Dziesiątka szkoła do zadań specjalnych
Historyczną chwilę wysadzenia budynku stojącego przy placu Mostowym 1 w Raciborzu relacjonowały wszystkie lokalne media. Zniknął z krajobrazu miasta 2 września 1997 roku o godzinie 17.55, a na jego miejscu stoi dziś stacja benzynowa. Charakterystyczną budowlę z czerwonej cegły pamięta z pewnością wielu raciborzan, bo przez 45 lat mieściła się w niej szkoła specjalna, zwana popularnie „Dziesiątką”.
Za karę do szkoły
Dwupiętrowy budynek, jako jeden z niewielu ocalał z wojennej pożogi. Wybudowano go w 1880 roku w miejscu wcześniejszego przytułku i probostwa. Paweł Newerla w „Dziejach Raciborza i jego dzielnic” pisze, że „Do tego budynku w 1880 roku, przeniesiono z ulicy Solnej wyższą szkołę mieszczańską, w 1902 roku przekształconą w gimnazjum realne, którego głównymi przedmiotami były nauki matematyczno-przyrodnicze i języki nowożytne. W 1935 roku szkołę przeniesiono na obecną ulicę Kasprowicza”. W czasie wojny obiekt wykorzystano na urząd pracy.
Choć bryła zachowała się w całości, jej wnętrze nie przedstawiało się już tak dobrze. W oknach nie było szyb, uszkodzone były podłogi, ściany, dach, brakowało pionów sanitarnych, umywalek, muszli klozetowych, instalacji elektrycznych, drzwi i ram okiennych. Na strychu leżał wieżowy zegar, który niebawem skradziono, a w jednej z sal znaleziono wielką szafę obitą blachą, tak ciężką, że udało się ją ocalić przed złodziejami, bo nikt nie potrafił jej wynieść. Wkrótce okazało się, że znajdujące się w niej zasoby poniemieckich druków, przy braku papieru, można było wykorzystywać jako notatniki dla uczniów. Uznano, że dziesięć dużych i pięć mniejszych sal wewnątrz budynku będzie się nadawało na przyszłą szkołę specjalną. W maju 1948 roku rozpoczął się generalny remont, a w lutym następnego roku kierownikiem placówki został mianowany Ludwik Halewski.
Nauka w Szkole Specjalnej nr 10 ruszyła 1 marca 1949 roku. W tym samym dniu jej kierownik zrobił pierwszy wpis w kronice szkoły, dzięki czemu dziś wiemy, z jakimi problemami borykali się jej nauczyciele. „Dziwny nastrój był w tym pierwszym dniu w nowej szkole. Silna zamieć śnieżna, 18 wynędzniałych, zmarzniętych i przestraszonych dzieci. Od chwili wybudowania tego budynku pierwszy raz dzieci zaczęły w nim rozmawiać po polsku. Wprawdzie mowa ta była nieśmiała, przyciszona, ale była to mowa polska, polskich dzieci i polskich nauczycieli. Ten dziwny nastrój pogłębiły trzy matki, które przyszły z dziećmi, bo płakały prosząc, by im pozwolono posyłać dzieci do dawnych szkół, że ich dzieci w niczym nie zawiniły, są mądre itp. Jakoś nie skutkowały wyjaśnienia nauczycieli – matki nie rozumiały celu istnienia szkoły specjalnej. Jeden z ojców, już w podeszłym wieku, przyprowadził córkę (…) i tak dziwnie zachowywał się jakby zasłużyła na jakąś karę, jakby rozmawiał z kierownikiem zakładu karnego, a nie z nauczycielem – wychowawcą”.
Nauczyciele i darczyńcy mile widziani
Spośród trzech tysięcy przebadanych dzieci, do szkoły specjalnej zakwalifikowano 116 uczniów, co wymagało stworzenia pięciu oddziałów. Problem tkwił jednak w tym, że brakowało kadry nauczycielskiej. Na apel wystosowany do nauczycieli przez inspektora szkolnego odpowiedziała tylko Genowefa Kamionka, która obok kierownika „Dziesiątki”objęła opieką jedną z utworzonych klas. Wcześniej była nauczycielką Szkoły Podstawowej nr 3 w Raciborzu, gdzie zaczęła pracę w połowie czerwca 1945 roku. Prowadziła zajęcia w szkole i na kursach repolonizacyjnych. Cztery lata później organizowała dożywianie dla dzieci w szkole specjalnej, gdzie zajmowała się kuchnią. „Przydziały żywnościowe były bardzo skromne, nasze dzieci bardzo biedne, śniadanie w szkole dla większości było jedynym ciepłym pożywieniem dziennym. Dzieci z własnej inicjatywy zaczęły przynosić niektóre środki żywnościowe: kartofle, marchew, cebulę, itp. Przydziały żywności z Inspektoratu Oświaty były niewspółmierne małe w stosunku do potrzeb. Kilkakrotnie dochodziło do zamykania działalności kuchni, ze względu na wykończenie środków żywności” – pisał w kronice szkolnej Ludwik Halewski.
Pierwsze dotacje na dożywianie dzieci pochodziły z Rady Zakładowej Cukrowni Racibórz i wystarczyły na dwa miesiące. Później przyszedł z pomocą Inspektorat Oświaty i udało się zorganizować świetlicę, w której dzieci nie tylko dostawały drugie śniadanie, ale i mogły wziąć udział w organizowanych dla nich zajęciach. Od 1953 roku, przez ponad 20 lat, prowadziła ją Stefania Krakowska, która współpracowała z intendentkami Zofią Sikorską, a potem Genowefą Kamionką, która przeszła na emeryturę po 47 latach pracy w oświacie.
