Żywa obecność
(Rozważania o sakramentach) - ks. Jan Szywalski przedstawia
Dobrze jest wstąpić do kościoła znajdującego się przypadkowo na naszej drodze i odszukać tam czerwone światełko, a przy nim tabernakulum. A potem uklęknąć i dać się ogarnąć obecnością Bożą: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”, a także: „Panie, wysłuchaj modlitwę moją”.
Żywa obecność
Zapytano mnie kiedyś: „Czy ksiądz naprawdę w to wierzy, że trzyma w ręku Pana Jezusa?” Niewątpliwie trudna to wiara. Gdy myślę, że trzymam w ręku Tego, „przez którego wszystko się stało i bez Niego nic się nie stało, co się stało”, że chodzi o Boga wcielonego, Stwórcy ogromnego kosmosu z miliardami galaktyk z miliardami gwiazd i planetami, wśród których jest nasza mała ziemia, a na niej ja, niepozorny człowiek, to rzeczywiście trudno to pojąć i przyjąć. Wszystkie bajki i science fiction bledną wobec tej prawdy. Patrzę i widzę skromny kawałek chleba, żadnej Osoby, a jeszcze bardziej znaków boskiej mocy.
„Wzrok i smak nie mówią nic do mnie, słuchowi wierzy tylko me serce niezłomnie” – wyznaje św. Tomasz z Akwinu. Serce wierzy słuchowi, bo Chrystus rzekł nad chlebem „To jest ciało Moje”, a Jego słowa mylić nie mogą. Wszystko jest paradoksalne i choć „zmysły oszukać nas mogą lecz wiara nigdy”.
Wielka wiara małych ludzi
Przychodzę do chorującej od lat kobiety. Rozkładam obrusik, a na nim Najświętszy Sakrament. Ona prosi: „Czy mógłby ksiądz pozwolić mi na chwilę adorować Jezusa, mam Mu tyle do powiedzenia”.
Wpadłem kiedyś do zakrystii kościoła Matki Bożej. Spieszę się, chciałbym tylko pozostawić pewną wiadomość i pojechać dalej. Zastaję na klęczniku panią zakrystiankę; przyjęła przed chwilą Komunię św. i jest zatopiona w modlitwie. Dotykam ją: „Proszę pani, chciałbym tylko...”. Ona odsuwa mą rękę: „Jestem teraz na audiencji u Pana Jezusa!”. Jak wielka wiara!
Moc w Hostii ukryta
Edyta Stein (czyli św. Benedykta od Krzyża), urodziła się w rodzinie żydowskiej. W młodym wieku odeszła od wiary dziecięcej: stała się wpierw ateistką, ale w dojrzalszych latach wraca znowu do religii. „Kto szuka prawdy, ten szuka Boga” – mówiła później. Kiedyś z koleżanką wstąpiła do katolickiego kościoła. Zauważyła, że jakaś kobieta prosto z targowiska weszła na krótką modlitwę. Było to dla Edyty czymś nowym. Do synagogi czy kościoła protestanckiego idzie się tylko na nabożeństwa. A tu ktoś przychodzi do Boga w trakcie zajęć codziennych, jakby na krótką pogawędkę. „Nie mogłam o tym zapomnieć” – mówi później. Nawrócona na katolicką wiarę, została siostrą karmelitanką. W 1942 r. została wyciągnięta z klasztoru w Holandii i jako żydówka wysłana do Auschwitz, gdzie zginęła.
