Wewnętrzny: ten oddział wciąż zamknięty jest
Trwa zawieszenie szpitalnego oddziału wewnętrznego tzw. drugiego. Pierwotnie planowano, że nie będzie działał przez pół roku, ale ten okres trzeba wydłużyć do końca grudnia, bo „latem trudno się szuka lekarzy” jak wyjaśniał dyrektor Ryszard Rudnik, goszcząc na posiedzeniu komisji zdrowia rady powiatu.
Pacjentów z drugiej interny przejęły pulmonologia oraz geriatria. – Na dzisiaj nie ma większych problemów z uzyskaniem hospitalizacji z powodu braku tego oddziału. Dodatkowych 10 łóżek ustawiliśmy na oddziale chirurgicznym i pacjenci są tam obsługiwani przez pracownię endoskopii – mówił R. Rudnik. – Na dziś brakuje 3 internistów do ponownego otwarcia tego oddziału – podał dyrektor.
Radnych niepokoiło czy szpital, poprzez zawieszenie, a następnie zamknięcie oddziału nie utraci z NFZ kontraktu na leczenie chorób wewnętrznych. – To jest jeden kontrakt, niezależny od oddziału, gdzie jest realizowany. Możemy przesuwać świadczenia lecznicze pomiędzy zakresami i wypracować go na pozostałych oddziałach – uspokajał R. Rudnik.
Kiepsko na rynku
Szef lecznicy zapewniał, że dyrekcja (on i zastępczyni Elżbieta Wielgos – Karpińska) „podejmuje intensywne działania by pozyskać internistów, ale na rynku jest bardzo kiepsko”. – Problem z drugą interną pojawił się, gdy 3 młode lekarki naraz poszły na świadczenia związane z macierzyństwem – przypomniał powód zawieszenia oddziału. Rudnik pociesza, że z oddziałem otolaryngologicznym też było źle i przez 3 tygodnie nie działał ale zainteresowani lekarze się znaleźli i już pracują tam normalnie.
Rudnik wyjaśnił, że na likwidacji nie ucierpiał szpitalny personel, który przeszedł na inne oddziały. Na zamkniętej internie jest pusto. – Nie sprzątamy tam nawet – dodał.
Kontrakt niezagrożony
Radny z raciborskiej Płoni Paweł Płonka zastanawiał się głośno czy szpital nie będzie miał, po spodziewanej likwidacji, problemów z reaktywacją drugiego wewnętrznego.
– Jak nie będziemy wypracowywali kontraktu to możemy go stracić – przekazał dyrektorowi. – Wykorzystujemy go, jedziemy na całość. Nigdy nie było przypadku odmowy udzielenia świadczeń – odparł R. Rudnik. Członek zarządu powiatu Andrzej Chroboczek dorzucił, że „tyle ile przerobimy, tyle dostaniemy”. Przewodniczący komisji zdrowia Franciszek Marcol obliczył, że szpital na zawieszeniu zyskuje, bo wykazuje oszczędności. R. Rudnik ostudził ten zapał: ale trzeba było dociążyć inne oddziały.
Pielęgniarki ocalały
Nowa radna Elżbieta Biskup skupiła się na losie pielęgniarek z interny. Usłyszała, że pielęgniarki nie są zatrudnione na konkretnych oddziałach tylko w całym szpitalu i są „przesuwane” dowolnie, zgodnie z kompetencjami. Przełożona pielęgniarek planuje im pracę tam, gdzie akurat zapotrzebowanie jest większe. Na Gamowskiej od razu przyjęto by nowych 15 pielęgniarek, bo przybywa absencji chorobowych. Zdarza się, że dotyczą aż 20% kadry. Wtedy szpital musi płacić za pracę pozostałym pielęgniarkom, w godzinach nadliczbowych. Według Rudnika są to znaczące kwoty dla szpitalnego budżetu.
Zaporowe stawki
W poszukiwaniach nowych internistów radny Józef Stukator radzi podebrać ich z lecznicy w Wodzisławiu Śląskim. – Szukamy personelu na zewnątrz. Rozmawiamy, ale rozmowy nie są łatwe, a stawki bywają zaporowe. Nie chcę psuć sobie pozostałych relacji pracowniczych. Jak 200 zł na godzinę komuś dam to „zepsuję” resztę personelu. U nas obowiązują stawki od 80 zł do 100 zł dla lekarza kontraktowego – wyjaśnił radnym Ryszard Rudnik. Przyznał, że gdyby rzucił na rynku kwotę 300 zł na godzinę to szybko skompletowałby kadrę dla zawieszonej interny.
Mariusz Weidner