Kilka tysięcy litrów niemocy
Najpierw był wielki pożar na krajowej czterdziestce piątce w gminie Rudnik, później samobójstwo popełnił właściciel firmy przewozowej. Po pożarze pozostał wrak i niebezpieczny ładunek. Mieszkańcy Szonowic przez kilka miesięcy starali się o usunięcie spalonej naczepy. Osiągnęli tylko połowiczny sukces – wrak w końcu odholowano, ale niebezpieczne odpady, które nią przewożono, pozostały. Teraz mieszkańcy obawiają się rozszczelnienia zbiorników i skażenia okolicy.
Ogień i pół miliona strat
Zaczęło się od pożaru naczepy, do którego doszło 31 lipca 2018 r. o godz. 4.08 na drodze krajowej nr 45 nieopodal Dolędzina, Ponięcic i Szonowic w gminie Rudnik. Kierowca ciągnika siodłowego DAF miał zauważyć pożar w jego wczesnej fazie, dzięki czemu zdołał jeszcze wypiąć naczepę i odjechać na bezpieczną odległość. Objęte pożarem beczki miały być wypełnione lakierem, dlatego też do akcji gaśniczej skierowano nie tylko zastępy strażaków zawodowych z Raciborza, wspierane przez ochotników z Modzurowa i Rudnika, ale też pluton chemiczny z Katowic. Płomienie ugaszono, jednakże w wyniku pożaru doszło do rozszczelnienia części beczek i wycieku przewożonej substancji. Część ładunku przelano z uszkodzonych pojemników do sprowadzonych na miejsce specjalnych zbiorników. Cała akcja trwała ponad jedenaście godzin. Wartość strat materialnych oszacowano wówczas na kwotę 510 tys. zł. Oprócz spalenia części naczepy, doszło do uszkodzenia 37 z 88 beczek.
Transport wraku i samobójstwo kierowcy
Kierowca będący jednocześnie właścicielem firmy transportowej z powiatu rybnickiego, porozumiał się z mieszkańcem Szonowic, aby ten tymczasowo odholował naczepę na swoją nieruchomość. Ostatecznie naczepa trafiła na sąsiednie pole, dzierżawione przez innego mieszkańca wsi. Wówczas nikt nie spodziewał się, że wrak będzie tam stał przez kolejne cztery i pół miesiąca, a ładunek który na nim pozostawiono, jest niebezpiecznym odpadem.
– Problem pojawił się później, bo po kilku dniach ten kierowca się powiesił. Zaczęło się ustalanie, kto przejmie firmę i weźmie odpowiedzialność za odholowanie wraku – mówi nam kom. Mirosław Szymański z Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu. Jednocześnie dementuje sygnały, które dotarły do naszej redakcji, jakoby to policjanci polecili rolnikowi z Szonowic odholować naczepę do wsi. – My nie wydaliśmy takiego polecenia ani też nie prosiliśmy o przechowanie tej naczepy – dodaje rzecznik raciborskiej policji.
Skradzione koła, donosy i obawy o skażenie
Wkrótce z naczepy skradziono dwa koła. Podejrzenie padło na rolnika, który przetransportował nadpaloną naczepę do Szonowic. Do drzwi jego domu zapukali policjanci, którzy z polecenia prokuratury przeszukali dom i posesję.
Oskarżony o kradzież mieszkaniec Szonowic to Jan Zgaślik. Mężczyzna czuje się skrzywdzony donosami, które na niego złożono w tej sprawie. Tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia zgłosił się do naszej redakcji. Opowiedział o swoim problemie i poprosił o jego nagłośnienie. Tak właśnie zajęliśmy się tym tematem. Nie przypuszczaliśmy, że sprawa donosów doprowadzi nas do niebezpiecznych odpadów.
Wkrótce po wizycie w redakcji pana Zgaślika, odebraliśmy anonimowy telefon od innego mieszkańca Szonowic. Poinformował nas, że beczki z ładunkiem, który transportowano naczepą, znajdują się w Szonowicach, na posesji pana
Zgaślika. – Obawiamy się jako mieszkańcy, czy nie dojdzie do jakiegoś skażenia. Wszyscy mówią, że w tych beczkach są odpady chemiczne. Jeśli dojdzie do rozszczelnienia pojemników, to wszystko może dostać się przez kratki ściekowe do kanalizacji i będzie nieszczęście. Według mnie powinna po to przyjechać jakaś ekipa i to stąd zabrać, żeby to nie stało dalej niezabezpieczone „pod chmurką” – alarmował mieszkaniec.
