Decyzji co do likwidacji szkół nie ma i nie wiadomo czy będzie
Trzecie ze spotkań prezydentami z rodzicami uczniów szkół w centrum Raciborza przyniosło jeden ważny konkret. Po dodatkowych analizach z dyskusji o ewentualnej likwidacji szkoły, urzędnicy uznali, że ten zamiar nie dotyczy SP18.
Gdy rodzice pokazali prezydentowi swoją analizę wolnych miejsc w szkołach, Dariusz Polowy zapowiedział, że jego urzędnicy z wydziału edukacji wykonają nowe pomiary pojemności szkół. Naczelnik miejskiej oświaty Krzysztof Żychski wizytował 4 placówki w centrum i tam dokonał stosownych obliczeń. Swoje dane zaprezentował uczestnikom spotkania w sali Błękitnej w magistracie 12 grudnia.
Strata czasu
– Jaki był cel tych pomiarów? – to pierwsze pytanie jakie padło na trzecim już spotkaniu rodziców z centrum Raciborza z włodarzem. – Chodziło nam o weryfikację naszych danych z państwa wersją. I stany faktyczne chcieliśmy nanieść w posiadanej dokumentacji. Sprawdzić jej zgodność z rzeczywistością – tłumaczył prezydent.
Zebrani od razu powątpiewali w rzetelność pracy naczelnika. – To strata czasu, możliwość popełnienia błędów jest bardzo duża – mówił Sebastian Dworak, który w trakcie spotkań z władzą wyrósł na lidera protestujących rodziców. Wolał rozmawiać o alternatywach oszczędności poczynionych na likwidacji którejś ze szkół. – Wy macie z góry ustalony cel i dążycie do realizacji. Czy my stracimy dziś czas? – dopytywał.
Nie tak miało być
Rodzice byli zaskoczeni przeliczaniem kubatury pomieszczeń. – Padła propozycja żeby pan i naczelnik przeszli się po szkołach i zobaczyli jak klasy są zajęte, zapełnione, żebyście sami przeżyli przerwę w szkole. Nam nie chodziło o szukanie metrów kwadratowych – mówiła matka ucznia z SP4. Szefowi miejskiej edukacji zarzucono, że dokonywał pomiarów, aby można było „dopychać” przenoszonych uczniów do placówek, gdzie znajdzie się wolne miejsce. Kwestionowano też metodę jego pomiarów, bo sprawdzał długość i szerokość, ale nie uwzględniał wysokości.
Żychski podawał dane o liczbie sal i uczniów w szkole i pytał dyrektorów placówek czy zgadzają się z jego wersją. Najdłużej polemizowała dyrekcja SP 15. – W newralgicznych godzinach mamy tyle dzieci, że muszą być dzielone na dwa pomieszczenia, w zajęciach grupowych – mówiła wicedyrektor Joanna Paszkowska. Naczelnik z prezydentem korygowali swoje dane na bieżąco wskutek wyjaśnień gospodarzy szkół. S. Dworak skrytykował głośno pracę szefa wydziału. – Pan popełnił mnóstwo błędów. Czy tutaj powinniśmy weryfikować te błędy? Był pan przecież w szkołach. Dlaczego tam pan tego nie zrobił? Ma pan poszatkowane, podziurawione dane. Przyszliśmy mówić dziś o konkretach, a tylko korygujemy pana błędy – grzmiał rodzic.
Powiedzcie co chcecie
Urzędnicza prezentacja trwała, zebrani niecierpliwili się. Dał temu wyraz dyrektor SP18 Mariusz Kaleta domagając się od prezydenta i naczelnika, by „przeszli do ostatniego slajdu”. – Chcecie zlikwidować którąś szkołę, to powiedzcie którą – stwierdził.
Przybyli stwierdzili, że w WEKiS powinni wziąć pod uwagę plany zajęć i ich dostosowanie do liczby sal lekcyjnych. Urzędnicy nie poruszali też problemu braków kadrowych – „wędrujących nauczycieli”, którzy muszą pracować w kilku miejscach. – Obwarowań jest bardzo dużo – podkreślił dyrektor SP15 Dariusz Malinowski.
