Ratowanie poradni to operacja na cito
Z psycholog Danutą Hryniewicz – wiceprezesem Stowarzyszenia Przyjaciół Człowieka „Tęcza” rozmawia Katarzyna Gruchot.
– NFZ nie przyznał kontraktu raciborskiej Poradni Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia od Alkoholu. Czy samorządowcy naszego powiatu powinni go w finansowaniu palcówki zdrowia wyręczyć?
– Leczenie nie jest zadaniem samorządu, ale jego obowiązkiem jest zabezpieczenie potrzeb mieszkańców. Jeśli NFZ nie przyznał poradni kontraktu to właśnie samorząd powinien zabezpieczyć możliwości leczenia osobom uzależnionym i ich rodzinom. To tak jak z subwencją oświatową, jest ona przekazywana samorządom, ale do niej i tak dokładają. Tu jest podobnie, więc udawanie, że problemu nie ma, donikąd nie prowadzi. Gdy nie ma poradni problem uzależnień nie znika, a wręcz odwrotnie. Szkody zdrowotne, finansowe, psychiczne rosną. Ponoszą je nie tylko osoby uzależnione, ale i ich współmałżonkowie i dzieci. Ponosimy je my wszyscy jako społeczeństwo, a więc ponoszą je też samorządy tylko nikt nie prowadzi takich statystyk. Zamykanie oczu na brak poradni nic nie da, bo uzależnionych jest coraz więcej, brak jest jednak lobby, które reprezentowałoby problemy i potrzeby tej grupy mieszkańców. Wciąż pokutuje stereotyp, że alkoholizm to prywatna sprawa i do tego bardzo wstydliwa. Ludzie, którzy się z tym uzależnieniem zetknęli wiedzą, że to choroba, która tak jak inne choroby wymaga leczenia. To niewyobrażalne, żeby ponad sto tysięcy mieszkańców pozbawić możliwości pomocy. Konsekwencje tej sytuacji będziemy odczuwać wszyscy.
– Komisje rozwiązywania problemów alkoholowych stawiają przede wszystkim na profilaktykę. Czy to jest dobry kierunek?
– Profilaktyka jest niezbędna, bo to ona zwiększa szansę na zdrowe życie i mądre wybory, ale musi być przemyślana. Działania powinny być uzależnione od grupy, do której mają trafiać. Inne będą dla dzieci, które nie mają jeszcze kontaktu z alkoholem, inne dla młodzieży, która używki już poznała. Jeszcze inaczej powinno się traktować osoby uzależnione. Wymaga to specjalistycznej wiedzy i specjalistycznej pracy. Kiedyś była taka tradycja, że w komisji zasiadała zawsze przynajmniej jedna osoba uzależniona, która mogła się podzielić swoim doświadczeniem i to był bardzo dobry pomysł. Gdy byłam pełnomocnikiem do spraw społecznych w Raciborzu, po raz pierwszy mieliśmy do dyspozycji pieniądze z funduszu „korkowego”, pozyskiwane od przedsiębiorców ubiegających się o zezwolenia na sprzedaż alkoholu. Pamiętam, że toczyłam wtedy boje o to, na co te pieniądze mają być przeznaczone, a trafiały na przykład na chodnik, który prowadził do boiska sportowego. Ktoś uznał że to też jest profilaktyka. Mentalność ludzi nie zmienia się. Dziś w profilaktykę można ubrać wszystko, na co potrzebne są pieniądze, ale takie nieprzemyślane działania świadczą o naszej krótkowzroczności.
– Jakie mogą być koszty społeczne tej krótkowzroczności?
– Nikt nie bierze pod uwagę tego, że alkohol jest bazą wyjściową wielu chorób, choć rzadko podaje się go jako przyczynę bezpośredniej śmierci. Pije coraz więcej kobiet, a trzeba pamiętać o tym, że 99 procent ludzi nie podejmuje leczenia z własnego wyboru. Musi być zawsze jakiś czynnik zewnętrzny, w postaci groźby zwolnienia dyscyplinarnego z pracy, zagrożenia życia albo odejścia z domu rodziny. Motywacja wewnętrzna do zmiany własnego życia pojawia się dopiero w trakcie leczenia. Na problem alkoholizmu patrzę zawsze z perspektywy dzieci. Te, których rodzice są uzależnieni, częściej przyjmują domowe wzorce jako normę.
Wśród tej grupy dzieci ryzyko, że w przyszłości one także staną się uzależnione jest czterokrotnie wyższe niż u dzieci z rodzin, w których uzależnienie nie występuje. W ten sposób wszystkie uzależnienia i dysfunkcje powracają do nas w kolejnych pokoleniach. Poradnia nie jest lekiem na wszystko, ale zwiększa szansę na pozytywne zmiany w środowisku rodzin uzależnionych. Jej brak to ryzyko tego, że problemów będzie coraz więcej, również tych z prawem.
– Czy w tej patowej sytuacji widzi pani jakieś wyjście?
– Zorganizowanie finansowanej z pieniędzy samorządów poradni byłoby takim bypassem, który na pewien czas przedłużyłby jej życie. Potem można by pomyśleć o założeniu stowarzyszenia, które poprowadziłoby poradnię i postarało się o dotacje z miasta, gmin i różnego rodzaju granty, a w następnym rozdaniu o kontrakt z NFZ. Jedno jest pewne: poradnia jest niezbędna. Nie możemy pozwolić na to, by najsłabsi członkowie naszego społeczeństwa, którymi są dzieci, pozostały w rękach osób uzależnionych. To nasz moralny obowiązek nie godzić się na tę sytuację. Trafiają do mnie dzieci ze Spektrum Zaburzeń Poalkoholowych, których matki piły w trakcie ciąży. Jest ich coraz więcej, a matek nie będzie gdzie edukować i leczyć. Jeśli chcemy mieć zdrowe społeczeństwo to musimy interweniować wcześniej. Poradnia uzależnień finansowana przez samorządy to taka operacja na cito. Nikt nie może na nią długo czekać.