Duży kaliber: „Klątwa Dietrichsteinów”. To cud, że nikt nie zginął
Nad pałacem Dietrichsteinów w Wodzisławiu Śl. wiszą czarne chmury. Zawaliły się ciężkie rusztowania ustawione przy remontowanym budynku. Dwie osoby zostały ranne, w tym jedna ciężko. - Przecież tyle ludzi tamtędy chodzi. Dzięki Bogu, że nikt nie zginął! - podkreśla pani Ewa z Wodzisławia. Niektórzy mówią nawet o „klątwie Dietrichsteinów”.
WODZISŁAW ŚL. Poniedziałek, 19 sierpnia. Ulica Kubsza, czyli jeden z głównych ciągów komunikacyjnych w centrum Wodzisławia Śl. To tam prowadzony jest kompleksowy remont pałacu Dietrichsteinów, czyli siedziby wodzisławskiego muzeum. Roboty budowlane szły pełną parą, a tuż obok toczyło się codzienne życie. Ludzie spacerowali, robili zakupy, załatwiali ważne sprawy. Zegar wybił godzinę 14.00. Chwilę później doszło do katastrofy.
Sceny mrożące krew
Niespodziewanie runęły ciężkie rusztowania ustawione przy remontowanym budynku. - Nagle huk! Straszny hałas. Rusztowanie zaczęło się walić. Później ściana pyłu. Nikomu nie życzę takich widoków. To było straszne - mówi nam wodzisławianka, która była świadkiem całego zdarzenia. - Sceny jak z filmu katastroficznego! - dodaje inna osoba.
Ranni
Na miejscu błyskawicznie pojawiły się wszystkie służby - policja, pogotowie, straż pożarna. - Na ulicę Kubsza pojechały wszystkie patrole będące w służbie. Strażacy wyciągali już spod konstrukcji rannych. Jak się okazało, byli nimi dwaj pracownicy firmy remontowej, którzy w chwili zdarzenia znajdowali się na rusztowaniu - mówi komisarz Marta Pydych z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śl. Poszkodowanych mogło być więcej, bo w chwili wypadku na rusztowaniu znajdowało się więcej osób. Ale zdążyli uciec. Podobnie jak przechodnie.
28-latek z obrażeniami ciała został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Szpitala Wielospecjalistycznego w Sosnowcu, a 56-latek z lżejszymi obrażeniami trafił do wodzisławskiego szpitala. Obaj mężczyźni doznali obrażeń ciała w postaci ogólnych potłuczeń, urazów twarzoczaszki i obrażeń wewnętrznych. W wyniku zawalenia się rusztowań doszło również do uszkodzenia trzech pojazdów stojących w pobliżu budynku. Nie ucierpiały osoby postronne. Poszkodowanym nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo.
– Na miejscu pracowały wszystkie służby ratownicze. Policjanci do późnych godzin zabezpieczali teren. Śledczy przeprowadzili oględziny pod nadzorem prokuratora i rzeczoznawcy budowlanego. W czynnościach procesowych brał udział Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego i przedstawiciel Państwowej Inspekcji Pracy. Mundurowi zabezpieczyli dokumentację z budowy, przesłuchali świadków zdarzenia oraz kierowników budowy i pracowników, których dodatkowo przebadano alkomatem. Wszyscy byli trzeźwi - dodaje policjantka.
Wstępna przyczyna
Swoje czynności prowadzi również prokuratura. - Zabezpieczono dokumentację dotyczącą wykonywanych prac - mówi prokurator Joanna Smorczewska z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. - W toku czynności z udziałem biegłego z zakresu budownictwa, ustalono wstępną przyczynę runięcia rusztowań w lewej części budynku. Jak ustalono, doszło najprawdopodobniej do zerwania gzymsu o długości kilkunastu metrów, którego elementy uszkodziły konstrukcję rusztowania, spowodowały popękanie drewnianych podestów znajdujących się w górnej części konstrukcji, pogięcie metalowych podestów znajdujących się poniżej, pogięcie metalowych rurek, a ostatecznie - zawalenie się tej części rusztowania. Według wstępnych ustaleń rusztowania były prawidłowo zamocowane - dodaje prokurator. Postępowanie prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Wodzisławiu oraz funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu jest w toku.
Sekundy na ucieczkę
W strefie bezpośredniego zagrożenia znajdował się Sławomir Kulpa - dyrektor wodzisławskiego muzeum. Akurat fotografował pałac. - Robiłem zdjęcia fasady, również miejsca, gdzie oberwał się gzyms - wspomina. Mimo, że to były sekundy, widział opadający gzyms. - Ten materiał stał się niejako klinem. Runął i wyparł konstrukcję rusztowania - dodaje dyrektor muzeum. Sławomir Kulpa w ostatniej chwili zdążył uciec przed walącym się rusztowaniem.
Wszyscy świadkowie zdarzenia mówią o tym, że szansę ucieczki dało wyłącznie to, że rusztowanie runęło kaskadowo. - To był efekt domina. Zaczęło się z jednej strony i stopniowo obrywała się całość. Tylko dlatego pozostałym ludziom udało się uciec - podkreślają.
Dyrektor muzeum Sławomir Kulpa podkreśla, że rusztowanie było jednolitą, spiętą konstrukcją. Frontowa ściana pałacu ma 52 m długości. Mniej więcej tyle miało też rusztowanie. To wszystko przewróciło się.
