Dzień Niepodległości na dachu Hiszpanii
Druga wyprawa projektu „Korona Europy dla miasta Racibórz” – której celem był położony 3479 m n.p.m. hiszpański szczyt Mulhacen – zakończyła się sukcesem.
W naszą drugą podróż wyruszyliśmy w południe 9 listopada w stronę krakowskiego lotniska, gdzie czekał na nas bezpośredni lot do Malagi. Przed godz. 21.00 byliśmy już w Maladze. Naszym zadaniem była nie tylko wspinaczka, lecz także poznanie kraju. Dlatego też pierwszy z trzech dni zaplanowaliśmy na zwiedzanie Gibraltaru. Kraj nas po prostu zauroczył.
Czterech śmiałków
11 listopada, w 101. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę, postanowiliśmy wejść na dach europejskiej części Hiszpanii – Mulhacen (3479 m n.p.m.). O godzinie 6.30 wyruszyliśmy ze wzgórza Hoya de la Mora. Przed nami było aż 18 km drogi na szczyt. Nasza trójka (Szymon Warsz, Marek Warsz oraz Dawid Łomnicki – red.) razem z Darkiem Hoińskim na pokładzie narzuciła świetne tempo. Praktycznie przez całą drogę towarzyszyła nam kilkucentymetrowa warstwa zmrożonego śniegu. Wschód słońca „dopadł” nas przed godziną 8.00. Przepiękne barwy szczytów spotęgowały nasze zdumienie tymi górami podczas wyprawy. Przez znaczną większość czasu poruszaliśmy się po najwyżej położonej w Europie trasie rowerowej. O godzinie 9.30 dotarliśmy do pierwszego schronu w drodze na szczyt. Tam zaczęło się robić już naprawdę wietrznie. Po szybkiej przekąsce ruszyliśmy dalej.
Pomiędzy pierwszym a drugim schronem droga wiodła na przemian w górę i w dół. Wiatr już wtedy dochodził do 80
km/h, co znacznie utrudniało poruszanie się. O godzinie 13.00 dotarliśmy do drugiego schronu. Od szczytu dzieliło nas jeszcze 2,5 km. Nie sądziliśmy, że będzie to prawdziwa walka o przetrwanie.
Co tam się działo...
Myśleliśmy, że nas porwie. Prędkość wiatru w porywach dochodziła do 120 km/h i prawie uniemożliwiała wspinaczkę. Co chwilę dostawaliśmy w twarz zmrożonym śniegiem i lodem. O godz. 15.00 zameldowaliśmy się na szczycie. Tam na szczęście wiatr troszkę osłabł, co pozwoliło na zrobienie zdjęć z flagami sponsorów (choć temperatura dochodziła do -20 stopni, a ręce zamarzały).
Droga powrotna była równie uciążliwa. Wiatr nie osłabł, a wręcz mieliśmy wrażenie, że był jeszcze silniejszy. Po godzinie 20.00 dotarliśmy do samochodu. Byliśmy cali skuci lodem i wyglądaliśmy jak śnieżne bałwany. Ten Dzień Niepodległości z pewnością zapamiętamy na długo.
Marek Warsz