5-letni plan Leszka Zembatego
W tej pracy potrzebne było żelazne zdrowie, stalowe mięśnie i głowa pełna pomysłów. A jak już znalazła się ekipa obdarzona takimi atrybutami, można było snuć wizje na przyszłość. Żadne z nich nie były zbyt śmiałe dla Raciborza, bo pracownicy tutejszej drukarni potrafili sprostać każdemu wyzwaniu.
Baranina z kapustą w offsecie
W styczniu 1952 roku Zakłady Graficzne w Raciborzu przejęło Wojewódzkie Zjednoczenie Przemysłu Terenowego w Opolu. Gdy o dotychczasowego kierownika zakładu – Stefana Bartoszka upomniało się wojsko, najpierw zastępował go maszynista typograficzny Leon Baron, a potem Józef Wyczyszczok. Ten ostatni cieszył się swoją funkcją zaledwie dwa lata, bo decyzją opolskiego Zjednoczenia, 1 grudnia 1955 roku nowym szefem drukarni mianowano Leszka Zembatego, pracownika Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk w Opolu.
W kronice pisano o nim, jako o człowieku znającym branżę i ambitnie podchodzącym do rozwoju zakładu. To za jego kadencji pierwszy raz wprowadzono w życie 5-letni plan produkcyjny, który był możliwy do zrealizowania tylko pod warunkiem zakupu nowych maszyn drukarskich i zatrudnienia wykwalifikowanej kadry pracowników. Pierwszym posunięciem w tym kierunku było wygospodarowanie etatu dla rysownika, który miał się zajmować reprodukcją rysunków graficznych, przeznaczonych do druku typograficznego. Wcześniej drukarnia korzystała z materiałów klientów lub zlecała takie prace innym zakładom, a od kwietnia 1956 roku robił to litograf Józef Myśliwiec, przedwojenny pracownik drukarni Lindnera w Raciborzu. Pan Józef miał ogromne doświadczenie i cieszył się tak dużym szacunkiem, że gdy rok później borykający się z poważną chorobą Leszek Zembaty wyjechał do sanatorium, to właśnie jemu powierzono funkcję kierownika.
Innym pomysłem dyrektora Zembatego (był nim od 1 stycznia 1959 roku) było wysłanie pracowników drukarni na staż do zaprzyjaźnionej Spółdzielni Poligraficznej „Gryf”w Warszawie. Rysownik Józef Myśliwiec miał się tam nauczyć technik wykonywania form płyt offsetowych, a maszynista typograficzny Stefan Bartoszek miał poznać obsługę maszyn offsetowych. Dzięki tym wyjazdom udało się sprowadzić do raciborskiej drukarni jedną z najprostszych maszyn offsetowych, drukującą w formacie B2 i maszynę przedrukową ręczną. Mimo braku doświadczenia technicznego i dość prymitywnych warunków pracy, w 1959 roku wydrukowano techniką offsetową cały nakład banderol dla Trzebieszowickich Zakładów Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego. Gotowe danie mięsne, którym była baranina z kapustą, miało więc swój raciborski epizod.
Druga połowa lat 50. minęła pod znakiem kolejnych zmian organizacyjnych. Powstały Raciborskie Zakłady Przemysłu Terenowego, którym podlegały: Zakłady Graficzne w Raciborzu przy ul. Stalina, Odlewnia Żeliwa w Koźlu przy ul. Portowej, Stolarnia i Modelarnia w Raciborzu przy ul. Kolejowej i raciborska Kartoniarnia przy ul. Londzina. Dyrektorem przedsiębiorstwa został Henryk Adamczewski, ale Zakłady Graficzne w Raciborzu podlegały mu tylko przez rok, przechodząc później na samodzielny rachunek.