– Bogu dziękować, że nikt więcej nie ucierpiał. Przecież tamtędy chodzi tyle osób. Rodzice z małymi dziećmi, starsze osoby. Wszystko mogło się skończyć dużo gorzej - mówi pani Ewa z Wodzisławia Śl. - Ksiądz proboszcz z parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny codziennie modli się za poszkodowanych. Podczas porannej i wieczornej mszy. Ludzie są przejęci tym, co się stało - mówi nam inna wodzisławianka.
Czarna seria
Kilkadziesiąt godzin po katastrofie doszło do kolejnego niebezpiecznego zdarzenia. 21 sierpnia, tuż po północy, oderwała się część gzymsu z bocznej ściany remontowanego pałacu. Gzyms runął na ustawione przy ścianie rusztowanie i częściowo je uszkodził. Na szczęście nikt nie został poszkodowany. Do akcji wezwano trzy zastępy straży pożarnej. Działania strażaków polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia oraz na usunięciu gruzu z rusztowania, żeby je odciążyć.
Klątwa?
Czarna seria spowodowała, że niektórzy wodzisławianie zaczęli mówić o... klątwie Dietrichsteinów. - Coś musi być na rzeczy. Tyle nieszczęść przy remoncie tego pałacu - komentuje jedna z osób. - Klątwa Dietrichsteinów? - dziwi się dyrektor muzeum Sławomir Kulpa. - Wszystkie te wydarzenia odbieram w kategoriach racjonalnych. Obiekt ma swoją metrykę - podkreśla.
Przypomnijmy, że pałac Dietrichsteinów jest unikatowym w skali europejskiej obiektem. Powstał pod wyraźną inspiracją francuskiego baroku klasycyzującego na zlecenie hrabiego Guidobalda Józefa von Dietrichsteina i jego żony Marii Gabrieli Henckel von Donnersmarck. Za jego autora uważa się wybitnego morawskiego architekta, Franciszka Antona Grimma. Budowę pałacu rozpoczęto w 1744 r. Ukończono ją trzy lata później. - Badania wykazują, że to najstarszy obiekt klasycystyczny w Polsce. W szkolnych podręcznikach można znaleźć informacje, że styl klasycystyczny rozpowszechnił się dopiero za Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tymczasem w Wodzisławiu pojawił się wcześniej - podkreśla dyrektor wodzisławskiego muzeum. Dodaje, że trwająca obecnie przebudowa obiektu to ogromna szansa na to, by w szczegółach poznać historię obiektu. - To doskonała okazja do zbadania historii pałacu. Możemy dowiedzieć się, z jakich materiałów powstawał, jakie prace na przestrzeni lat przeprowadzali na jego terenie kolejni właściciele - zaznacza dyrektor muzeum.
Co dalej z przebudową?
Prace związane z przebudową pałacu na razie zostały wstrzymane. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Wodzisławiu Śl. powołał specjalną komisję, która ma ustalić przyczyny katastrofy. - Dopiero po zakończeniu prac komisji będziemy mogli przedstawić końcowe stanowisko - mówi stanowczo Piotr Zamarski, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Wodzisławiu Śl. Dodaje, że działania komisji będą szczegółowe, wymagają zebrania potrzebnego materiału, prac w terenie, przesłuchań. Podkreśla, że na tym etapie nie można mówić o żadnych „wstępnych ustaleniach”, bo nie to jest rola PINB. - U nas takie pojęcie jak „wstępne ustalenia” nie funkcjonuje. Po dokładnym zbadaniu sprawy będziemy mogli podać końcowe stanowisko - zapowiada.
Na ocenę sytuacji czeka prezydent Wodzisławia Śl. Mieczysław Kieca. Dodatkowo miasto zleci zewnętrzną ekspertyzę biegłemu - zarówno w kwestii zabezpieczenia rusztowań, jak i w zakresie zasadności pozostawienia gzymsu na dalszej części obiektu. Zarówno ekspertyza, jak i wnioski PINB czy wojewódzkiego konserwatora zabytków dadzą odpowiedź na pytanie, kiedy będzie można przywrócić prace remontowe i w jakim kształcie mają być one prowadzone. - Dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to nastąpi - podkreśla prezydent. - Na pewno trzeba powiedzieć, że dzięki Bogu nikomu nic więcej się nie stało - zaznacza.
Czy można było tego uniknąć?
W tym miejscu pojawia się pytanie, czy początkowo teren przy remontowanym pałacu był odpowiednio zabezpieczony. Obecnie zabezpieczenia mają większy zakres. Przy użyciu specjalnych barierek został wygrodzony dużo większy teren budowy. Teraz piesi nie mogą przechodzić tuż przy budynku. Czy nie powinno to nastąpić wcześniej? - Myślę że na szereg pytań odpowie ekspertyza biegłego i powołane do tego instytucje. Miasto, jako inwestor, przekazało wykonawcy plac budowy zgodnie ze sztuką. W umowie dotyczącej inwestycji wymagaliśmy wszelkich uprawnień do prowadzenia tego typu inwestycji, w tym uprawnień konserwatorskich w zakresie wykonawczym i nadzoru - podkreśla prezydent. Musimy spokojnie poczekać na wyjaśnienia - dodaje.
Prezydent zaznacza też, że wstępnie biegły ocenił, że rusztowania zostały przygotowane w sposób właściwy. - Uprzedzając niektóre komentarze: nie ma w tej chwili żadnych dowodów na winę firmy, która realizuje remont budynku. Trwa wyjaśnianie przyczyn wypadku. Pamiętajmy, że to bardzo stary obiekt. Takie prace nigdy nie są łatwe. Są jednak prowadzone przez profesjonalistów - zaznacza prezydent Kieca.
(mak), (acz)