100 lat temu w Nowinach Raciborskich: Krwawa niedziela w Raciborzu
Ulicami Rybnika, Wodzisławia oraz Żor przeszły wielotysięczne pochody z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja. W tych miastach obyło się bez większych incydentów, czego nie można powiedzieć o Raciborzu, gdzie doszło do starć z niemieckimi aktywistami. Zapraszamy do lektury „Nowin Raciborskich” sprzed stu lat. Wojtek Żołneczko
Racibórz • 5 maja 1920 r.
Wielkie święto narodowe na Górnym Śląsku
Od wieków na Górnym Śląsku nie święcono tak narodowego święta jak właśnie w ubiegłą niedzielę. Pod sztandarem narodowym zgromadziły się wszelkie partye i stronnictwa. Jak Górny Śląsk daleki i szeroki, wszędzie zebrały się wielkie rzesze rodaków i rodaczek naszych, aby przed całym światem dać dowód swej polskości (...)
Rybnik. W pochodzie brało udział mniej więcej 48 tysięcy ludności, poza tem 20 tysięcy widzów polskich tworzyło szpaler dla pochodu. Kapel było 36, sztandarów około 200, prócz tego 150 konnych (...)
Wodzisław. Tutaj odbył się wspaniały pochód, w którym brało udział 20 tysięcy Polaków. Nastrój był podniosły (...)
Żory. Tutaj w pochodzie szło 20 tysięcy ludności. Urządzono tu napad niemiecki na dom p. Bałdyka oraz inne domy polskie. Głównym podżegaczem niemieckim jest przytem pastor Jendersie, znany hakatysta*.
Krwawa niedziela w Raciborzu
W ubiegłą niedzielę miał się odbyć w Raciborzu polski dzień kwiatków w myśl ogólnego pozwolenia komisyi koalicyjnej na urządzenie publicznych obchodów rocznicy Konstytucyi 3 Maja na całym Górnym Śląsku. Jeżeli w dzień poprzedni urządzili socyaliści niemieccy swój pochód, w którym brało około 1800 osób udział i wszystko odbyło się w spokoju – to spodziewać się należało, że i Polakom nie będzie się robiło trudności przy urządzaniu spokojnej demonstracyi, która nie miała żadnych planów zaczepnych, tylko chodziło o stwierdzenie, że i w Raciborzu oraz bliższej okolicy Polacy żyją, czego nam przeciwnicy stale zaprzeczają.
Zdaje się jednak, że niewinne białe i czerwone kwiatki podziałały na umysły szowinistów niemieckich, niby czerwona płachta na pewne czworonożne zwierzę, bo ich zdaniem wolność i równouprawnienie przysługują tylko Niemcom, ale nie – broń Boże – Polakom (...)
Jakkolwiek pozamiejscowe polskie gazety codzienne zapowiedziały obchody publiczne na niedzielę za pozwoleniem komisyi koalicyjnej na całym Górnym Śląsku – to kontroler miasta Raciborza, p. major Marcelli**, pozwoliwszy dnia poprzedniego na pochód socyalistów – Polakom pozwolenie odmówił, uważając, iż pochód socyalistów miał charakter międzynarodowy, natomiast pochód polski miałby tło narodowościowo-polityczne, co by mogło wywołać niepożądane przeciwdemonstracye po stronie niemieckiej.
Nadeszła niedziela. Rychłym rankiem przy pięknej prawdziwie majowej pogodzie, wyruszyło 10 par panienek w bieli w swoją żmudną podróż z kwiatkami. Krom drobnych szykan, na które napotkały tu i ówdzie nasze młode wysłanniczki, wszystko odbyło się w spokoju.
Burza zerwała się dopiero po godz. 2 po południu, kiedy tysięczne tłumy ludu polskiego z okolicy poczęły napływać wozami i pieszo do Strzechy. Kiedy zielonkowie (sicherheitswera***), z których każdy miał kupę wyrostków pod swoją komendą, poczęli wyrywać pojedynczym grupom sztandary i chorągiewki, przyszło już do krwawych starć. Tymczasem cała Strzecha i plac przed nią zapełniły się ludem, głowa przy głowie, niby mrowiem (...) Gdy w ostatniej chwili rozeszła się wieść, że odmówiono pozwolenia na pochód, odezwały się szemrania i cierpkie słowa wymówki w stronę koalicyi, że Niemcom na pochody się pozwala, Polakom natomiast ich się zabrania, poczem już żadna siła ludzka nie zdołała powstrzymać wzburzonego tłumu. „W pochód! W pochód!” – poczęto wołać i samorzutnie utworzył się pochód, który ruszył niby wąż olbrzymi ze Strzechy, kierując się przez Zwingerstrasse ku dalszej części miasta (...)