Ludzie z żelaza
Rok 1957 upłynął pod znakiem jubileuszy, które obchodzili zasłużeni pracownicy zakładu – Roman Pietrek i Józef Badura. Pierwszy rozpoczął pracę w drukarni 1 marca 1946 roku, ale zaczynał jeszcze przed wojną jako uczeń. Był maszynistą typograficznym i wieloletnim mistrzem zmianowym, a na emeryturę odszedł 30 kwietnia 1965 roku. Drugi przepracował w zawodzie 65 lat, w ostatnim czasie jako stereotyper. Był przewodniczącym Związku Drukarzy oraz rady zakładowej i członkiem Czerwonego Krzyża. – Mieszkał na Ostrogu i pracował w najbardziej uciążliwym dla zdrowia dziale sterotypii, gdzie przetapiał ołów i płyty. Roztopiony w kotle ołów, zwłaszcza w upały był nie do wytrzymania, ale Badura był człowiekiem z żelaza, bo przeżył 100 lat – tłumaczy Józef Hercog, który w 1956 roku, mając 16 lat rozpoczął pracę w drukarni przy Stalina jako uczeń. – Było nas w domu pięcioro, a pracował tylko tato, więc gdy starszy brat poszedł do technikum, ja musiałem iść do pracy w drukarni. Dostałem się pod skrzydła Zygfryda Kiermaszka, ale tak naprawdę najwięcej nauczyłem się od stryja Konstantego i taty Czesława. Potem były kursy i eksternistyczne egzaminy w Katowicach. Najpierw teoretyczne, a po nich praktyczne, które zaliczałem w drukarni w Mikołowie przy ul. Karola Miarki. Z dyplomem zecera wróciłem do Raciborza – wspomina pan Józef.
Złotą rączką raciborskiej drukarni był bez wątpienia Reinhold Rzytki, który nie tylko naprawiał, ale i z powodzeniem konstruował. Zaczynał w zakładzie przy ul. Stalina w 1951 roku jako zecer ręczny, potem maszynowy, a na koniec został brygadzistą. Był twórcą wielu pomysłów racjonalizatorskich, z których na uwagę zasługuje przesuwana podkładka do płyt stereotypowych oraz udoskonalony sposób obwiązywania składów zecerskich. Mimo rzeszy zdolnych i doświadczonych pracowników, dyrektor Zembaty wiedział, że bez odpowiednich warunków lokalowych i zainwestowania w park maszynowy, o dalszym rozwoju drukarni trzeba będzie zapomnieć.
Jego starania w końcu przyniosły oczekiwany rezultat. Niespełniająca już żadnych wymogów technicznych drukarnia przy ul. Wojska Polskiego (do 1956 roku ulica Stalina) otrzymała do adaptacji budynek po przedwojennej fabryce czekolady Hermana Preisa przy ul. Staszica 22. Od razu zaczęto tam prace nad utworzeniem działu chemigrafii. Jego organizację powierzono technikowi poligrafii z Wrocławskich Zakładów Graficznych – Marianowi Mastalerzowi. Oprócz niego znaleźli tam pracę: Roman Nowak, Alfred Mann i Stefan Rostek. Rozpoczęte w 1959 roku prace budowlane i montażowe zakończono na początku 1960 roku, gdy z własnej chemigrafii wykonano pierwsze klisze cynkowe.
Ze względu na wciąż pogarszający się stan zdrowia Leszka Zembatego, w październiku 1960 roku odwołano go ze stanowiska dyrektora Zakładu Graficznego w Raciborzu. Do czasu wybrania następcy, obowiązki kierownika drukarni pełnił Tadeusz Okrajni.
