Sztafeta wolności, ognisko i wspólne śpiewanie
Raciborskie obchody Narodowego Święta Niepodległości w nowej formule.
Raciborskie obchody Narodowego Święta Niepodległości rozpoczęły się od uroczystej mszy świętej w intencji ojczyzny, którą w kościele farnym odprawił ks. proboszcz Marian Obruśnik. Po mszy poczty sztandarowe, parlamentarzyści, politycy samorządowi oraz przedstawiciele instytucji i stowarzyszeń udali się przed pomnik abp. Józefa Gawliny. Tam okolicznościowe przemówienie wygłosił prezydent Dariusz Polowy.
Polski sposób na świat
Prezydent Raciborza podkreślił, że choć do odzyskania przez Polskę niepodległości nie dożył żaden z poddanych króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, to odrodzony kraj nie był oderwany od swoich korzeni. Stało się tak dzięki „polskiemu sposobowi na świat”, który przetrwał rozbiory. Cechuje go miłowanie tradycji, wolności oraz głębokie osadzenie w kulturze łacińskiej.
Dalej Dariusz Polowy mówił, że cały wiek XIX znaczą daty wydarzeń, w trakcie których nasi przodkowie ginęli za ojczyznę w myśl starożytnej maksymy Dulce et decorum est pro patria mori (miło i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę) – począwszy od wojen napoleońskich, przez powstanie listopadowe, powstanie krakowskie w 1846 r. po powstanie styczniowe.
– W 1918 roku ta sztafeta pokoleń doniosła polskość do niepodległości – powiedział D. Polowy, zwracając uwagę, że jedną z pierwszych decyzji niezależnego rządu polskiego było uhonorowanie pozostałych przy życiu weteranów powstania styczniowego. – W ten sposób nowa Polska oddała hołd tej ostatnie zmianie, która pałeczkę wolności doniosła do niepodległości – podkreślił prezydent.
D. Polowy przypomniał, że odzyskanie niepodległości nie oznaczało końca walki, którą kontynuowano w czasie wojny polsko–bolszewickiej, powstań śląskich, w roku 1939, w trakcie II wojny światowej, a także po jej zakończeniu przez Żołnierzy Niezłomnych.
Żeby Polska była jak najlepsza
– Spójrzmy na tę sztafetę osobiście. W 1963 r. (data śmierci ostatniego Żołnierza Niezłomnego – Józefa Franczaka ps. Lalek) nie było mnie jeszcze na świecie. W 1970 roku miałem cztery lata i nic nie pamiętam z tego, co się działo na wybrzeżu. Powstanie „Solidarności” przeżyłem już świadomie, a w latach 80–tych dołożyłem swoją skromną cegiełkę oporu przeciwko komunizmowi – kontynuował Dariusz Polowy.
Prezydent Raciborza przypominał zebranym, że „ta sztafeta ciągle trwa i my jesteśmy jej częścią”. Ponosimy odpowiedzialność zarówno wobec naszych poprzedników, jak i naszych następców. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby Polska była jak najlepsza i wykorzystała szansę, którą ma obecnie. – Moim zdaniem tę szansę wykorzystujemy. To jest dobry czas dla Polski, dobry czas dla Raciborza i regionu – zakończył.
Po przemówieniu przyszła pora na złożenie kwiatów pod pomnikiem abp. Józefa Gawliny.
To nie jest tylko dzień wolny od pracy
Raciborskie obchody Narodowego Święta Niepodległości kontynuowano po godz. 16.00 na rynku. Przy blasku i cieple ogniska śpiewano pieśni patriotyczne, m.in. „Hej, hej, ułani”, „Rozkwitały pąki białych róż”, czy „O mój rozmarynie”. Przybyli na rynek mieszkańcy mogli również posilić się grochówką.
– Chcieliśmy kontynuować poranne uroczystości. Tak żebyśmy jako raciborzanie mogli razem cieszyć się niepodległością wywalczoną przez naszych przodków. Warto pamiętać, że nie jest to tylko dzień wolny od pracy, ale ważne święto w całej naszej ojczyźnie – powiedział nam wiceprezydent Michał Fita. Zastępca prezydenta przyznał, że formuła wydarzenia ewoluowała. – Skoro pieśni, to może też ognisko. A jak ognisko, to może też grochówka – dodał M. Fita.
„My, Pierwsza Brygada” i nie tyko
Zapytaliśmy napotkanych na raciborskim rynku ludzi kultury i samorządowców o ich ulubione pieśni i piosenki patriotyczne. – Najbardziej bliska jest mi piosenka z filmu „Czarny czwartek”, czyli „Ballada o Janku Wiśniewskim”. To utwór z czasów, kiedy budowaliśmy wolną Polskę. Lubię również wszystkie piosenki Jacka Kaczmarskiego – powiedział nam Andrzej Śliwicki, animator w Raciborskim Centrum Kultury. A. Śliwicki dodał, że „nie przepada za zbędnym patosem”.
Michał Fita lubi „wszystkie piosenki legionowe”. – Nauczyła mnie ich moja babcia, gdy byłem dzieckiem – powiedział nam wiceprezydent Raciborza. Ulubiona pieśń patriotyczna Dariusza Polowego to „My, Pierwsza Brygda”. Tę samą pieśń lubi najbardziej Katarzyna Dutkiewicz (była posłanka oraz radna powiatowa). – Jako dziecko z lat 70–tych słuchałam z rodzicami płyt z tymi pieśniami na adapterze. Cieszę się, że dziś będę miała okazję zaśpiewać te piosenki razem z innymi raciborzanami. Cieszę się, że nie tylko czcimy pamięć o naszych przodkach walczących o wolność, ale też cieszymy się tą wolnością – powiedziała nam tuż przed rozpoczęciem wspólnego śpiewania na raciborskim rynku.
„O mój rozmarynie” oraz „My, Pierwsza Brygada” to z kolei ulubione pieśni dyrektor Raciborskiego Centrum Kultury Joanny Maksym–Benczew. Oprócz nich ceni również utwory bliższe naszym czasom, przede wszystkim „Nie pytaj o Polskę” Grzegorza Ciechowskiego, „Polskę” grupy Kult oraz piosenki Jacka Kaczmarskiego. – To patriotyczne utwory, które kojarzą mi się z moją młodością – wyjaśnia dyrektor RCK.
(żet)
Komentarz: Wojtek Żołneczko
Krok we właściwym kierunku
Kilkaset osób, które w chłodne listopadowe popołudnie wyszło z domów i przyszło na rynek, aby razem świętować odzyskanie przez Polskę niepodległości to najlepszy dowód na trafność tej inicjatywy. 11 listopada zobaczyliśmy wyraźnie, że taka potrzeba była w Raciborzu, tylko do tej pory nikt nie fatygował się, aby na nią odpowiedzieć. Oczywiście, można czepiać się, że rynek to nie najlepsze miejsce na ognisko, a biesiadowanie z darmową grochówką nie licuje do podniosłego charakteru patriotycznych pieśni. Jednak lepsze to niż siedzenie przed telewizorem i oglądanie relacji z patriotycznych obchodów w innych miastach czy też emocjonowanie się warszawskim marszem niepodległości (będzie zadyma, czy nie?).
Raciborskimi obchodami Narodowego Święta Niepodległości A.D. 2019 udowodniono też, że nie każda miejska impreza musi kosztować kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czasem wystarczy skromny pomysł, by bez fanfaronady cieszyć się tym, czego na co dzień sobie nie uświadamiamy.