Dawid Plizga: „Nie chcę, żeby nasza gra opierała się na przypadku”
Tuż po pierwszym treningu Unii Racibórz pod okiem nowego szkoleniowca Dawida Plizgi, rozmawialiśmy z nim o tym jak widzi najbliższą przyszłość w raciborskim klubie. Rozmawiał Maciej Kozina.
– Jest dużo młodzieży w Unii Racibórz. Ma trener trochę doświadczenia z drużynami juniorskimi. Co trener sądzi o obecnej kadrze Unii?
– Fajnie, że jest ta młodzież, ale ona musi wiedzieć, że piłka seniorska i juniorska bardzo się różni. Jest ogromny przeskok między seniorami, a juniorami. Im szybciej zrozumieją, że w piłce seniorskiej trzeba nogę dołożyć i powalczyć z rywalem, tym będzie dla juniorów lepiej na przyszłość.
– Samą młodzieżą grać nie można, a więc będą potrzebne wzmocnienia. Czy trener będzie chciał za sobą ściągnąć do Raciborza doświadczonych zawodników?
– Dyrektor sportowy pracuje nad tym, żeby kadrę zasilić bardziej doświadczonymi zawodnikami, którzy pokażą dobre wzorce młodzieży. Muszę przyznać, że jestem zbudowany tym, co zobaczyłem na pierwszym treningu. Widać, że jest kilkunastu zawodników, którzy mieli z piłką do czynienia i na pewno na nich ta drużyna będzie się opierać.
– Czy został przed trenerem postawiony już jakiś cel na kolejne miesiące?
– Moim celem w Unii będzie prowadzenie gry w każdym meczu i stwarzanie więcej sytuacji do zdobycia bramki od przeciwnika. Czy je wykorzystamy, to jest już inna kwestia, ale na pewno po ostatnim gwizdku będę chciał wiedzieć dlaczego wygraliśmy, ewentualnie co się stało, że mecz przegraliśmy. Nie chcę, żeby nasza gra opierała się na przypadku.
– Kto trenera skusił do poprowadzenia klubu z klasy okręgowej? Gra w trzecioligowym ROW-ie to jednak dużo wyższy poziom.
– W ROW-ie jest wyższy poziom, ale nie po to robiłem papiery trenerskie, żeby je tylko mieć. Od paru lat myślałem, aby podążać w kierunku trenera. Nadarzyła się okazja w Raciborzu, więc postanowiłem z tego skorzystać.
– Kto się pierwszy odezwał?
– Do Unii sprowadził mnie tutaj dyrektor sportowy Maciek Kozicki. Byłem z nim na jednym z kursów trenerskich. Zapytał czy jestem zainteresowany rolą grającego trenera w Unii i doszliśmy do porozumenia.
– Jakie były pierwsze reakcje trenera na wiadomość, że będzie można poprowadzić samemu drużynę w okręgówce?
– Była to bardzo interesująca propozycja. Byłem już wstępnie dogadany z jednym klubem, ale tylko jako zawodnik. Patrząc na to, że młody nie jestem i nie będę, to bardziej odpowiadała mi opcja zostania trenerem i połączenia to z graniem w piłkę.
– Czy długo trzeba było przekonywać trenera do klubu z Raciborza? Co zadecydowało na tak?
– To, że wszystko w Unii zaczyna się od nowa, to był główny temat rozmów. Jest tworzony projekt, w którym dyrektor mnie widział jako pierwszego trenera, więc się zgodziłem. Nie trwało to długo.
– Na treningu pojawił się także Gruzin. Jaką ma trener opinię na jego temat?
– Zaza to Gruzin, którego we wcześniejszym klubie miał właśnie dyrektor sportowy. Jest to na pewno zawodnik, który jest wart uwagi i widziałbym go w moim zespole. Aczkolwiek trudno ocenić zawodnika po jednym treningu. Więcej dowiem się na pewno w meczu kontrolnym, a wszystko wyjaśni mecz mistrzowski, w którym dochodzi presja kibiców i wyniku.
– Jaki wynik trenera najbardziej satysfakcjonował? Załóżmy, że mijają dwa lata i gdzie się znajdujemy?
– Należę do ludzi bardzo ambitnych i często stawiam sobie zbyt wysokie cele. Logicznie patrząc za dwa lata możemy być w trzeciej lidze. Myślę, że jak awansujemy do czwartej ligi w tym czy następnym sezonie, to jest dość realne, żeby myśleć potem o awansie do trzeciej ligi, a z tego co wiem, to jest to zgodne z filozofią klubu, który nie ma być budowany na wariackich papierach, a spokojnie i stabilnie być przygotowanym pod każdym względem do tego, żeby grać w wyższej lidze.
– Czy zna się trener z dyrektorem Markiem Śledziem, od którego raportu zaczęła się chęć budowy nowej Unii?
– Osobiście z dyrektorem Śledziem się nie znam, ale mniej więcej znam jego koncepcję budowy akademii. Nie zawsze akademia wykreuje piłkarzy, ale ważne, że tworzy środowisko, aby dzieci aktywnie uczestniczyły i ruszały się w czasach, gdy sport cieszy się coraz mniejszym zainteresowaniem u najmłodszych.
– Jako zawodnikowi udało się panu zadebiutować w reprezentacji Polski. Jak trener wspomina tamten czas?
– Granie w reprezentacji to jest duża różnica pomiędzy naszym poziomem ligowym, a chłopakami, którzy grają za granicą. Ja w kadrze pojawiłem się w okresie, gdy powoływana do życia była reprezentacja B, w której selekcjonerzy chcieli sprawdzić przydatność zawodników z polskiej ligi. Do reprezentacji A się nie przebiłem, zakończyło się na trzech występach u trenera Smudy i Nawałki. Myślę, że przede wszystkim zabrakło mi umiejętności, ale po części też zdrowia mi brakowało w tamtym okresie.
– Ponad 200 występów w Ekstraklasie. Jest taki mecz, który trener najprzyjemniej wspomina?
– Nie miałem takiego meczu, który najmilej wspominam. Najwięcej goli, ile strzeliłem w jednym meczu ekstraklasy, to dwie bramki, akurat było to po kontuzji więzadeł. Graliśmy na stadionie Korony Kielce, wszedłem po przerwie i zdobyłem dwa gole. To była dla mnie nagroda za pracę, którą wykonałem przez 11 miesięcy na rehabilitacji, bo w tym czasie dwa razy miałem więzadło operowane.
– Spędził trener jako zawodnik dużo czasu w Lubinie, niewiele większym mieście niż Racibórz. Czy można jakoś Racibórz przyrównać do Lubina?
– Za krótko jestem w Raciborzu, żeby porównywać. Na pewno obecny Lubin dużo różni się od tego jaki ja zastałem w 2005 roku. Obecnie baza sportowa jest tam niesamowita i akademia prężnie działa. Jest to z pewnością idealne miejsce dla rozwoju każdego zawodnika.