Z żoną trzeba się porozumieć. Złote Gody na 6 par
19 czerwca, już po raz trzeci prezydent Dariusz Polowy dekorował małżonków z Raciborza, którzy wspólnie przeżyli 50 lat. W Pałacu Ślubów spotkało się 6 par, które mówiły sobie „tak” pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. Odnowili swą przysięgę przed kierownik USC Katarzyną Kalus.
Jadwiga i Franciszek Kokorowie
W młodości byli liderami związku młodzieżowego w Trzebnicy pod Wrocławiem. Tak się poznali, jako opiekunowie swoich grup. Myśleli o przyszłości we Wrocławiu, ale o mieszkanie było tam trudno. Pan Franciszek został kolejarzem, pracę dostał w Rybniku, a lokum zaoferowano mu w Raciborzu. Był maszynistą, zaczynał od parowozów, a karierę kończył na lokomotywach elektrycznych. Pani Jadwiga też pracowała na kolei, była również przedszkolanką. Wychowali 2 synów i doczekali 3 wnucząt. – Trzeba sobie wybaczać. Małżeństwo na pół wieku to jest sztuka. Trzeba ten związek pielęgnować, pomagać jeden drugiemu. Po prostu trzymać się razem – mówią jubilaci.
Anna i Władysław Pietrasowie
Na szpitalnych korytarzach też rodzi się miłość, co udowodniła ta para. Ona jest rodowitą raciborzanką, on przybył tu z ziemi kieleckiej. Mąż pracował w budownictwie, żona zawodowo związała się z księgowością. Wychowali troje dzieci – 2 córki i syna. Mają 6 wnucząt, najmłodsze ma półtora roku. Uważają, że w związku dwojga ludzi najważniejsza jest umiejętność zawarcia kompromisu. – Kobieta musi wiedzieć kiedy ustąpić – zaznacza jubilatka.
Wanda i Ginter Polaczkowie
– Raz z górki, raz pod górkę – opowiadała o związku jubilatka. Ich ślub odbył się w Wieluniu, skąd pochodziła panna młoda. Mąż był mieszkańcem Rudnika pod Raciborzem. Z zawodu cieśla, w budownictwie pracował do emerytury. Żona była królową przedszkolnej kuchni, na jej posiłkach wychowały się pokolenia. Mają 2 córki i syna. Doczekali się 5 wnucząt. Na co stawiają w swym związku? – Na zgodę i porozumienie – podkreślają wspólnie.
Halina i Benedykt Galiccy
Mąż śmieje się, że ma imię jak papież, więc wytrwał w sakramencie tak długo. Małżonka, również z uśmiechem, twierdzi, że to ona ma papieską cierpliwość, dlatego doczekała Złotych Godów. Poznali się we wsi Bogate (wtedy województwo warszawskie, dziś mazowieckie). Ślub brali w Przasnyszu, w listopadzie, ale w przyjemnej, jesiennej aurze. Od 1970 roku są raciborzanami. Przybyli do miasta za pracą i za mieszkaniem. – Mój brat już tu mieszkał i mnie ściągnął – tłumaczy pan Benedykt. Wychowali syna i mają 2 wnuczki. Jako ważne cechy zgodnego małżeństwa wymieniają cierpliwość i zrozumienie. – Mądrzejszy musi w sporach ustąpić – mówi pani Halina.
Irena i Jerzy Hibnerowie
Zakochali się w sobie na ulicy Długiej w Raciborzu. On był synem pierwszego wiceprezydenta miasta po wojnie. Przybył do Raciborza z rodzicami, z Warszawy. Już jako młodzieniec zaprosił piękną raciborzankę do lokalu Tęczowa, gdzie w latach 60. ubiegłego wieku chodziło się na randki. Później księgowa i pracownik Zakładu Karnego wychowali 2 synów. Teraz cieszą się czworgiem wnucząt. Ta para uważa, że w związku najważniejsza jest miłość, a później wyrozumiałość. – Mamy różne charaktery, ale się uzupełniamy – podkreślają jubilaci.
Aleksandra i Henryk Rozmusowie
Smukłą sylwetką pani jubilatka mogłaby zawstydzić nie tylko rówieśniczki. Pracowała jako nauczyciel wf, związała się z SP12 i G1. Mąż też był oświatowcem, tyle, że wyspecjalizował się w zajęciach z techniki. Z sentymentem wspomina swoją pracę w SP13, kierowanej przez dyrektora Edmunda Szota. Ich uczucie narodziło się podczas studiów, w Studium Nauczycielskim. Poznali się w klubie Bulk, na dyskotece. Wychowali córkę i syna, mają wnuki. W tym roku spodziewają się pierwszego prawnuka. – Żony nie da się zrozumieć. Z żoną trzeba się porozumieć – śmieje się pan Henryk. Pani Aleksandra ceni małżonka za jego zdolności „złotej rączki”. Oboje lubią sportowy styl życia.