Sebastian Dworak oznajmił, że jest zażenowany tym co słyszy, bo prezydent obiecywał, że naczelnik wydziału będzie przygotowany, a ponieważ jego zdaniem nie jest, to on nie widzi sensu uczestniczenia w tym spotkaniu. Krytykował K. Żychskiego za kwestionowanie wyliczeń wybitnego fachowca z Vulcanu. Szef edukacji bronił się, że opiera się na danych pochodzących bezpośrednio od dyrektorów szkół. Podał przykład rozbieżności w analizie firmy Vulcan.
Dzieci z krwi i kości
Sporem Dworaka i Żychskiego „zszokowana” była członkini rady rodziców z SP4. – Traktuje pan nas jak bandę rozwrzeszczanych dzieciaków. Neguje pan informacje od dyrektorów. Do czego państwo dążycie? Co państwo proponujecie? Tu chodzi o dzieci z krwi i kości, a nie liczby – zwróciła się do organizatorów spotkania.
Prezydent Polowy tłumaczył, że urząd ma analizę, z której wynika, że w szkołach jest nadmiar wolnych miejsc. – Moim obowiązkiem jest pochylić się nad takimi danymi. Niczego nie ukrywamy – zaznaczył włodarz.
Dyrektor Malinowski rzucił, że naczelnik mierzył w szkole nawet pomieszczenia, gdzie składuje się ziemniaki, co go zdziwiło. Prezydent wyjaśnił, że chodziło o aktualizację danych dla urzędu, wykorzystanie okazji. – Jak już ktoś idzie, to pomierzy wszystko – zaznaczył.
Zagubieni
Anna Nowak – Malcherek związkowiec ZNP i informatyczka zarzuciła Żychskiemu, że pomiary należy robić czterokrotnie by uniknąć błędów. – Jak pan mierzył biuro związkowe, to nie było czterech pomiarów – zauważyła. Naczelnik podkreślił, że podczas robienia pomiarów, towarzyszący mu dyrektorzy nie kwestionowali jego metod. Poprosił Dariusza Malinowskiego o potwierdzenie, ale ten odparł, że on na pomiarach się nie zna. – Traktujmy się poważnie. Nie ma esencji tego spotkania. Co ono ma na celu? Wszyscy już się gubimy – stwierdziła członkini ZNP.
Włodarz odpowiedział, że nigdy nie powiedział, że podjął jakąś decyzję w sprawie szkół. Wyjaśnił, że wciąż sprawdza temat nadmiaru miejsc w placówkach.
Kurator zablokuje
– Kwestionujecie wszystko: zdanie dyrektorów, specjalistów, rodziców. Z państwa strony nie widzę fachowej wiedzy. Zajmujecie się tym czy w metrze kwadratowym można upchać czwórkę dzieci i czy zmieszczą się w piwnicy SP15. Gratuluję! – gorzko skomentował Sebastian Dworak. – Nie wypowiedzieliśmy tego, nie mieliśmy nawet intencji tak mówić. To nie ten poziom dyskusji – oznajmił D. Polowy i apelował o dyscyplinę rozmów, w których jemu wciąż ktoś przeszkadza i nie daje odpowiedzieć.
Rodzice powiedzieli prezydentowi, że mają zapewnienie z Kuratorium Oświaty, że tam zamiar likwidacji dużej szkoły w centrum Raciborza zostanie zablokowany. – To się jeszcze w Polsce nie zdarzyło – podkreślali zdanie usłyszane od nadzoru pedagogicznego.
My się tu dusimy
Po dwóch godzinach rozmów pojawiły się uwagi o „daleko idącej kreatywności urzędników” i „mydleniu oczu”. Grzegorz Miketiuk ocenił, że urzędnicy stosują „zagrywki negocjacyjne”. Ironizował, że robią to dobrze. – Uważamy za błąd rozważanie zamykania szkoły, tymczasem państwo skupiacie się na inwentaryzacji. To nie jest cel tego spotkania. Powinniśmy znaleźć optymalne rozwiązanie dla funkcjonowania czterech szkół w centrum. A my się tu dusimy. Próbujecie przetrzymać przeciwnika, wprowadzić sytuację nerwową. My uważamy, że z oświatą jest dobrze i szkoły w tej formie powinny zostać. Nie widzimy podstaw by zamykać którąkolwiek. Dzieci to nie pionki na szachownicy, żeby je przesuwać – podkreślił rodzic, który 15 lat pracował w oświacie.
