6 tygodni w kwarantannie. Dla kraju, dla urzędów nie znaczymy nic – pisze nastoletnia Natalia
Czytelniczka Nowin dzieli się gorzkimi uwagami na temat sposobu, w jaki traktowane są rodziny chorych na COVID-19 gdy trafiają na kwarantannę. – Sanepid się plącze, nikt się nami nie interesuje, pogłębia się lęk społeczny – z żalem przyznaje młoda osoba i liczy, że kogoś ruszy sumienie.
Natalia napisała do portalu nowiny.pl żeby przedstawić historię zwyczajnej rodziny na kwarantannie. – Dla sanepidu kolejnej liczby statystycznej, bo nikt się nami nie interesuje jako ludźmi – uważa Czytelniczka. Po doświadczeniach z przymusową kwarantanną, „po tym, co my teraz przeżywamy, nigdy w życiu już dobrowolnie nie zgłosiłabym się do tej pseudospołecznej instytucji”.
Jej ojciec zaobserwował u siebie objawy koronawirusa i zadzwonił do swojego lekarza rodzinnego. – Miał nadzieję, że ten lekarz zleci mu pobranie wymazu. Tak się jednak nie stało. Doktor zasugerował, że tato powinien zgłosić się sam do raciborskiego Sanepidu, więc to zrobił – relacjonuje nastoletnia Natalia.
Wyraźne objawy miał też nestor rodziny. On przechodził zakażenie najciężej. Z dziadkiem przez dwa dni nie było praktycznie kontaktu. Ciągle leżał w łóżku, przez długi czas męczył go intensywny kaszel – opisuje w liście do Nowin.
Sanepid zarządził kwarantannę od razu w dniu zgłoszenia, w połowie lipca. Po upływie tygodnia objawy choroby wystąpiły u wszystkich członków rodziny zakażonego. Natalia znalazła w internecie, że około 10 – 11 dnia kwarantanny można ubiegać się o wykonanie wymazu przez Sanepid. – Tymczasem nikt się nami nie zainteresował, mimo, że mój ojciec zgłaszał w tej instytucji, że u wszystkich są takie same objawy, jakie wystąpiły u niego. Nie zrobiono nam wtedy wymazów – wspomina Czytelniczka.
Pierwszy zakażony czyli tato zdążył ozdrowieć. Drugi wymaz u niego wyszedł ujemny i ozdrowieniec mógł już wychodzić z domu. – Tymczasem my zostaliśmy siedzieć w domu, niezbadani, bez wiedzy ile będziemy musieli tu czekać. Ponieważ u mojego dziadka według Sanepidu „musi wyjść minus”, żeby z kolei nas zbadali. Kiedy u niego pojawił się drugi plus my wciąż nie poznaliśmy odpowiedzi ile musimy czekać – przyznaje z goryczą Natalia.
Kwarantanna domowa weszła w szósty tydzień. – Mi, osobie nastoletniej, jest koszmarnie ciężko to przeżyć. Brak kontaktu ze znajomymi, do tego pogłębiający się lęk społeczny. Kontakt z psychologiem mamy do wyboru: telefonicznie, mejlowo lub przez skype. Nie ma opcji, aby ubiegać się o jakieś wizyty po kwarantannie. Nikt tego nie zapewni. Za to w gratisie są codzienne wizyty policji. Dwa razy dziennie. W kwarantannie nie ma mowy o zwyczajnym, spokojnym życiu – pisze do Nowin Czytelniczka.
Rozmowy z Sanepidem nie przyniosły nic nowego. Natalia dowiedziała się tylko tyle, że instytucja w tych okolicznościach nie może nic z tym zrobić. Wyłącznie lekarz może skierować na wymazy. – Nie wiem jakim cudem przyjęli do wymazu mojego ojca? Mam wrażenie, że w Sanepidzie plączą się cały czas. Tłumaczą się ich procedurami – twierdzi nasza Czytelniczka. Wie, że test można zrobić prywatnie – ale chodzi o wymazy dla kilku osób. Przy cenie 500 zł za jeden test to kwota paru tysięcy złotych.
Piszę to wszystko ku przestrodze. Tak naprawdę dla kraju, dla wszelkich urzędów, znaczymy jako jego obywatele tyle, co nic. Mam nadzieję, że kogoś w końcu ruszy sumienie i każdy dostanie to, na co zasługuje – kończy gorzko nastolatka z powiatu raciborskiego.
(oprac. m)