Polowy i Fita, czyli konie poniosły
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
No i doszła nam kolejna linia podziału w narodzie: 44 proc. popiera wyrzucenie wiceprezydenta Fity z roboty, 39 proc. jest przeciw, 17 proc. nie ma zdania*. Te 17 proc. to być może ci urzędnicy, którzy na pożegnanie wręczyli zwolnionemu prezent o dwuznacznej symbolice, czyli książkę i skarpetki. Ale może nie ma co się doszukiwać żadnych podtekstów. Po prostu akurat taki dwupak był w promocji w Biedrze i już.
A w ogóle, to ja jestem strasznie zdziwiony, że obaj panowie tak się poróżnili, bo przecież w kluczowych sprawach byli zgodni i w ogóle zawsze więcej ich łączyło niż dzieliło. Zacznę od najważniejszego: Polowy chciał Fitę zwolnić, a ten, o dziwo, zgadzał się, że tak musi być. W wywiadzie dla Radia 90 (dzień po dymisji) Fita sam szczerze przyznał (cytuję): „Prędzej czy później musiało to nastąpić i nastąpiło”.
Kolejna sprawa – lodowisko. Obaj bardzo chcą je wybudować. Wprawdzie Polowy za 5 baniek, a Fita za 13, ale nie bądźmy szczególarzami, gdy naród pogrążony w depresji, bo nie ma po czym się ślizgać. No i jeszcze trzeba dodać, że Polowy umówił się na łyżwy z Michałem Wosiem, a to przecież przyjaciel Fity. Jak to nie jest sielanka – pytam – to co to jest?
Panów prezydentów łączy też kawa, na której obaj dorobili się stołków w urzędzie. A konkretnie na jej rozdawaniu za fri wyborcom podczas kampanii. Wydawało się, że teraz, kiedy nie trzeba już wystawać w chłodzie po przystankach, płacić za ziarno z własnej kieszeni, a czasem nawet obsługiwać patafianów, którzy i tak nie pójdą głosować (bo np. nie odróżniają wyborów od „Wyborowej”), wspólna, codzienna kawa z profesjonalnego ekspresu, w przytulnym urzędzie, stanie się magicznym koalicyjnym misterium. A tu siurpryza i „koFITAjm”* is over…
No i wreszcie obu wodzów bez wątpienia łączy też wizjonerstwo w polityce kadrowej, zwłaszcza w zakresie nominowania szefów swoich klubów w radzie miasta. Polowy postawił na zasłużonego rajcę Klimę, licząc zapewne na jego doświadczenie i niespożytą energię. Tymczasem nieoczekiwanie szef klubu stał się samorządowym wcieleniem menedżera zdrowia Labusa, dosiadł swojego Rosynanta* i ruszył na krucjatę przeciw prezydentowi. Ta działalność zakończyła wprawdzie jego karierę szefa i członka klubu prezydenckiego, ale leniwą opozycję często wyręczała od roboty, nie mówiąc już o dostarczaniu powodów do żarcików.
Z kolei Fita namaścił na szefową swojego klubu radną Szukalską. Ona też ma swojego Rosynanta (albo przynajmniej Pegaza) i zaczęła go ostatnio ujeżdżać dość często, przy czym jest dla mnie tajemnicą, w jakim celu na niego czasem wsiadała. Bo jako doświadczona radna, obyta także w brutalnych realiach polityki, musiała mieć świadomość, że jej głosowanie przeciw koalicyjnemu partnerowi musiało w końcu wysadzić z siodła jej patrona, czyli wiceprezydenta Fitę. Po prostu dla Polowego przestało mieć sens zatrudnianie byłego i być może przyszłego wyborczego rywala, skoro ten nie zapewnia mu nawet większości podczas głosowań. Swoją drogą, ciekawe jeszcze jest to, czy głosowanie Szukalskiej przeciw Polowemu było uzgodnione z Fitą, czy po prostu Rosynant poniósł?
bozydar.nosacz@outlook.com
*wg sondażu na www.nowiny.pl – stan na 26.10.2020, godz. 9.27
** nazwa używana przez Michała Fitę w czasie ostatniej kampanii wyborcze**
***wierny koń błędnego rycerza Don Kichota towarzyszący mu w jego walce z wiatrakami i w innych przygodach