To nie będzie tak, że ktoś będzie szedł na ulicę Długą, żeby kupić sobie czapkę
Czy Racibórz może stać się produktem turystycznym? Co trzeba zrobić, żeby ulica Długa odżyła? I dlaczego prezydent Raciborza denerwuje się, gdy słyszy o placu Wolności? Odpowiedzi na te oraz inne pytania znajdziecie Państwo w wywiadzie z Dariuszem Polowym.
– Przechodził pan ostatnio ulicą Długą?
– Zdarzyło mi się jakiś miesiąc temu.
– Ja chodzę tamtędy regularnie. Moją uwagę przykuwa duża liczba lokali użytkowych do wynajęcia. Nie tylko na ulicy Długiej, ale też na ulicy Nowej oraz rynku...
– W przypadku Długiej to jest już „standard”. Remont nie pomógł...
– Przyjmuje pan to jako coś naturalnego? Czy ożywienie handlu w ścisłym centrum jest jeszcze możliwe?
– Jest możliwe, ale w innym niż dotychczas wymiarze. To nie będzie tak, że ktoś będzie szedł na ulicę Długą, żeby kupić sobie czapkę. Ta ulica powinna czerpać z ożywienia turystycznego, na które można liczyć, wziąwszy pod uwagę atuty Raciborza. Przy takim ożywieniu turystycznym powinna się tam rozwijać branża gastronomiczno–rekreacyjna. Choć trzeba mieć świadomość, że to nie jest coś, co można załatwić w kilka miesięcy.
– Z tą turystyką wcale nie jest tak łatwo. Miast z bogatą historią i pięknymi zabytkami jest wiele...
– Trzeba dać Raciborzowi szansę. Mamy projekt grodu rycerskiego, ale też inne pomysły, choć nie chciałbym zdradzać wszystkich pomysłów już teraz. W każdym razie są w Raciborzu rzeczy i miejsca, których inne miasta mogą nam zazdrościć.
– Jakie to rzeczy?
– Jak powiem, to „spalę” ten pomysł. Proszę o odrobinę cierpliwości – będzie wiadomo o co chodzi.
– Ale pytam co jest aktualnie atrakcyjnego w Raciborzu. Nie w przyszłości...
– Musimy przestać się obracać plecami do Odry, tylko ją wykorzystać. Mamy wspaniałą historię. Racibórz był lokowany na prawie flamandzkim, a nie magdeburskim jak większość średniowiecznych miast w Polsce. Racibórz ma wyroby, które wynikają z historii miasta – czekoladę, wódkę raciborską oraz piwo.
– Nie są to jakieś wyjątkowe rzeczy. Odra to długa rzeka, która przepływa przez wiele miast. Mamy w Polsce bardziej znane marki słodyczy, to samo dotyczy piwa czy wódki...
– Nie chodzi o rozpoznawalność czy wielkość danej marki, ale o to, że łączą się ściśle z historią Raciborza. Z Odrą wszystko zależy od tego, jak się będzie ją wykorzystywać. Trzeba to wymyślić tak, żeby kajakarze przypływali do nas z Bohumina, tutaj wysiadali na brzeg i szli na miasto. Kolejny nasz atut to zasoby raciborskiego muzeum. Są tam unikatowe rzeczy, z których tylko część jest eksponowana.
– Chce pan zamienić miasto w wielkie księstwo nadodrzańskie?
– Ono nie musi być wielkie. Ważne jest budowanie narracji. Pokazanie, że tu się coś działo od czasu Ptolemeusza. Jest co eksploatować, tylko to nie jest praca na miesiące...
– Ile czasu potrzeba, żeby uczynić z Raciborza produkt turystyczny?
– Rok na pewno, może nawet dwa lata. I tu nie będzie cudów, trzeba w to będzie jeszcze zainwestować dużo pracy i pieniędzy.
– Zostawmy wizjonerstwo. Kondycja biznesu na ulicy Długiej zależy również od bardziej przyziemnych spraw. Jeden z przedsiębiorców, który od wielu lat prowadzi tam interes, powiedział mi jak to wyglądało. Pierwszy skokowy spadek obrotów odczuł po wprowadzeniu strefy płatnego parkowania. Kolejny, gdy otwarto centrum handlowe Auchan, a później galerie... Jak pan się zapatruje na kwestię płatnego parkowania w centrum? Będziecie likwidować tę strefę?
– Pracujemy nad tym i staramy się znaleźć najlepsze rozwiązanie. Póki co został rozstrzygnięty przetarg i jest tak jak dotychczas. Ale strefa płatnego parkowania w obecnym kształcie nie ma sensu. Trzeba na nią również spojrzeć pod kątem inwestycji na placu Długosza. Gdy znikną tam miejsca parkingowe, trzeba będzie to wszystko zreformować.
– W jakim kierunku zmierza ta sprawa?
– To nic wiążącego, ale póki co rozważamy wprowadzenie parkomatów w części strefy oraz czasowego parkowania w innych miejscach.