Jesteśmy święcie przekonani, iż na pewno nie byłoby przyszło do poważniejszych starć, gdyby nie wprost zaczepne i brutalne postępowanie zielonków, którzy krążąc automobilami po mieście, z obnażonemi szablami zastępowali pochodowi drogę, starając się go przerwać i uczestników rozpędzić. W ten sposób przyszło do krwawych starć w pobliżu starego więzienia, dalej przed landszaftą i w okolicy dworca, gdzie dopiero przybyła kompania i rozdzieliła walczących, kładąc kres dalszej bójce. Starcia powtórzyły się jeszcze w Dworcowej ulicy. Po obu stronach byli ranni. Zaznaczyć wypada, iż Polacy nie mieli żadnej broni krom zwykłych swoich kijów lub lasek.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż napad był przez pewne koła niemieckie z góry przygotowany i przez opłaconych najmitów ściśle przeprowadzony. Jeżeli mimo to nie przyszło do większego krwi rozlewu, nie było ofiar w ludziach, to należy zawdzięczać tylko zimnej krwi uczestników pochodu, którzy broniąc się, nikogo nie napastowali (...)
Kurs w podkuwaniu koni
Racibórz. Nauka w podkuwaniu koni w raciborskiej kuźni miejskiej trwa trzy miesiące. Uczniów przyjmuje się każdego czasu. Kandydaci muszą mieć poza sobą egzamin czeladnika i liczyć najmniej 19 lat życia. Dalszych wskazówek udziela mistrz kowalski Nestroy.
* Hakatą nazywano Niemiecki Związek Marchii Wschodniej, którego celem była germanizacja ziem polskich objętych zaborem niemieckim. Potocznie mianem hakatystów nazywano osoby aktywnie zabiegające o umacnianie niemczyzny oraz osłabianie polskości.
** Mowa o zarządcy Raciborza z ramienia państw ententy, które pokonały Niemcy w I wojnie światowej. Po zakończeniu konfliktu wojska sprzymierzonych tymczasowo przebywały na niektórych terytoriach Rzeszy Niemieckiej, m.in. na Górnym Śląsku, gdzie miały dopilnować przeprowadzenia plebiscytu narodowościowego, w trakcie którego mieszkańcy mieli zdecydować o przynależności państwowej Śląska.
*** Sicherheitswehr (zycherka, sicherka) – niemiecka policja bezpieczeństwa.
Racibórz • 7 maja 1920 r.
Chytra baba z Chwałowic?
Rybnik. Pewna kobieta z Chwałowic przyprowadziła na tutejszy targ kozę, za którą żądała 1000 marek. Pewien kupiec ofiarował jej 800 marek, lecz baba ani rusz za tę cenę kozy sprzedać nie chciała. Ponieważ nie znalazł się już żaden kupiec a targ się skończył, więc chciwa baba musiała kozę z powrotem prowadzić. W drodze koza objawiła atoli objawy zdychania, tak że kobieta nożem ją dobić musiała.
Widmo strajku w Radlinie
Radlin w Rybnickiem. Frakcya polska ponowiła w radzie gminnej swój wniosek na zaprowadzenie obowiązkowej nauki języka polskiego w szkole ludowej, bo w przeciwnym razie wybuchnie strejk szkolny.
Racibórz • 10 maja 1920 r.
Niemcy tracą nadzieję
Racibórz. Na prośbę wysłaną przez Towarzystwo „Rolnik” z Raciborza do niemieckiej fabryki produktów chemicznych w Gildenpfennig Staasfurt firma powyższa przysłała odpowiedź oświadczając, że sztucznego nawozu dostarczyć Towarzystwu rolniczemu nie może, ponieważ nie mogą wysyłać tak kosztowny materyał rolniczy do kraju, który tak i tak przypadnie zagranicy – a mianowicie Polsce. Oprócz tego owa niemiecka firma zaznaczyła w piśmie swem, że w żaden sposób nie może popierać zagranicę ponieważ Niemcy same cierpią wielką nędzę. Z powyższej odpowiedzi wynika jasno, że Niemcy uważają sprawę Górnego Śląska za przegraną i uważają Górny Śląsk jako zagranicę. Daremne więc wysiłki przybłędów hakatystycznych, gdyż w końcu i oni przyjdą do przekonania, że Górny Śląsk jest dla nich zagranicą.
Kultura niemiecka cofnęła się o dziesiątki lat?
Znad Odry piszą nam: Kochani Rodacy! Z przykrością poruszam tu krótko przykre zajścia niedzielne podczas pochodu polskiego w Raciborzu (...) Wypadki niedzielne pokazały, iż kultura niemiecka cofnęła się o całe dziesiątki lat wstecz. Lecz bodaj, czy Niemcy to odczują, ale jak sobie pościelą, tak się też wyśpią. My nie pójdziemy wprawdzie za przykładem Niemców, ale za to kochani braci i siostry, weźmy się do dzieła i przy głosowaniu stańmy jak mur za naszą polską ojczyzną (...)