Jak jest prawdziwa wartość złotych obrączek?
Złoty jubileusz małżeństwa obchodziło 8 stycznia w Raciborzu 8 par, z których większość brała ślub w 1969 roku. Uroczystość poprowadziła dla nich kierownik USC Katarzyna Kalus, a medale wręczył prezydent miasta Dariusz Polowy.
Szefowa Urzędu Stanu Cywilnego w Raciborzu podkreśliła, że obecni w Pałacu Ślubów dowiedli trwałości swego związku, który przetrwał 50 lat. – Dotrzymali państwo przyrzeczenia sprzed pół wieku, że wasze małżeństwo będzie zgodne, szczęśliwe i trwałe. Składaliście je u wiosny swego życia i to zobowiązanie okazało się rzetelne, wypełniliście je. Stanowicie wzór dla wszystkich, fundament rodziny – podkreśliła Katarzyna Kalus.
Głowa miasta zaznaczyła, że 50 lat pożycia małżeńskiego przy 53 latach życia Dariusza Polowego, daje jubilatom znaczną przewagę w doświadczeniu życiowym. – Ale coś już na ten temat wiem – uśmiechnął się Dariusz Polowy. Zapytał zgromadzonych, czy wiedzą ile są warte ich obrączki małżeńskie.
– To jakieś 2 gramy złota, pewnie kosztują jakieś 1000 zł. Ale mają inną wartość: lata wspólnej wędrówki przez życie, te radości i kłopoty. Panom jest łatwiej w tej wędrówce, a paniom trudniej. Dla mężczyzny małżeństwo jest zawinięciem do szczęśliwego portu. Dla kobiety jest otwarciem się oceanu, bo zadba, aby dom funkcjonował, jak należy – opowiadał w Pałacu Ślubów Dariusz Polowy.
Podzielił się także receptą na szczęśliwe małżeństwo, którą stara się wprowadzać w swoim związku. Mężczyzna, który wskazał tę receptę prezydentowi, umówił się z żoną, że ona będzie w małżeństwie odpowiedzialna za te drobne rzeczy, a on będzie wkraczał, gdy pojawią się poważne problemy. – Chwalić Boga takich poważnych problemów nigdy nie było – stwierdził włodarz, wywołując uśmiechy na twarzach jubilatów.
Polowy dodał, że mężczyzna nie dostrzega wszystkich szczegółów budujących związek i dlatego dziękuje on wszystkim paniom, że wytrzymują ze swoimi mężami. – Wiem, że nie jest to łatwe, a panom gratuluję, że nie dostarczyli małżonkom zbyt wielu kłopotów – podsumował prezydent Raciborza. Towarzyszyła mu w Pałacu Ślubów rzeczniczka prasowa urzędu miasta Lucyna Siwek.
(ma.w)
- Urszula i Henryk Cieślikowie. Obydwoje pochodzą z Markowic i tam się poznali na zabawie tanecznej. Odkąd zatańczyli to już się nie rozstawali. Ślub brali w Nędzy, we wrześniu. Pogoda była piękna, choć dzień zaczął się od mgły. – To jak w związku, na początku nie wiadomo co z niego wyjdzie – śmieje się pani Urszula. Pan Henryk był nauczycielem w Budowlance, a żona ekspedientką w markowickim sklepie. Wychowali dwie córki, mają czterech wnuków, najmłodszy ma 14 lat. – Szczęście, miłość i radość są najważniejsze w budowie udanego związku – radzą jubilaci młodym.
- Krystyna i Jan Kasprzyccy. – Znamy się niemal od zawsze – uśmiecha się żona. Wpierw była znajomość, później przyjaźń, a z niej zrodziła się miłość. Para pochodzi z Kietrza. W 1972 roku przeprowadziła się do Raciborza. Pan Jan pracował w milicji, a małżonkę raciborzanie znają jako aptekarkę. Mają dwoje dzieci i dwoje wnucząt, jak mówi o nich babcia: wspaniałe, przekochane bliźniaczki. – Trzeba się nawzajem szanować i chcieć wspólnie iść przez życie – mówi pani Krystyna o recepcie na długowieczny związek.