Nauczycielka, która uczyła syna prezydenta apelowała do niego, aby skupił się na dyskusji z przedsiębiorcami, zamiast zajmować się oszczędnościami w oświacie. – Żeby miasto było bogate, powstawały nowe przedsiębiorstwa. Szkoły są dobrze prowadzone, wyposażone, a rodzice zadowoleni. Jeśli mamy kanapkę z szynką to mamy jeść suchy chleb? Dlaczego tak? – dziwiła się.
Komfort gabinetu
Włodarz odparł, że sytuacja finansowa Miasta „nie jest najweselsza”. – Trzeba podjąć działania i to na krótką metę, by zdolność do absorpcji środków unijnych była jak największa. To dotyczy wszystkich dziedzin, na które można uzyskać dofinansowanie – mówił Polowy. – Mógłbym temat oświaty odłożyć i komfortowo siedzieć w gabinecie – zaznaczył.
Prezydent kolejny raz dementował pogłoski, że urząd zamierza forsować 30-osobowe klasy i naukę na dwie zmiany w szkołach. Tym zapewnieniom nie dawał wiary Sebastian Dworak, wskazując na błędy jakie popełnił jego zdaniem naczelnik Żychski. – Jaka jest wasza wiarygodność? – pytał.
Rodzice uważają, że za likwidację szkoły zapłacą swoim zdrowiem psychicznym ich dzieci. – Wskutek stresu i lęków – podkreślali. Ostrzegali prezydenta, że zabiorą z Raciborza swoje pociechy i zapiszą je do szkół w gminach ościennych. – Stracicie na subwencji, odejdzie 200 dzieci – argumentowali.
– Niech pan się uderzy w pierś. Źle to przeprowadziłem – apelowała do Polowego szefowa rady rodziców z SP15 Anna Jakubowska.
Radni w szkołach
Głos zabrał Piotr Klima, jeden z trzech radnych obecnych na spotkaniu. – Temat nie jest nam obcy. Dyskutujemy nad nim na klubach, w komisjach. Na dziś sam nie wiem jaką decyzję podjąłbym w tej sprawie. Słyszę sprzeczne dane. Padają oskarżenia, są inne wyliczenia – stwierdził przewodniczący komisji gospodarki miejskiej. Podkreślił, że istotne będzie jaki skutek dla budżetu miasta zrodzi taka czy inna decyzja.
W styczniu radni chcą wizytować szkoły w centrum, by zapoznać się z ich bieżącą działalnością. – Będziemy mądrzejsi po tych wizytach – dodał.
Rodzice zażądali od szefa miejskiej oświaty by przygotował symulację planów zajęć dla różnych wariantów likwidacji którejś ze szkół, z uwzględnieniem przenosin uczniów.
D. Polowy pochwalił się rodzicom, że urząd pozyskał 1,8 mln zł z funduszy unijnych na edukacyjny projekt w przedszkolach. Samorządowcy starają się też o kolejne środki, tym razem na projekt szkolny.
Ocalona
Końcowe podliczenia dokonane w urzędzie 12 grudnia doprowadziły do konkluzji, że w dalszych rozważaniach nad losem szkół w centrum nie będzie brana pod uwagę SP18. Jej likwidacja dałaby najgorszy z możliwych wyników oczekiwanych przez magistrat. Na czoło tego rankingu zysków i strat wysunęły się SP4 i SP13.
– Czy zdecydujemy się na pogrzebanie pustych sal czy zostawimy problem na później to jest nasz wybór jako wszystkich mieszkańców. Są jeszcze rzeczy, których dziś nie wiemy jeśli chodzi o nowe wydatki, a te wymagania na pewno się pojawią. Ale możemy uznać jak z aquaparkiem – chcemy go i mamy, choć doń dopłacamy. Chcemy czterech szkół w centrum i 1000 miejsc wolnych to możemy je mieć, a ja się skupię na innych sprawach w samorządzie. Pamiętajmy, że problemy z oświatą są teraz powszechne w Polsce – mówił prezydent Raciborza. Nadmienił też, że przez 23 lata nie zrobiono w Raciborzu nic by uniknąć obecnej sytuacji. Od 1996 roku ubyła w mieście połowa uczniów ze szkół, a kadry i obiektów tak dużo tu nie zredukowano.
Mariusz Weidner