji politycznej?
– Racibórz nie wymaga już polityki wyrównywania szans, tak jak było w przypadku Funduszu Spójności na budowę kanalizacji. Bo były w tym zakresie braki. Miasto nie może wciąż wzbogacać się o kolejne nowe rzeczy, bo ich tworzenie należy wiązać z rosnącymi kosztami utrzymania. Trzeba wiedzieć co miastu jest potrzebne. Według mnie priorytetem są nowe mieszkania. Możemy się sprzeczać ile ma ich być, ale muszą być dostępne niemal „od ręki”. Tak jak było w Raciborzu w latach PRL, ale wówczas przyjeżdżali tu ludzie za mieszkaniem i pracą. Praca w Raciborzu jest. W okolicy też, czasem trzeba do niej dojechać. Można dyskutować o płacach, ale warto pamiętać, że lepiej niż u nas zawsze płacono w Warsza
wie, Katowicach czy Wrocławiu. Często decydują jednak inne sprawy, jak mieszkanie, dostęp do przedszkola czy infrastruktry publicznej, w zakresie sportu, kultury, zdrowia. Wiele młodych osób wybiera pod tym kątem swoją przyszłość. Opieram te wnioski na doświadczeniach w gronie swoich najbliższych.
– Pańscy rywale wyborczy stawiali w kampanii na śmiałe zamierzenia, jak choćby port rzeczny.
– Miasto ma już swoją strategię rozwoju. Warto się jej przyjrzeć. Nie można robić 10 rzeczy naraz, trzeba się skoncentrować na priorytetach. Ściganie się z dużymi miastami nie jest według mnie właściwą drogą. Hasła, że musimy mieć jeszcze to czy tamto mnie nie przekonują. Nie będzie nas stać na „fajerwerki”, a zaniedbamy podstawowe rzeczy.
– Sądzi pan, że dojdzie do dużych zmian kadrowych w samorządzie miejskim?
– Liczę na rozwagę nowej władzy. Lepiej dać sobie trochę czasu i przyjrzeć się jak funkcjonuje urząd. Wtedy podejmować decyzje. Jak będą potrzebne zmiany, bo kadra zostanie oceniona negatywnie, to współpraca jest wówczas niemożliwa. Zmian personalnych nie można dokonywać siłą wiatru i w zamieszaniu. Kiedy obejmowałem urząd po Janie Osuchowskim rozstałem się z jedną naczelniczką (Alina Pająk z wydziału inwestycji). Wiedziałem o tym już wcześniej. Reszcie spokojnie się przyglądałem i ruchy kadrowe opierałem na merytorycznych kwestiach.
– Zamierza pan przekonywać ekipę D. Polowego do swoich zamiarów programowych z kampanii wyborczej?
– Byłbym nieuczciwy wobec moich wyborców gdyby tego nie robił. Spróbuję przekonać do tych rozwiązań. Wiele zamiarów kandydatów na prezydenta było dosyć zbieżnych. Liczę, że wiele doczeka się realizacji. Mimo, że są kosztowne to warto się nimi zająć. Pamiętam jak opozycja pytała mnie po co budować nowe mieszkania, bo lepiej remontować stare. Tylko że miasto wyprzedało już połowę swego zasobu mieszkaniowego. Opozycja radziła, by dom jednorodzinny też sprzedać z ulgą. W takim razie trzeba budować nowe bloki, bo zasób mieszkaniowy gminy jest znacznie mniejszy niż kiedyś. Trzeba utrzymać potencjał. Konkurenci polityczni w kampanii też mówili o nowych mieszkaniach. A żłobek? Mój rywal wygrał obiecując budowę drugiego żłobka w mieście. Ja uznałem, że problem opieki nad małymi dziećmi rozwiązujemy z lokalnymi przedsiębiorcami. To oni zaryzykowali, bo jak nie będzie naborów, to stracą. Pan Polowy chce brać to ryzyko na barki wszystkich mieszkańców. Wybiera też droższe rozwiązanie, obiekt na około 100 miejsc kosztował w Rybniku prawie 7 mln zł. W dodatku przedsiębiorcy staną w obliczu konkurencji ze strony publicznego żłobka.
– Z kim bym nie rozmawiał o panu, to pada pytanie: a gdzie Mirosław Lenk będzie teraz pracował? Na koniec spytam więc pana o to samo.
– Cieszę się tą „troską”. Jestem postrzegany jako pracownik o ponadprzeciętnych kwalifikacjach, więc ciężko o miejsce dla mnie. Ktoś może myśli, że jako wieloletni prezydent mam wiele kontaktów, znajomości czy koneksji. Życie pokazuje, że jest inaczej. Aktualnie myślę o odpoczynku, by zastanowić się nad przyszłością zawodową. Widzę siebie w wielu miejscach, także samorządzie, ale to kwestia gdzie będą mnie widzieli inni. Nie wiem czy znajdę pracę w Raciborzu czy poza miastem, trudno na dziś mówić o szczegółach moich planów. Rozdział pod tytułem „ambicje polityczne” mam już za sobą. Koncentruję się na znalezieniu zajęcia, które pozwoli zarobić na utrzymanie rodziny.
Rozmawiał Mariusz Weidner