Wielka przeprowadzka
W 1961 roku zaczęła się akcja przeniesienia drukarni z kamienicy przy Wojska Polskiego do budynku przy Staszica. – Żeby się tam przeprowadzić z takim ciężkim sprzętem, jakim dysponowaliśmy, trzeba było najpierw wzmocnić od samych piwnic stropy, a następnie jedną z frontowych ścian, przylegającą wcześniej do budynku obok. Chcieliśmy w niej zrobić okna, żeby doświetlić wnętrze, ale nie dostaliśmy na to zgody. Ktoś uznał, że z takim tonażem sprzętu byłoby to niebezpieczne – opowiada Józef Hercog i dodaje, że każdą kasztę, czyli drewnianą szufladę z czcionkami, ważącą około 30 kilogramów, trzeba było zabezpieczyć, a następnie ułożyć na wózku akumulatorowym, obsługiwanym przez Roberta Bożka i delikatnie przewieźć. Na Staszica wszystko wnoszono na plecach, bo nie było jeszcze wtedy windy. Gdy pracownicy uporali się z zecernią, rozpoczęła się akcja rozbierania na części maszyn, które przewożono ciężarowym samochodem raciborskiego PKS-u.
Adaptacja budynku na potrzeby drukarni polegała na wzmocnieniu fundamentów, wymianie stropów i zrobieniu odpowiedniej do potrzeb sprzętu drukarskiego instalacji elektrycznej, co pochłonęło ponad półtora miliona złotych. W piwnicy umieszczono magazyny, na parterze drukarnię, na pierwszym piętrze zecernię, chemigrafię i fotografię, a na drugim piętrze introligatornię. Dzięki ofiarnej pracy całej załogi, drukarnia mogła rozpocząć działalność w nowym miejscu pod koniec czerwca 1961 roku. Entuzjazm pracowników nie ustawał. W oknach pojawiły się kolorowe zasłony, a na regałach bujnie rosnąca roślinność, którą zajmował się zecer Reinhold Sochiera. – To był kawał chłopa. Przeszedł niejeden front, przeżył Stalingrad i miał taką rękę do kwiatów, że co wsadził do doniczki, to mu wyrosło. Przychodził zawsze pierwszy do pracy i zaczynał od pielęgnacji roślin – opowiada o swoim koledze Józef Hercog i dodaje, że atmosfera pracy w drukarni była rodzinna, a o pracowników dbano. – Całymi rodzinami jeździliśmy na biwaki do Obory albo na świniobicie do restauracji z ogrodem za Rudnik. Były też bale karnawałowe i zabawy w zameczku Rafako, restauracji „Willanowa”, albo w „Jubilatce” w Oborze. Wszystko rozliczane było na zasadzie barteru, dlatego wybieraliśmy te firmy, dla których coś się drukowało i dzięki temu za salę nie musieliśmy płacić. Za jedzenie dokładała rada zakładowa – opowiada pan Józef, a jego słowa potwierdzają liczne zdjęcia z wycieczek, zamieszczane w kronice zakładu. Są relacje z czterodniowego wyjazdu, podczas którego zwiedzano Oświęcim, Ojców, Wieliczkę, Kraków i Zakopane, obozów w Głuchołazach i Górkach Śląskich i rodzinnej wycieczki w Góry Stołowe. Były też akcje żniwne, podczas których drukarze pracowali na polach okolicznych pegeerów i czyny społeczne, z których dochód przeznaczony był na budowę Domu Drukarza w Szczyrku. – Zakład przy ulicy Staszica drukował zewowską „Elektrodę”, „Gazetę Raciborską”, „Nowiny Raciborskie” i „List parafialny” z parafii księdza Pieczki formatu A4. Robiliśmy afisze na Mistrzostwa Świata w Speedwayu, które odbywały się w Rybniku i dla Górnika Zabrze w latach, gdy zdobywał mistrzostwo Polski. Nieżyjący już Walter Sotyka, który pisał do gazet i robił korektę, zbierał wszystkie drukowane w naszej drukarni plakaty, zaproszenia, ulotki i całe roczniki gazet. Dziś byłby to nieoceniony materiał archiwalny – podsumowuje Józef Hercog.
Nową siedzibą drukarni i jej rozwojem nie zdążył się nacieszyć inicjator przeprowadzki Leszek Zembaty, który zmarł 21 listopada 1961 roku w szpitalu sanatoryjnym w Głubczycach. Na stanowisku dyrektora Zakładów Graficznych zastąpił go Czesław Obała.
Katarzyna Gruchot