Arek z Raciborza uczy siatkówki w Australii
Arkadiusz Grzelak początkowo nie potrafił się przebić do składu kadetów AZS Rafako Racibórz, teraz uczy gry w siatkówkę w Melbourne w Australii.
– Początki były trudne, ale w końcu dostałem się do kadetów AZS-u Rafako. Później trafiłem do młodej ZAKSY w Kędzierzynie-Koźlu. Następnie wróciłem do raciborskiego AZS-u już w drużynie seniorów. To był mój pierwszy sezon w Rafako i jednocześnie ostatni. Potem w Raciborzu siatkówka zaczęła obniżać loty, a ja wyjechałem z kraju. Szukałem szczęścia pracując w Niemczech, Austrii, Anglii i Norwegii – wspominał 27-letni raciborzanin.
Arek miał plan na kolejne lata. Chciał wyjechać do Stanów Zjednoczonych na studia ratownictwa wodnego, tam też chciał zająć się siatkówką. – Miałem już wszystko dogadane z uczelnią w Bostonie, ale nie dostałem wizy. Konsul stwierdził u mnie zbyt koczowniczy tryb życia. Później z sukcesem złożyłem papiery do Marynarki Wojennej w Gdańsku, a w międzyczasie zaaplikowałem na studia biznesowe w Australii, na które się dostałem, a więc wygrała ta opcja – powiedział Arek.
Pozostaje spytać dlaczego tak odległe punkty na ziemi? Stany Zjednoczone, Australia? – Lubię dalekie podróże. Kręciło mnie, żeby wyjechać gdzieś poza Europę. Australia była według mnie krajem, w którym można zarobić i jest tam ciepło. Chciałem zrobić coś ponadprzeciętnego, żeby wybić się z Europy i poznać nowe narody – tłumaczył raciborzanin.
Po kupieniu biletu lotniczego Arek w 2016 roku wyleciał do Australii mając w kieszeni parę dolarów. Zaczął studia i pracę w Sydney. Po dwóch latach nosił się z zamiarem powrotu do Europy, ale najpierw poleciał do Melbourne. – Zacząłem trenować siatkówkę, a później grać w lidze stanowej, poznałem tam dziewczynę Cinthię, która też interesowała się siatkówką. To Brazylijka urodzona w Sao Paulo o chińskich korzeniach. Zacząłem zajmować się siatkówką, bo zastałem tam bardzo słaby poziom w tej dyscyplinie sportowej. Nie ma tam praktycznie żadnego szkolenia, a w całej Australii jest „osiemnastu” profesjonalnych siatkarzy. Siatkówka jest którąś dyscypliną z kolei, jeśli chodzi o popularność. Tam sportem narodowym jest footy, czyli coś jak rugby – powiedział Arek.
Dzięki graniu w siatkówkę Arek miał coraz więcej zapytań o treningi zainteresowanych osób. – Poznałem tam nowych ludzi, dużo Azjatów, zauważyli, że mam całkiem niezłe pojęcie o siatkówce i sami zaproponowali czy zacząłbym im robić treningi. Najpierw było to dwóch, trzech zainteresowanych, później dziesięciu i więcej. A więc pracowałem na budowie, a po godzinach uczyłem siatkówki. W końcu Cinthia wpadła na pomysł, żeby otworzyć klub sportowy. Spełniliśmy wszystkie wymagania, porobiłem kursy trenerskie i powstał International Volleyball Club Melbourne. Międzynarodowy dlatego, że wszyscy są spoza Australii. Mam w klubie trenerów z Iranu, Włoch, Kolumbii i Stanów Zjednoczonych. Na początku wychodziłem finansowo na minus, musiałem dawać pieniądze ze swojej kieszeni. Nikt nas nie traktował serio, bardziej ludzie myśleli, że to amatorska organizacja. Robiliśmy treningi dla ludzi, którzy chcieli uprawiać sport po pracy. Po pół roku mieliśmy 30 zainteresowanych, a że opinia była dobra, to z innych klubów przychodziły do nas kolejne osoby. Zaczęliśmy dzielić ich na poziomy umiejętności, stworzyliśmy ligę amatorską, podobną do tego co funkcjonuje w Raciborzu. Po dwóch latach istnienia klubu z ligi amatorskiej wybraliśmy najlepszych zawodników i stworzyliśmy zespół, który zgłosiliśmy do ligi stanowej. Tam jest liga krajowa, ale mecze trwają miesiąc, więc popularniejsze są ligi stanowe trwające pół roku. My zaczęliśmy grać w lidze Stanu Wiktoria (Melbourne i okolice – przyp. red.). W pierwszym sezonie dotarliśmy do finału i w nim przegraliśmy z Dandenong Volleyball Club z kilkoma Polakami w składzie – opowiedział Arek.
International Volleyball Club Melbourne ciągle się rozwija. – Otworzyliśmy akademię, mamy również drużynę kobiet. Przypuszczam, że w ciągu trzech lat mamy teraz najlepiej rozwinięty klub w Australii. Chcemy też otworzyć klub w Sydney. W planach jest także organizacja różnych turniejów siatkarskich w Australii i Azji – stwierdził siatkarz z Raciborza.
Do Australii na turniej Ligi Narodów przyleciała reprezentacja Polski siatkarzy. – Jako że jestem z Polski, któregoś dnia dostałem telefon z informacją, że do Australii przylatuje reprezentacja Polski siatkarzy na Ligę Narodów i czy się nimi zaopiekuję. Obecność naszej kadry wówczas dała mi dużo, bo poznałem nowych ludzi, zarówno Polaków jak i Australijczyków, odnowiłem także kontakt z Pawłem Zatorskim, z którym trenowałem w młodej ZAKSIE – wspominał Arek.
Arek ostatnie święta spędził w Polsce, zawitał także do naszej redakcji. – Ostatnio podczas pobytu w Polsce dzięki kontaktom, które uzyskałem w Australii, dostałem propozycję bycia asystentem – statystykiem w Skrze Bełchatów, więc z tego oczywiście skorzystałem. Byłem na treningach i meczach Skry. Zawitałem także do Jastrzębia-Zdroju, gdzie trenowała kadra Australii. Po cichu liczę, że Australia podobnie jak Polska awansuje na Igrzyska Olimpijskie w Tokio, więc wtedy polecę do Japonii. Współpracuję obecnie z Markiem Lebediewem, który w Polsce znany jest jako były trener Jastrzębskiego Węgla, a teraz jest szkoleniowcem reprezentacji Australii i Aluronu Warty Zawiercie – powiedział raciborzanin.
Jakie plany na przyszłość? – W 2020 roku jeszcze pobyt w Australii i rozwijanie mojego IVCM, ale w 2021 marzyłby mi się już jakiś kontrakt trenerski i poprowadzenie drużyny, bądź być asystenetem w klubie z Azji – zakończył Arkadiusz Grzelak.
(kozz)