W Pogrzebieniu podtrzymali ponad 140-letnią tradycję
Tradycji stało się zadość, choć tegoroczna odsłona różniła się od poprzednich. W Pogrzebieniu (gm. Kornowac) 4 maja zorganizowano procesję ku czci św. Floriana. Początek wydarzeniu dało potężne gradobicie, które nawiedziło wieś w 1877 roku.
Mieszkańcy rokrocznie 4 maja zbierają się, by modlitwą błagać Pana Boga zarówno o urodzaj, jak i zachowanie od klęsk, takich jak ta, która nawiedziła Pogrzebień przed 143 laty. Tegoroczne spotkanie różniło się jednak od dotąd zorganizowanych. W procesji nie wzięli udziału wierni, nie przyjechali oficjele, tłumnie nie zjawili się również koniarze, którzy od 17 lat wzbogacali procesję swoim udziałem. – Siłą danego społeczeństwa jest moc utrzymania tradycji, które w tym społeczeństwie istnieją. To jest coś, co trzyma ludzi razem i pobudza ich do dalszego działania – mówi sołtys wioski Eugeniusz Kura. Wskazuje, że z tego też względu sołectwo wspólnie z parafią zdecydowało się kultywować tradycję. Jednak z uwagi na pandemię koronawirusa liczba uczestników została ograniczona do minimum.
Procesja tradycyjnie swój początek miała przy klasztorze sióstr salezjanek. Następnie modlący się na czele z jeźdźcem Pawłem Zalasem, wiozącym krzyż, przejechali bryczką do przydrożnych krzyży, gdzie ks. Tadeusz Augustyn zmawiał modlitwę oraz skrapiał ziemię, aby wydawała obfite plony, a Pan Bóg czuwał nad rolniczą pracą, nad pogrzebieńskimi rodzinami i aby już nigdy nie powtórzyło się tragiczne w skutkach gradobicie. Nie zabrakło również przedstawiciela miejscowej straży pożarnej, druha Wojciecha Kraska, który wiózł figurę św. Floriana.
Dodatkowo rokrocznie w ramach wydarzenia uczestnicy gromadzili się na tzw. łące Rudawca. Tam na pamiątkę gradobicia zarówno dzieci, jak i dorośli podrzucali ugotowane na twardo jajka. Bo zgodnie z przekazywanymi informacjami, spadający grad miał być wielkości kurzych jaj. W tym roku zrezygnowano jednak z tej części.
(mad)