Radny odbił się od ściany
W międzyczasie sprawą wraku ciężarówki i przewożonego na niej ładunku zainteresował się radny powiatu raciborskiego Artur Wierzbicki. – Uważam, że w obecnym stanie, wrak z beczkami (niektóre pełne) stanowi składowisko odpadów. Nasuwa mi się skojarzenie tego płonącego samochodu z chemikaliami, do sytuacji gdzie w Raciborzu były pożary składowisk śmieci, w tym jednego nielegalnego (...) Uprzejmie proszę o interwencję i usunięcie tego składowiska odpadów z Szonowic – interpelował już we wrześniu 2018 r.
Na początku października członek zarządu powiatu raciborskiego Andrzej Chroboczek udzielił radnemu Wierzbickiemu odpowiedzi na jego zapytanie. Poinformował go, że już 31 lipca o pożarze powiadomiono Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Katowicach. Wspomniał też o zainteresowaniu sprawą innych służb – policji, prokuratury oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Odniósł się również do kwestii składowania we wsi odpadów. – Zabezpieczona w wyniku akcji ratowniczej substancja znajduje się obecnie w szczelnych zbiornikach i według naszych ustaleń nie stwarza bezpośredniego zagrożenia dla życia, zdrowia ludzi oraz środowiska, jak również jest pod stałym nadzorem policji – napisał A. Chroboczek, odpowiadając na interpelację radnego Wierzbickiego.
Wrak zabrali, beczki zostawili
Naczepa stała na polu w Szonowicach, nieopodal domu weselnego, do połowy grudnia 2017 r. Na początku tego miesiąca wdowa po zmarłym właścicielu firmy transportowej otrzymała pismo z Prokuratury Rejonowej w Raciborzu, gdzie poinformowano ją, że naczepa nie stanowi dowodu w postępowaniu dotyczącym wwiezienia do Polski oraz transportu niebezpiecznych odpadów. Wdowa przyjechała do Szonowic i zabrała wrak, który od czterech i pół miesiąca był solą w oku mieszkańców. Pozostał ładunek, który pan Zgaślik do dziś przechowuje na swojej posesji.
Ustaliliśmy, że pięć pojemników o objętości tysiąca litrów każdy oraz kilkadziesiąt dwustulitrowych beczek faktycznie zawiera odpady niebezpieczne. Potwierdza to Mariusz Klekotka, zastępca Prokuratora Rejonowego w Raciborzu. – Wyniki badań wskazały, że są to odpady niebezpieczne w rozumieniu Ustawy z 14 grudnia 2012 r. o odpadach. Mamy je sklasyfikowane i określone szczegółowo co do ich rodzaju i właściwości – mówi zastępca prokuratora rejonowego. Jednocześnie w obawie o dobro prowadzonego śledztwa, odmawia podania nazwy substancji, którą wwieziono do Polski, a która obecnie jest składowana na posesji Jana Zgaślika.
Nielegalne odpady wjechały do Polski
Postępowanie prowadzone w tej sprawie przez Prokuraturę Rejonową w Raciborzu wciąż trwa. Toczy się ono w dwóch kierunkach, tj. nieumyślnego przewiezienia z Czech do Polski odpadów niebezpiecznych oraz transportu drogą krajową nr 45 odpadów niebezpiecznych w warunkach stwarzających zagrożenie.
– Kodeks rozróżnia dwie formy tego czynu. Pierwszy czyn dotyczy przywiezienia z Republiki Czeskiej na teren Polski odpadów niebezpiecznych. Paragraf 4. artykułu 183. Kodeksu Karnego penalizuje zachowania polegające na przywożeniu, wbrew przepisom, zza granicy, odpadów. Czyn drugi, który był przedmiotem rozpoznania w tej sprawie, dotyczy transportowania wbrew przepisom odpadów w warunkach, które mogą zagrozić życiu lub zdrowiu wielu osób. Dotyczy to paragrafu 1. artykułu 183. Kodeksu Karnego – wyjaśnia Mariusz Klekotka. Za popełnienie wyżej wymienionych przestępstw grozi kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.
Podwórko to nie składowisko odpadów
Rozmawiamy o sprawie z Krzysztofem Spornym, kierownikiem referatu ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Raciborzu. – Jeśli potwierdziłoby się, że są to odpady, to podwórko na pewno nie jest miejscem przeznaczonym do składowania odpadów – mówi „Nowinom Raciborskim” K. Sporny.
Kwestie związane z odbiorem, przechowywaniem i zagospodarowaniem odpadów nie należą do kompetencji starosty, ale burmistrza, prezydenta lub wójta danej gminy. Dlatego też zwracamy się do wójta gminy Rudnik Piotra Rybki z prośbą o komentarz w tej sprawie.
