Leczyłem się z powodu miłości
PSZÓW Przed sądem rozpoczął się proces Pawła C. oskarżonego o zamordowanie we wrześniu 2017 roku Ilony M. Do zbrodni doszło w garażu przy ulicy Kasprowicza w Pszowie. Przed sądem oskarżycielami posiłkowymi są były mąż i dzieci zmarłej kobiety.
Zbrodnia, o której piszemy miała miejsce 26 września 2017 roku. Tego dnia około godziny 7.20 dyżurny wodzisławskiej policji otrzymał informację o próbie samobójczej przy Kasprowicza w Pszowie. Po kilku minutach pod budynek podjechał radiowóz na sygnale. Kiedy mundurowi weszli do środka garażu, ich oczom ukazał się makabryczny widok. – Za stojącym w garażu fiatem seicento zauważyliśmy leżącą za pojazdem, wzdłuż kredensu, kobietę. Na niej w pozycji półklęczącej mężczyznę z pętlą wisielcza na szyi zaczepioną o imadło w garażu – zeznawał jeden z obecnych na miejscu dzielnicowych. Policjanci natychmiast rzucili się na ratunek kobiecie i mężczyźnie informując dyżurnego o zastanej sytuacji. Ciało kobiety znajdowało się w bardzo ciasnej przestrzeni, pomiędzy ścianą, a fiatem stojącym w garażu. Policjant przepchnął z trudem pojazd, chcąc mieć więcej miejsca do reanimacji. Kiedy ratownicy dotarli na miejsce jeden z nich wyjechał fiatem z garażu. Na miejscu rozpoczęła się dramatyczna akcja ratunkowa. Mimo starań, kobiety nie udało się uratować. Przeżył tylko mężczyzna, który trafił do szpitala. Sekcja zwłok kobiety wykazała, że przyczyną jej śmierci było uduszenie. Ilona M. doznała między innymi wylewów krwawych w tkankach miękkich szyi, obrzęku mózgu i wylewów krwawych w płucach. Jak ustalono, była duszona sznurem i rękoma.
Niedoszły samobójca
Mężczyzną, którego znaleziono w garażu z zaciśniętą pętlą na szyi, był Paweł C. Poza sińcem na szyi nie odniósł poważniejszych obrażeń. Na swoim ciele miał liczne świeże zadrapania, co wskazywało na to, że wcześniej brał udział w jakiejś szarpaninie. Ilona M. broniła się przed śmiercią. Śledczy nie mieli wątpliwości, że to on stoi za zabójstwem młodej kobiety. Policja zatrzymała go w szpitalu, a Sąd Rejonowy w Wodzisławiu zdecydował, że na proces będzie czekał za kratami. W okresie aresztowania Paweł C. trafił na obserwację psychiatryczną. Lekarze orzekli, że w chwili zabójstwa miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania znaczenia czynu i kierowania swoim postępowaniem. To jednak nie stało na przeszkodzie, aby Paweł C. odpowiadał za swoje czyny. 28 listopada 2018 roku Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Pawłowi C. Mężczyzna odpowiada za zabójstwo w tzw. zamiarze bezpośrednim.