Na początku dużego wsparcia w dożywianiu dzieci udzielała szkole CARE – założona w 1945 roku międzynarodowa organizacja pozarządowa zajmująca się pomocą humanitarną i walką ze światowym ubóstwem. „Dziesiątka” mogła też liczyć na pomoc swojego patrona, którym była Wytwórnia Tytoniu i Tabaki. Osobiste zaangażowanie jej dyrektora Stanisława Burysza wielokrotnie podkreślał ówczesny kierownik szkoły Ludwik Halewski.
W marcu 1949 roku do grona nauczycieli „Dziesiątki” dołączyły na kilka miesięcy Jadwiga Węglorz i Aleksandra Sobczak. We wrześniu rozpoczęła pracę Helena Dziuk, która pozostała tu dziewięć lat oraz Stanisława Podworska, późniejsza kierowniczka placówki, która po wyjściu za mąż za dyrektora Państwowego Zakładu Wychowawczego dla Głuchoniemych, związała swoje życie zawodowe z tą placówką. Miesiąc później zatrudniono Eustachię Sujdak, która w 1967 roku przez osiem miesięcy kierowała szkołą, a po przejściu na emeryturę pracowała w niej jeszcze w niepełnym wymiarze godzin.
Myśląc o jutrze
W szkole specjalnej, oprócz nauki, chciano też przygotować dzieci do konkretnego zawodu, dlatego już w 1954 roku zaczęto tworzyć szwalnię, stolarnię i pracownię introligatorską. Powstały one na parterze budynku, a ich organizacją zajęli się Ludwik Halewski (do 1952 roku kierownik placówki, później jej nauczyciel), Jan Pietrzak (w 1963 roku odszedł ze szkoły do pracy w milicji) i Stefania Krakowska (prowadząca szkolną świetlicę). Pracownią drewna, od 1956 roku opiekował się Erwin Dziendziel. W najbardziej rozbudowanym warsztacie przysposobienia zawodowego uczniowie wykonywali dla szkoły węglarki, kosze na śmieci, regały, nieskomplikowane pomoce naukowe, odnawiali stoły i tablice, a także robili karmniki dla ptaków. Raciborskie przedszkola przynosiły tu do odnowienia swoje zabawki, a w pracowni krawieckiej Stefanii Krakowskiej szyto dla nich pościel, ręczniki, firanki i woreczki na papcie. Prowadzony przez Ludwika Halewskiego i Tadeusza Ruta warsztat introligatorski oprawiał książki dla biblioteki szkolnej i naprawiał podręczniki szkolne, które miały iść na makulaturę. O trudnych warunkach w szkolnych pracowniach pisał dziennikarz „Trybuny Opolskiej” w grudniu 1962 roku. „Na podstawie produkcji można by sądzić, że warsztaty szkolne są dobrze wyposażone. Niestety, w stolarni są stare, rozlatujące się warsztaty, jedna piła tarczowa i trochę narzędzi. W pracowni krawieckiej 13 dzieci szyje na 3 maszynach (…) Czwarta maszyna, w dodatku szewska, to stary grat nie nadający się do użytku. Pracownia papierowa cały inwentarz może schować do niewielkiego pudełka. Posiada bowiem nóż introligatorski i kilka szewskich, parę kompletów nożyczek i linijki. (…) Dlatego z braku funduszy szkoła chętnie wykonuje usługi dla przedszkoli, aby móc kontynuować naukę zawodu”.
W latach 60. placówka zaczęła współpracować ze służbą zdrowia, czego wynikiem było zatrudnienie w niej lekarza psychiatry – doktor Niny Rutkowskiej oraz higienistek: Gertrudy Hanzlik, Wiesławy Nijakiej i Marii Fichny. „Wzorowo układa się współpraca z Poradnią Wychowawczo-Zawodową oraz Poradnią Zdrowia Psychicznego. Obyw. Helena Dziendziel jest przykładem człowieka wspaniale rozumiejącego potrzeby dziecka specjalnej troski i umie przyjść temu dziecku z najlepszą dla niego formą pomocy. Bardzo uczynna i z dużą pomocą przychodząca w każdej chwili jest Obyw. mgr Maria Znamierowska – psycholog Poradni Wychowawczo-Zawodowej i Poradni Zdrowia Psychicznego. Mamy jeszcze wielu innych sojuszników, na pomoc których możemy zawsze liczyć, niezawodnie w każdej chwili” – pisał ówczesny dyrektor „Dziesiątki” Tadeusz Rut i podkreślał, że choć obecny budynek nie jest już w stanie sprostać potrzebom szkoły, jej istnienie jest niezbędne. „Należy więc usilnie dążyć do budowy nowej szkoły specjalnej wg nowoczesnych wymogów – i to nie na dziś, ale z myślą o bardzo bliskim jutrze” – pisał w sprawozdaniu z okazji 25-lecia placówki.
Przeprowadzka z placu Mostowego 1 do budynku przy ul. Królewskiej 19 odbyła się dopiero za czasów urzędującej wtedy dyrektor Henryki Białuskiej. 1 września 1993 roku naukę w nowej szkole rozpoczęło 237 dzieci w czternastu oddziałach i 14 dzieci w ramach nauczania indywidualnego. Zalany podczas powodzi budynek starej szkoły zlikwidowano 2 września 1997 roku.
Katarzyna Gruchot