Andre Frossard, pisarz i dziennikarz, członek Akademii Francuskiej, pochodził z rodziny, w której matka była protestantką, a ojciec ateistą. W domu nie było Boga, nigdy o Nim nie mówiono. Andre był również niewierzącym, aż do pewnego wydarzenia. Przyjaźnił się z praktykującym katolikiem Andrzejem Willeminem. 8 czerwca 1935 r. Willemin zaprosił go na obiad. Pojechali do centrum Paryża rozklekotanym samochodem i zatrzymali się przed kościołem, w którym trwała wieczna adoracja Najświętszego Sakramentu. Willemin poprosił Frossarda, aby chwilę zaczekał, ponieważ ma coś do załatwienia. Po pewnym czasie Frossard zniecierpliwiony wszedł sam do kościoła. Stanął z tyłu patrząc na klęczących ludzi i bezskutecznie próbował odnaleźć przyjaciela. Kiedy spojrzał na główny ołtarz, jego uwagę przykuwał wystawiony Najśw. Sakrament. Nie wiedział co to jest, gdyż po raz pierwszy w życiu widział monstrancję z Hostią. Nagle w sposób niewytłumaczalny i całkowicie niezależny od niego, czuje, że w jego wnętrze wnika jakaś tajemnicza moc, która uwalnia go od duchowej ślepoty spowodowanej przez ateizm i umożliwia mu doświadczenie istnienia innego świata, bardziej rzeczywistego aniżeli ten, który poznajemy swymi zmysłami. „Przede wszystkim zostają mi dane słowa duchowego życia – pisze Frossard – (…) słyszę je jakby wypowiedziane obok mnie cichym głosem przez osobę, która widzi, czego ja jeszcze nie widzę”. Frossard zostaje ogarnięty nadprzyrodzoną rzeczywistością, promieniującą wprost od Najśw. Sakramentu. „Jest to nieziemski kryształ o nieskończonej przejrzystości – próbuje opisać to doświadczenie Frossard – o jasności prawie nie do zniesienia (…). To jest inny świat, o takim blasku i realności, że świat wydaje się przy nim podobny do rozwiewających się cieni sennych marzeń”. Dalej pisze : „Wyszedłem stamtąd po dziesięciu minutach, tak bardzo zaskoczony tym, że stałem się niespodziewanie katolikiem, jak byłbym zdumiony odkrywając, iż jestem żyrafą lub zebrą po wyjściu z ogrodu zoologicznego”.
Komunia duchowa
Bywa, że dostęp do Stołu Pańskiego jest utrudniony czy nawet niemożliwy. Osoby chore, przebywające tam, gdzie nie ma katolickich kościołów, albo też ci, którym prawo kościelne nie pozwala przyjmowania Komunii św., mogą przyjąć Komunię duchową, czyli wzbudzić pragnienie przyjęcia Tego, którego wsparcia i mocy ktoś tak bardzo potrzebuje.
Wzruszająca jest historia Józefy Mikowej z czasów ostatniej wojny, uwięzionej i torturowanej, która tak bardzo potrzebowała siły ducha, by nie wydać towarzyszy walki w podziemnej armii polskiej.
Została wraz z mężem aresztowana w 1941r. w Krakowie. Mąż wkrótce zginął w Auschwitz, ona była więziona i torturowana. Zamknięta w celi przez tydzień była bez jedzenia i picia. Po tygodniu otworzyły się drzwi celi i ktoś wrzucił kawałek czarnego chleba. Pierwszy odruch był taki, by rzucić się na ten chleb i go pochłonąć, ale zaraz potem przyszła myśl, że ten chleb może być naszpikowany jakąś chemią. Chodziłoby o to, aby pod jej wpływem zacząć sypać ludzi z podziemnej armii. Więc odłożyła ten chleb. I wtedy ponownie otworzyły się drzwi jej celi i usłyszała głos strażnika: „Szczęść Boże!” Domyśliła się, że musi być Ślązakiem, którego wzięto do niemieckiej armii, ale ciągłe jeszcze się bała. Uklękła w tej celi, pochyliła się nad razowym chlebem i modliła się: „Panie Jezu, półtora roku nie miałam możliwości przyjmowania Ciebie w Komunii św.. Zabrali mi wszystko, ale przede wszystkim zabrali mi możliwość przyjmowania Ciebie w Komunii św.. Więc teraz chcę ten razowy chleb spożyć jako Komunię duchową z Tobą”. I na kolanach, kawałek po kawałku, jadła chleb jak Komunię św.. To był jeden z ostatnich posiłków w jej życiu, bo kiedy była już bardzo słaba przewieziono ją do szpitala więziennego. Tam poznała kobietę, która ją zadenuncjowała. Miała tyle mocy ducha, by jej przebaczyć. Została zabita zastrzykiem fenolu.
Żywa pamiątka
Zbliża się Wielki Czwartek, dzień ustanowienia Najświętszego Sakramentu. Nazajutrz, będziemy wspominali śmierć Jezusa, w niedzielę Jego zmartwychwstanie, a po 40–tu dniach odejście do Ojca. Pozostał jednak wśród ludzi ukryty w postaci chleba, nie dostrzegany przez lupy, czy teleskopy, lecz tylko wiarą. Nam, przemądrzałym ludziom XXI wieku, trzeba wiele pokory, aby uklęknąć przed białym opłatkiem chleba i wyznać: „Pan mój i Bóg mój!”. I ze św. Tomaszem z Akwinu wyśpiewać piękny hymn:
„Jak Tomasz na otwartej nie patrzę ślad rany,
Lecz Bogiem Cię uznaję mym, Zbawco kochany.
Spraw, bym zawsze
w Twej umacniał się wierze,
Pokładał ufność w Tobie
i kochał Cię szczerze!”