Pożegnaj się ze wszystkimi
Paweł C. to 56-letni ojciec dwójki dorosłych dzieci, emeryt o wykształceniu podstawowym. Ostatnio zatrudniony jako konserwator w Domu Sportu w Radlinie. To właśnie tam poznał 44-letnią Ilonę M. Kobieta pracowała jako kasjerka. Oboje mieli za sobą nieudane małżeństwa. Mimo to Ilona M. utrzymywała kontakt z byłym mężem i swoją córką. Sytuacja Pawła C. była inna. Często narzekał na byłą żonę, mówił, że nie tak sobie wyobrażał emeryturę, bo musi płacić alimenty na dzieci. Choć co miesiąc od państwa otrzymywał 3200 złotych, a w ośrodku sportu zarabiał kolejne 1600 zł, twierdził, że niewiele mu zostaje. Para zamieszkała w mieszkaniu Pawła C. w Marklowicach. Z czasem życie Ilony M. zaczęło zamieniać się w koszmar. Kobieta często skarżyła się swojemu byłemu mężowi, że Paweł C. ją kontroluje, sprawdza jej telefon, zagroził, że jeśli go zostawi to on się powiesi. – Kiedy mama zamieszkała z oskarżonym, zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy – zeznawała podczas pierwszej rozprawy w styczniu Zuzanna M., córka zamordowanej. – Mama mówiła, że Paweł ją nęka, że jej grozi. Oskarżony cały czas śledził naszą rodzinę, mojego tatę nachodził, czekał na niego pod pracą. Mojego brata także. Mama bała się oskarżonego, dostawała od niego mnóstwo smsów. Często szybko musiała kończyć rozmowę, mówiąc, że Paweł już idzie i będzie zły. Gdy jeździłam z mamą na zakupy on jeździł za nami i nas śledził. Mama wyjechała w końcu nad morze, bo chciała od niego uciec, chciała się z nim rozstać w zgodzie, zostawiła mu nawet list, w którym wszystko wyjaśniła – zeznawała córka. Kiedy Ilona M. wróciła z urlopu do pracy poinformowała współpracowników, że jej związek z Pawłem C. dobiegł końca. Na zakładowej stołówce Paweł C. rzucił do niej – „możesz się już ze wszystkimi żegnać”.
Leżałem i tęskniłem
Co się wydarzyło rankiem 26 września 2017 roku w garażu przy Kasprowicza? Wiele wskazuje na to, że Paweł C. zaczaił się pod domem rodziców Ilony M., w którym od pewnego czasu mieszkała kobieta. Wcześnie rano chciała wyprowadzić z garażu pożyczonego od byłego męża fiata seicento. Kiedy weszła do garażu, do środka wszedł za nią Paweł C. To ustalenia policjantów, bo Paweł C. zasłania się niepamięcią. Na pierwszej rozprawie stwierdził, że „leczył się psychiatrycznie z powodu miłosnego.” Feralnego dnia Paweł C. miał się pojawić w pracy o godzinie 6.30. Wsiadł do swojej mazdy, ale, jak twierdzi, nie wie gdzie pojechał. – Nie wiem jak tego dnia znalazłem się w miejscu zamieszkania pokrzywdzonej. Mieszkałem wtedy w Marklowicach, to było jakieś 20 minut jazdy od Pszowa. Tej nocy nie spałem wcale. Wieczorem wypiłem dwa piwa, bo lubię piwo. Wziąłem tabletki nasenne, które mi przypisał lekarz, ale po tych tabletkach też nie spałem. Leżałem całą noc i tęskniłem. Nie pamiętam czy pisałem smsy, nie pamiętam czy się umyłem, ale pamiętam że nie zjadłem śniadania – wspomina.
To nie Ilona
Paweł C. odzyskał świadomość już po odcięciu go z pętli w garażu. – Pamiętam jedynie, że się przebudziłem się w karetce, gdy wieźli mnie do szpitala na badania. W szpitalu słyszałem, jak policjanci mówili między sobą, że mnie odcięli – zeznawał przed sądem. Jego niepamięć jest na tyle obszerna, że… nie do końca wierzył w śmierć Ilony M. – Po przetransportowaniu z Aresztu Śledczego we Wrocławiu do Raciborza, jeden ze współwięźniów podczas spaceru powiedział mi, że Ilona żyje, bo ją widział na mieście. Ucieszyłem się – zeznawał podczas śledztwa. Po okazaniu mu dokumentacji fotograficznej z sekcji zwłok Ilony M. stwierdził, że to fotomontaż, a kobieta na zdjęciach jest jedynie podobna do jego konkubiny. – Żałuję, że mnie uratowano, bo wykańczała mnie była żona, komornicy i nie tak wyobrażałem sobie życie emeryta – skwitował. Kolejna rozprawa zaplanowana jest za kilka tygodni.
Adrian Czarnota