- Janina i Andrzej Popardowscy. Spotkali się po raz pierwszy w Kawiarni NOT i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Randki zaczęły się w czerwcu, a w listopadzie odbył się ich ślub. Ceremonia miała miejsce w kościele w Krowiarkach, bo panna młoda pochodzi z Makowa. – Pogodę mieliśmy piękną – wspomina jubilatka. Wychowali dwóch synów i córkę. Wnucząt bawią już troje, najmłodsza w tym gronie wnuczka ma 12 lat. Jak dożyć Złotych Godów? – To teoretycznie rzecz prosta: nie wytykać błędów, a pochwalać zalety. Tyle, że to teoria, a życie biegnie swoim torem – uśmiecha się pan Andrzej, związany zawodowo z koleją.
- Marianna i Edward Kałdońscy. Mężczyzna pochodzi z okolic Wielunia, a jego wybranka z ziemi częstochowskiej. Poznali się na weselu kuzynki. Do Raciborza trafili za chlebem i mieszkaniem. On związał się po odbyciu służby wojskowej z Zakładem Karnym, ona z wodociągami. Wychowali troje dzieci – dwóch synów i córkę. Mają już sześcioro wnucząt – 2 dziewczynki i 4 chłopców. – Trzeba się kochać, iść na kompromis w sytuacjach spornych i być sobie wiernymi – wylicza receptę na trwałe pożycie pan Edward.
- Jadwiga i Tadeusz Chrzanowscy. Ich uczucie zrodziło się na zabawie w Kuźni Raciborskiej. Pan Tadeusz był pracownikiem Rafametu, a pani Jadwiga pracowała jako wychowawca na półkoloniach. Pobrali się w święta Bożego Narodzenia – 26 grudnia 1968 roku. Są rodzicami dwóch córek – Ewy i Beaty i cieszą się pięciorgiem wnucząt (chłopiec i 4 dziewczyny). – Mamy już jednego prawnuka, a kolejne dzieciątko jest w drodze – podkreśla babcia. Jak doczekać Złotych Godów? – Po prostu zgodnie żyć, do przodu i nie oglądać się za siebie – kwitują małżonkowie. Pana Tadeusza wielu raciborzan pamięta jako jednego z najsłynniejszych raciborskich złotników, który długie lata miał pracownię przy ul Chopina.
- Łucja i Krystian Ciężkowscy. Mieszkają w Oborze. On pochodzi z Rudnika, ona z Płoni. Połączyło ich zamiłowanie do tańca. Wspólnie bawili się na dancingach w dzisiejszym RDK. Po kilku potańcówkach zaczęli ze sobą „chodzić”. – Mąż najlepiej tańczy tango – ocenia małżonka. Ślub odbył się w październiku, w pogodną sobotę. Pani Łucja pracowała w ZEW-ie, a pan Krystian był nadsztygarem BHP w kopalni „Anna” w Pszowie. Wychowali 2 córki i syna. Mają sześcioro wnucząt (3 chłopców i 3 dziewczynki). Najmłodsze z nich ma roczek. – Wyrozumiałość i ustępliwość zapewnią długie pożycie – podkreślają jubilaci.
- Krystyna i Jerzy Ciepielewscy. Wybranek wpadł w oko pani Krystynie, kiedy służył w wojsku. Na jednej z potańcówek znalazła w nim bratnią duszę. Działo się to na Lubelszczyźnie, skąd para już jako małżonkowie, przeniosła się do Raciborza za pracą i mieszkaniem. Zawodowo związali się z kolejnictwem. On pracował w PKP, ona w Kolzamie. Ich ślub wypadł 3 maja. Wesele odbyło się w rodzinnym domu panny młodej. Para ma dwóch synów. – Szybko nam zleciało to pół wieku, nawet człowiek sobie nie uświadamiał, że to już tyle lat – skwitowali małżonkowie.
- Irena i Marek Wawrzkiewiczowie. Znają się od szkoły podstawowej. Choć drogi edukacyjne później im się rozeszły, to po skończonej nauce znów się spotkali i postanowili już się nie rozstawać. Pochodzą z woj. świętokrzyskiego. Do Raciborza trafili za pracą, już jako małżonkowie – ślub był w czerwcu. Ona znalazła ją w ZEW-ie, on w Rafako. Wychowali syna i córkę, mają dwie wnuczki. – Przez tyle lat w małżeństwie to różnie bywa, nie zawsze jest idealnie, ale ważne, żeby się układało – twierdzi żona, a pan Marek dodaje, że kiedy para wspólnie się wszystkiego dorabia, to na kłótnie nie ma czasu.