Ikra ze skrzydeł i haczyk w zaroślach
Wędkarze namówili członków Klubu Wędkarskiego „Karaś”, żeby mimo pandemii zorganizowali tradycyjne lipcowe zawody na stawie pod pałacem w Krowiarkach. 4 lipca rywalizowało 19 uczestników, wygrał jeden z faworytów – Andrzej Wolański.
– Przemogliśmy się – przyznał Szymon Bolik z KW „Karaś” mówiąc o prośbach wędkarzy, którzy czuli już głód udziału w zawodach. Sezon w tym roku jest skromny w imprezy. – Ludzie odczuwają niedosyt – mówił nam zwycięzca imprezy Andrzej Wolański. Można było go określić mianem faworyta, bo zaliczył w Krowiarkach wiele startów i często zajmował miejsca w samym czubie. Miał fuksa w losowaniu, bo trafił na miejsce przy trzcinowisku. Akurat tam w lipcową, ciepłą sobotę nagromadziły się ryby i pan Andrzej raz po raz łapał karpia. Wiele mu się wyrwało spod wędki, ale wiele też uchwycił do siatki. – Pan Wolański używał delikatnego sprzętu, małych haczyków co okazało się dziś drogą do końcowego sukcesu – ocenił organizator zawodów Szymon Bolik.
Gdzie i jak?
Łowienie w zawodach klubu „Karaś” zaczyna się, gdy biją dzwony w pobliskim kościele o godz. 6.00 rano. Kończą kiedy dzwony znowu biją – w samo południe. Trudno tu wskazywać kandydata na zwycięzcę jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji, bo wiele zależy od losowania stanowiska wędkowania. Znawcy od razu typowali, że A. Wolański „będzie miał branie”. – Bo doświadczenie, które w wędkowaniu przychodzi z wiekiem i stażem nad wodą, mają tu znaczenie. Kto wie gdzie i jak łowić ten zwykle ma pełną siatkę – uśmiechał się współorganizator Adam Zgaślik z KW „Karaś”.
Roland Garros
W stawie pojawiły się ciekawe gatunki ryb. Choć akwen słynie z licznej populacji karasi, to są też karpie, amury i można spotkać lina. – Ryby są, nie nabrały wody w usta podczas nawalnych deszczy – uśmiechał się Bolik. Mówił też, że chętnych do łowienia w sobotę było znacznie więcej, ale akwen ma swoje ograniczenia i doszły obostrzenia pandemiczne. – Strachu już nie było, łowiliśmy w znacznym oddaleniu, 10 metrów od siebie – mówił nam A. Wolański. Organizatorzy mieli rękawiczki i maseczki. Te wszystkie organizacyjne ruchy skłoniły S. Bolika do zażartowania, że to zawody rangi Roland Garros (słynny turniej tenisowy) świata lokalnych wędkarzy. – Nie tylko powiat się tu zjechał, ale mamy w stawce obywatela RFN oraz wędkarza z Wrocławia – wyliczał Bolik.
Skąd się biorą te ryby? – Jestem wyznawcą teorii, że to kaczki z tego stawu przynoszą ikrę na skrzydłach choć koledzy z klubu przekonują mnie, że to jednak nasza praca przynosi efekty – zaznaczył jeden z organizatorów.
(ma.w)
Harald Amft Trochę słabo mi dzisiaj poszło. Chyba za gorąco na połów, bo ryby nie mają ochoty dać się złapać. W Krowiarkach jest pięknie, lubię tu łowić. W wędkowaniu lubię obcowanie z naturą. Już 20 lat mam takie hobby. Jeżdżę na akweny w Tworkowie, Ostrogu, Sudole.
Patryk Lepiorz Łowimy tu rodzinnie, z ojcem i bratem. Atmosfera jest miła, miejsce sympatyczne. Tato nawet wygrywał, ja też miałem dobre rezultaty. Dziś jednak ryby nie dopisały, samą drobnicę złapałem, nic grubszego. Bardzo dużo zależy od miejsca, trzeba mieć szczęście w losowaniu. Jestem wędkarzem, bo nad wodą można się wyciszyć, oderwać od codzienności.
Dawid Kruty Przyjechałem tu po raz pierwszy, wspólnie z ojcem. Namówił go kolega. A mnie oczywiście tato. Żeby tu wystartować trzeba bardzo wcześnie wstać, ale ja nie mam z tym problemu, bo kto łowi ryby ten rano wstaje. To jest moje hobby, ale trochę okazyjne. Nie miałem tym razem za wiele szczęścia, bo ryby nie łapały się na mój haczyk.
Tomasz z Wrocławia Rywalizuję tutaj po raz trzeci. Przyjeżdżam z Wrocławia i łączę udział w zawodach z odwiedzinami u rodziców. Znam już te wody i wiem, że ryby tu są. Dziś jednak trafiło mi się słabsze miejsce. Nie wiem, może ryby są w kwarantannie? W tych zawodach decyduje losowanie i doświadczenie. Łowię już jakiś czas, lubię wyskoczyć na ryby.
Joanna Urban Nie za bardzo mi dzisiaj poszło, ale jestem znowu jedyną kobietą w stawce, więc mój udział i tak będzie zauważony. To nie jest tak bardzo męski sport, żeby mówić, że kobiet jest w nim mało. Ja znam wiele pań, które łowią, tylko one tu nie przyjeżdżają. Myślę, że nie trzeba mieć wielkich umiejętności żeby łowić, ale najważniejsza jest chęć wzięcia wędki w dłonie.
Krzysztof z Rudnika Kolega z pracy mnie zachęcił. Nie znam tej wody, dopiero się uczę tego miejsca. Przyjechałem na ten staw po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Liczyłem na dobrą zabawę, ale to sąsiedzi mieli więcej ryb w siatkach. Poza tym chciałem się sprawdzi w metodzie na spławik, bo dawno już tak nie łowiłem. Wędkuję odkąd skończyłem 10 lat.
Andrzej Wolański z żoną Darią Moja siatka szybko się zapełniła. Wiele karpi jeszcze mi się urwało. Przyjechałem z małżonką, która też łowi. Ona kiedyś wygrała zawody w województwie opolskim. W stawce 50 wędkarzy miała najlepszy wynik – 18 karpii. p. Daria: początkowo jeździłam z przyszłym mężem na takie zawody i się nudziłam, więc poprosiłam go żeby mnie nauczył. Wciągnęłam się i łowię. Może i wśród pań nie ma za wiele amatorek tego sportu, ale ja jestem na niego napalona.