– Czy inwestowanie w to co „umiera” ma sens? Może lepiej byłoby spożytkować energię i środki w inny sposób, w innym miejscu...
– Ma sens. Po to staramy się zrobić plac Długosza, żeby zmienić to co jest. To nie jest tak, że nie ma szans na ożywienie naszego centrum. Jest na to szansa, mamy pewne atuty w ręku.
– Problem z Długą dotyczy też placu Wolności. Nie za bardzo jest po co przechodzić na tę ulicę. To widać też po liczbie wolnych lokali użytkowych – w sąsiedztwie rynku jest ich niewiele, ale im bliżej placu Wolności, tym jest ich więcej...
– Trzeba się solidnie pochylić nad stworzeniem w przyszłości potencjału placu Wolności. Dotychczasowe planowanie tego obszaru miasta może budzić uzasadnione zdenerwowanie
– Co Pana denerwuje w placu Wolności? Oprócz drzew, które trzeba wycinać...
– Drzewa nie są największym problemem. Największym problemem jest to, że obecnie nie przedłuża on centrum w kierunku handlowym, a decyzja poprzednich władz o przeznaczeniu budynku po dawnej komendzie na ośrodek wsparcia dla seniorów również tego nie zmieni. Obecnie ścierają się różne koncepcje. Ogólnie rzecz biorąc zagospodarowanie placu powinno iść w kierunku rekreacyjno-spacerowym, bo to, co obecnie tam jest, niespecjalnie ludzi przyciąga.
– Co jest nie tak z ośrodkiem wsparcia seniorów?
– Ośrodek wsparcia seniorów można było lokować gdzieś indziej. Za późno przyszedłem, żeby się z tego wycofać. W tym miejscu lepsza byłaby kamienica mieszkalna z parterem dla przedsiębiorców. Tym bardziej, że w Raciborzu jest głód mieszkaniowy. Zaspokojenie tego głodu – danie ludziom możliwości zamieszkania w Raciborzu – byłoby remedium na wiele problemów Raciborza, również wymierającego centrum. Firma na zachód od Raciborza ma takie potrzeby zatrudnieniowe, że ludzie dojeżdżają do pracy z Jastrzębia-Zdroju. O wiele wygodniej byłoby im zamieszkać w Raciborzu i dojeżdżać do pracy kilkanaście minut zamiast dwóch godzin. Trzeba dać im szansę i możliwość na przeprowadzkę.
– Pana poprzednicy też to zauważyli. Dlatego wybudowali dwa bloki mieszkalne na Ostrogu. To na podstawie ich decyzji trwa budowa bloków przy ul. Łąkowej.
– Kontynuacja budowy osiedla przy ul. Łąkowej wydaje się naturalną drogą. Jest tam miejsce jeszcze na trzy kolejne budynki.
– A co z lokalami komunalnymi? W innych miastach nowe władze często robią przegląd tych zasobów. Przy takich operacjach ujawnia się wiele pustostanów, które nikomu nie służą...
– My również dokonaliśmy takiego przeglądu. Mam go na biurku.
– Co? Gotowy audyt?
– Nie audyt, ale raport, na którym wypisane są pustostany – użytkowe i mieszkaniowe. Z niektórymi nic nie działo się od półtora roku...
– Pewnie nic się z nimi nie działo, bo wymagają kapitalnego remontu. Ile tych pustostanów jest?
– Zdziwiłby się pan. Nie wszystkie są w tak złym stanie. Z grubsza licząc jest ich około dwustu.
– Dwieście? Gdyby uporządkować te kwestie, nie trzeba byłoby budować bloków.
– Nie mogę w tym momencie powiedzieć, że wszystkie te pustostany nadają się do zamieszkania...
– Ale macie jakiś pomysł na zagospodarowanie tych lokali?
– Wymuszają to na nas zmiany w prawie. Na najbliższej sesji będzie uchwalany program zarządzania lokalami komunalnymi, a kolejny miesiąc wymusza na nas wprowadzenie regulaminu przyznawania lokali.
– Czy jest szansa na to, że lokale komunalne będą mogli otrzymać nie tylko ludzie o bardzo niskich dochodach, mieszkający w pięć osób w kawalerce?
– Zdania są podzielone. Toczy się dyskusja, na ile kryterium dochodowe oraz metrażowe – które nie wynikają z ustawodawstwa – można poluzować.
– Pan jest za tym, żeby poluzować te kryteria?
– Uważam, że miasto powinno być zainteresowane osobami rozwojowymi, czyli np. przydzielenie mieszkania rodzinie trzyosobowej dobrze rokuje, gdyż jest szansa, że ta rodzina wkrótce stanie się cztero- czy pięcioosobowa. Docelowo pożądane byłoby, aby wszyscy mieli własne mieszkania. Czyli żeby osoby, które wynajmują lokale komunalne, miały otwartą drogę do wejścia w jego posiadanie. Jak będzie? Zobaczymy. Koniec końców ręce podnoszą radni.