Piszę do pana w sprawie krwi...
Złośliwy komentarz tygodnia
Tym razem nie będzie śmiesznie, ale za to sprawa jest stokroć ważniejsza niż dekonspiracja tumiwisizmu czy niemądrych działań polityków. Znów napisał do mnie czytelnik mający rzadką grupę krwi, że drży z obawy, kiedy patrzy na stan zapasów krwi w Raciborskim Centrum Krwiodawstwa. „Aż strach wyjść z domu, żeby nie wpaść pod koła jakiegoś wariata i nie trafić na stół operacyjny” – dodaje.
Sprawdzam „stan zasobów krwi” na stronie RCK. W porównaniu z 2017 rokiem, kiedy prosiłem czytelników o zrozumienie i ofiarność po raz pierwszy, nie jest aż tak tragicznie: stany średnie utrzymują się dla grup ORh–, ABRh– i BRh+, stany niskie dla ARh+, ABRh+, 0Rh+ i ARh–, a stan bardzo niski tylko dla grupy BRh–. Nie ma stanów krytycznych, jak dwa lata temu. Ale też wakacje to niebezpieczny czas, bo jest więcej wypadków drogowych, dochodzą zranienia przy pracach polowych czy różne urazy podczas letniego wypoczynku. Na dodatek krwi brakuje w całym kraju, bo krwiodawcy też przecież wyjeżdżają na wakacje, przechodzą kwarantanny po wycieczkach do egzotycznych krajów, nie chcą się nadmiernie osłabiać w czasie upałów, itp.
Dlatego, spełniając prośbę czytelnika, proszę o zrozumienie tych wszystkich, którzy mogą i chcą pomóc, o nieodkładanie wizyty w punkcie honorowego krwiodawstwa na później. Twoja krew już dziś może być potrzebna i uratować komuś życie. Brzmi to jak hasło promocyjne z plakatu, ale to po prostu prawda. No i trzeba wspomnieć, że korzyści z krwiodawstwa mogą być też wymierne: można bezpłatnie skontrolować stan swojego zdrowia, dostać zniżkę na leki, bezkolejkowy dostęp do lekarza, zniżki na bilety autobusowe, ulgę w podatku, itp. Wielu krwiodawców ma też swoje, osobiste motywacje do pomagania. Przypomnę krótko moich rozmówców sprzed dwóch lat.
Marek oddaje z wdzięczności. Sam kiedyś potrzebował jej bardzo dużo i dostał od innych, obcych ludzi, bo nie mógł liczyć na rodzinę. Kuba oddaje dlatego, że namówił go tenże Marek. Było łatwiej, bo miał dobry przykład z domu – jego ojciec, zawodowy żołnierz, był honorowym krwiodawcą. Aśka podzieliła się ze mną bardziej skomplikowanymi przemyśleniami. „Wiesz, kiedy widzę żebrzącego na ulicy dzieciaka, nigdy nie jestem pewna czy naprawdę cierpi głód, czy też za rogiem na jego utarg czeka jakiś cwany „opiekun”. Gdy poszłam na wolontariat do hospicjum nie mogłam opanować płaczu, a ręce mi się tak trzęsły, że kiedyś poparzyłam herbatą chorą staruszkę. Zrezygnowałam. Czasem daję kasę na różne fundacje, na WOŚP, ale nigdy nie wiem, ile z tego rzeczywiście trafia do chorych. Trzeba sprawdzać, bo bywa różnie. A z krwią jest prosta sprawa. Idę, oddaję… Jestem zdrowa, więc mi to nie szkodzi. Wiem, że ktoś na nią czeka lub będzie czekał. Nie zmarnuje się. Mnie jest z tym lepiej i komuś będzie lepiej. Taki konkret.”
bozydar.nosacz@outlook.com