Śląska Grupa Eksploracyjna odnalazła w Rudach szczątki samolotu
„Worki złotych i srebrnych monet, skrzynie wypchane po brzegi ukraińskimi banknotami...” Brzmi bardzo niewiarygodnie, a jednak. Historia, którą próbujemy rozwikłać, wydarzyła się naprawdę! Jest udokumentowana i pobudza naszą wyobraźnię – informuje na Facebooku Śląska Grupa Eksploracyjna (ŚGE), która podjęła próbę rozwikłania ponadstuletniej zagadki katastrofy samolotu Zeppelin-Staaken w Rudach w gminie Kuźnia Raciborska. Są już pierwsze efekty podjętych działań poszukiwawczych.
ŚGE od kilku tygodni próbuje rozwikłać ponadstuletnią zagadkę katastrofy samolotu Zeppelin-Staaken. Plan grupy zakłada znalezienie jakichkolwiek pozostałości samolotu. Działania przyniosły już efekt. – 101 lat, 2 miesiące i 13 dni. Tyle dokładnie czasu, musiało minąć, aby ludzka ręka ponownie dotknęła elementów poszycia jednego z największych samolotów Europy. Europy wstrząśniętej, głodującej i opłakującej swoje ofiary – mówią przedstawiciele grupy.
Łzy radości
Pierwsze dni poszukiwań okazały się fiaskiem. Problemem był obszar wyznaczony przez ŚGE, który obejmował 70 ha. Z tego powodu akcję podzielono na etapy, a prace poszukiwawcze podejmowano weekendami. – Zawężaliśmy obszar, jednocześnie typując kolejne lokacje – mówią przedstawiciele ŚGE o podjętych krokach. I te doprowadziły ich do sukcesu. – Krok po kroku, metodycznie badaliśmy każdy skrawek lasu. Kilkuosobowa grupka penetrowała małą łączkę, by po chwili znów zanurzyć się w otchłani lasu. Zaskakujące wzniesienie przyciągnęło ich uwagę. Najpierw jeden, później drugi, forsowali dość spore podejście. U szczytu góry natrafiono na jedne z pierwszych sygnałów, wykopując resztki przetopionego od wysokiej temperatury aluminium. – Gdzie by się człowiek nie obrócił, tam były jakieś sygnały, ale ciągle brakowało tego czegoś, tej wisienki na torcie – relacjonują. Trafiono jeszcze na kilka rurek aluminiowych, ale kwintesencją i przypuszczeniem, że być może to właśnie tam odnajdą to, czego szukają, był wykopany guzik carski. I w tym miejscu około pół godziny później, kiedy zebrali się już tam wszyscy członkowie grupy poszukiwawczej, odnaleziono blaszkę z napisem Zeppelin-Werke G.m.b.H. Staaken. Były to pozostałości po samolocie, czyli to, czego poszukiwali. – Łzy radości same cisną się do oczu – opowiadają o towarzyszących im wtedy emocjach. Jeszcze przez kilka godzin dokładnie przeszukiwali teren, ale już na spokojnie. Wówczas ukazały się kolejne nadpalone przedmioty. – Czas nagli, trzeba po sobie posprzątać, by nikt nie mógł nam zarzucić nieprofesjonalizmu (działania są prowadzone zgodnie z wytycznymi otrzymanymi od WKZ Katowice oraz Nadleśnictwa Rudy Raciborskie – przyp. red). Pamiątkowe zdjęcie i wracamy do domu, by tam przez całą noc myśleć o tym niesamowitym wydarzeniu – mówią.
Upamiętnienie
Przedstawiciele Śląskiej Grupy Eksploracyjnej oznajmiają, że w niedalekiej przyszłości ponownie będą wracać do Rud. Przypominają również o swoich zamierzeniach, aby upamiętnić tę tragedię. – Nie kończymy sprawy, ale nadal będziemy ją drążyć – zapowiadają.
O jaką tragedię chodzi?
Jest 4 sierpnia 1919 roku. Około 7.40 sielankową ciszę przerywa coraz głośniejszy dźwięk nadlatującego samolotu. Głowy gapiów wędrują ku górze, a ich oczom ukazuje się płynący po niebie ogromny kolos. Próba odciążenia samolotu zdaje się na nic. – Samolot w kilka sekund staje w płomieniach, a chwilę później, bo o 7.45 następuje wybuch maszyny, która spada na korony drzew, powalając wiele na obszarze kilkudziesięciu metrów. Później w zgliszczach aeroplanu policja niemiecka odnajdzie zwęglone ciała pięciu członków niemieckiej załogi oraz dwóch wysokiej rangi ukraińskich wojskowych. Jeszcze przed samym wybuchem, ktoś z załogi samolotu próbuje ratować się skokiem z Zeppelina z niewielkiej wysokości. Niestety, wysokość jest już za niska, a spadochron mimo ostatniej próby nie jest w stanie rozwinąć swojej czaszy, osoba traci życie, uderzając o ziemię. Jak się później okazuje, jest to drugi pilot tragicznego lotu – opisuje zdarzenie Śląska Grupa Eksploracyjna.
(oprac. mad)