– Odpowiadamy za gospodarkę odpadami na terenie gminy, jednak w tym przypadku mamy podwójnie związane ręce, gdyż te beczki nie znajdują się na terenie należącym do gminy, a całą sprawą zajmowała się prokuratura. Prokuratura skierowała sprawę do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska w Warszawie o nielegalnym międzynarodowym przemieszczaniu odpadów. Jak ustalono urząd ten poinformował stronę kraju wysyłki o obowiązku odbioru materiału. Dlatego nie możemy przystąpić do działania, dopóki nie otrzymamy oficjalnego pisma w tej sprawie z nakazem usunięcie tych odpadów, czy przekazania ich do utylizacji. Gdybyśmy zrobili to na własną rękę, mogłoby dojść do sytuacji, w której właściciel tych beczek zażądałby odszkodowania za zutylizowany przez nas ładunek – mówi Piotr Rybka, wójt gminy Rudnik.
W rozmowie z „Nowinami Raciborskimi” wójt zwraca uwagę na fakt, że do urzędu gminy nie wpłynęła żadna informacja o podjętych działaniach w celu przewiezienia materiału do kraju wysyłki. Jednocześnie zauważa, że gdyby odpady stwarzały zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców, wówczas służby nie pozwoliłyby na ich przechowywanie w miejscu do tego nieprzeznaczonym.
Pytamy więc w prokuraturze, dlaczego niebezpieczne odpady znajdują się na prywatnej posesji jednego z mieszkańców, która nie jest przecież składowiskiem odpadów. – Przedmioty zabezpieczone znalazły się tam, bo tam doszło do zdarzenia. Tam zostało to ujawnione. Prokuratura w toku prowadzonego postępowania występowała do innych organów, m.in. do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, który jest organem właściwym do podjęcia decyzji i działań w zakresie usunięcia tych substancji z miejsca, w którym się znajdują. Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że główny Inspektor Ochrony Środowiska zwrócił się do strony czeskiej o spowodowanie przewiezienia powrotnego tych odpadów z Polski do Czech, bo stamtąd one pochodziły i stamtąd zostały przewiezione – odpowiada M. Klekotka.
Co jest w beczkach?
Prokuratura odmawia podania nazwy niebezpiecznych odpadów, które znajdują się w Szonowicach, a tylko informacje z tego źródła można byłoby uznać za pewne. Ze swojej strony udało nam się jednak dotrzeć do charakterystyk substancji umieszczonych na dwóch beczkach z odpadami. Jeśli zawarte w nich informacje rzeczywiście odpowiadałyby zawartości pojemników, to mielibyśmy do czynienia ze środkami służącymi do produkcji piany gaśniczej, które zawierają m.in. 2–butoksyetanol. To środek charakteryzujący się ostrą toksycznością przy kontakcie z drogami oddechowymi, skórą lub drogami pokarmowymi. Związek działa drażniąco na oczy i skórę. Przy ostrym zatruciu może powodować m.in. bóle i zawroty głowy, mdłości czy wymioty.
***
Formalnie niebezpieczne odpady, które trafiły do Szonowic, są własnością czeskiej firmy, która zleciła ich transport firmie z powiatu rybnickiego (tej samej, której właściciel popełnił samobójstwo). Korespondencję w sprawie odbioru odpadów prowadzi ze stroną czeską Główny Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie. Czekamy na stanowiska Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach oraz Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie.
– Proszę zostawić pełny kanister na benzynę (może być z wodą) koło jakiegoś urzędu, to przyjadą saperzy i będą chcieli to zdetonować. A tu są beczki z niebezpieczną substancją i jest spokój – gorzko komentuje to wszystko radny Artur Wierzbicki. Trudno nie przyznać mu w tym punkcie racji.
Wojtek Żołneczko
Jan Zgaślik i składowane na jego podwórku niebezpieczne odpady. Zdjęcie wykonano na początku stycznia 2018 r. Wcześniej rolnik z Szonowic został oskarżony o kradzież opon z wraku naczepy, na której wwieziono do Polski niebezpieczne odpady. J. Zgaślik twierdzi, że oskarżenie sformułowano na podstawie zeznań grupy nieprzychylnych mu osób. Rolnik mówi, że to nie pierwszy raz, kiedy grupa mieszkańców wsi uprzykrza mu życie w podobny sposób. – Niedawno podali, że pod folią na polu zakopałem martwego cielaka, a to była nieprawda. Wcześniej miałem też kontrole z weterynarii. Żadnych nieprawidłowości nie stwierdzono, ale ja mam już tego dosyć. Tak nie może być, żeby niewinnego człowieka niszczyć donosami. Ja nie mam czasu łazić po policji i sądach, ja muszę pracować. Jeśli przeczyta to jakiś prawnik, to proszę o kontakt. Chcę żeby w moim imieniu zajął się sprawą tych donosów, nie chcę z tego żadnych pieniędzy, ale mam nadzieję, że ci którzy je pisali zostaną ukarani – mówi J. Zgaślik. Wywalczone w sądzie odszkodowanie chciałby przekazać na cel charytatywny oraz parafię w Modzurowie.