Wicemarszałek z Raciborza eurodeputowanym? Nie tym razem
Zjednoczona Prawica rozważała wciągnięcie Michała Wosia na listę w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Chciano w ten sposób skonsumować znakomity wynik, jaki M. Woś uzyskał w zeszłorocznych wyborach samorządowych.
– Trwają rozmowy nad wykorzystaniem moich kompetencji, m.in. jako autora reformy prawa rodzinnego, w Parlamencie Europejskim – poinformował w minionym tygodniu Michał Woś. Ostatecznie raciborzanin nie znajdzie się na liście PiS w śląskim okręgu wyborczym do europarlamentu. Listę otworzy Jadwiga Wiśniewska, z drugiego miejsca startować będzie wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski.
Listę Koalicji Europejskiej otworzy były premier Jerzy Buzek, który w poprzednich eurowyborach osiągnął najlepszy wynik w kraju (254 319 głosów). Drugie miejsce na liście Koalicji Europejskiej w naszym województwie przypadło Markowi Baltowi, wiceprzewodniczącemu Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
(żet)
Michał Woś: Bardziej przydam się w urzędzie marszałkowskim
– W minionym tygodniu media obiegła informacja, że będzie pan kandydatem Zjednoczonej Prawicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dziś wiemy, że tak się nie stanie. Nie żałuje pan, że sprawy potoczyły się takim biegiem?
– Nie żałuję. Gdy tylko pojawiła się ta informacja, sam mówiłem, że jako wicemarszałek na tym etapie mogę wiele dobrego zrobić będąc w zarządzie województwa i sejmiku. Listy do parlamentu europejskiego układa się według tego, w jaki sposób kandydat może bronić interesu Polski. Jestem autorem reformy prawa rodzinnego, stąd w Brukseli miałbym się zająć m.in. obroną rodziny. Ostatecznie władze Zjednoczonej Prawicy uznały, w ślad za tym co sam mówiłem, że przydam się w urzędzie marszałkowskim.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do tych gorących, jak mniemam, dni, gdy rozważano pana kandydaturę... Czy nie obawiał się pan, że Raciborszczyzna może po raz kolejny stracić swojego reprezentanta we władzach województwa, a część wyborców, którzy oddali na pana głos w zeszłorocznych wyborach, może poczuć się zawiedziona?
– Trzeba pamiętać, że najważniejsza w trosce o dobro wspólne, w działaniach publicznych jest skuteczność. Osiąga się ją przez trzy podstawowe czynniki: obecność w gremiach decyzyjnych, przez osobiste relacje oraz przez pozycję polityczną: osobistą i grupy, w której się pracuje. Miejsce wykonywania obowiązków jest tak naprawdę drugorzędne, a wyborcy oczekują skuteczności. Nie obawiałbym się, że stracilibyśmy jako Racibórz i powiat, gdybym nie był wicemarszałkiem, bo zostają bardzo silne relacje. Wyborcy powinni rozliczać każdego wybranego ze skuteczności, z tego jak ich reprezentował i dbał o interes ludzi, którzy obdarzyli go zaufaniem. Jeśli w trakcie kadencji okaże się, że wypadkowa tych trzech czynników wskaże, że w innym miejscu skuteczność dla wyborców wzrasta, to nic niewłaściwego się nie dzieje. Jest to w interesie wyborców.
– Jak ocenia pan szanse kandydatów Zjednoczonej Prawicy w eurowyborach na Śląsku? Wasi oponenci z Koalicji Europejskiej ogłosili, że liderem ich listy w naszym regionie będzie Jerzy Buzek. To bardzo mocny kandydat, który może odebrać PiS-owi zwycięstwo w naszym regionie...
– Drużyna Zjednoczonej Prawicy w wyborach do PE jest naprawdę dobra. Szczególnie cieszy mnie Józek Kubica – świetny znawca spraw środowiska i rolnictwa. Na pewno będzie dobrze bronił interesu Polski w tych obszarach. Co do Koalicji Europejskiej to de facto maszynka do losowania: po wyborach rozbiegną się po różnych grupach w PE: jedni do socjalistów, drudzy liberałów, inni do zielonych itd. Ktoś związany z tradycjami chrześcijańskimi i odda głos na PO/SLD/PSL, dostanie eurodeputowanego, który będzie walczył o ideologię LGBT i adopcję dzieci przez gejów. To nie jest poważne traktowanie ludzi. Jestem przekonany, że wszyscy kandydaci Zjednoczonej Prawicy będą razem bronić polskich interesów w UE.
Rozmawiał Wojtek Żołneczko