O Szywalskim raz jeszcze. Opowiadają trzy Gracje
Ks. Łukasz Libowski przedstawia
Powstają „Nowe zapiski księdza Szywalskiego” – mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i że to przedsięwzięcie wydawnicze się uda – w nieco innej formule niż opublikowane pięć lat temu „Zapiski księdza Szywalskiego”. Na potrzeby tej książki opracowałem życiorys drogiego naszego ks. Jana. Poważyłem się inkrustować ów biogram wypowiedziami trzech wspaniałych pań, siostry Moniki Polok SSpS, Teresy Paskudy oraz Katarzyny Gruchot, które z prałatem, każda we właściwy sobie sposób, są związane.
W trakcie prac redakcyjnych tekst mój, jak to się często zdarza, przeszedł jednak dość dużą metamorfozę i wskutek kolejnych przeróbek wypowiedź siostry Polok w ogóle zeń wypadła, a z wypowiedzi pań Paskudy i Gruchot pozostały w nim jedynie krótkie fragmenty. Ponieważ zaś owe wypowiedzi wydają mi się bardzo głębokie i cenne i ponieważ gorąco pragnę uszanować ich autorki, niniejszym je publikuję, wykorzystując możliwość, jaką daje mi w tym względzie codwutygodniowe pisanie do „Nowin”. I tak otrzymują Państwo w tym tygodniu swoisty tryptyk poświęcony, jak ks. Szywalskiego kilka tygodni temu tu, na łamach tej rubryki nazwałem, raciborskiemu patriarsze.
Nic na to nie poradzę – tytułem objaśnienia widniejącego na górze tej strony nagłówka jeszcze to jedno pozwolę sobie dodać – ale moje trzy miłe kobiety, Monika Polok, Teresa Paskuda i Katarzyna Gruchot, dlatego chyba, że są właśnie trzy, a jeszcze bardziej może dlatego, że myślą i mówią o prałacie wzruszająco czule i życzliwie, kojarzą mi się z trzema mitologicznymi Gracjami – bo „Gracja” to po prostu „Łaska” – Aglają, Eufrozyną i Taleją, boginiami wdzięku, piękna i radości, towarzyszkami bogini miłości, Afrodyty. Imię więc Gracji do tych trzech moich kobiet tu odnoszę, serdecznie dziękując im za sprawnie i uprzejmie wyświadczoną mi w swoim czasie przysługę.
S. Monika Polok SSpS współpracownica ks. Szywalskiego w duszpasterstwie głuchych
Z niezwykłą pasją
Ks. prałat Jan Szywalski jest duszpasterzem niesłyszących od 1962 roku, a więc już pięćdziesiąt osiem lat zajmuje się tym specjalistycznym zadaniem jako kapłan. Jest chyba jednym z najbardziej doświadczonych duszpasterzy głuchych w Polsce. Przygotował setki głuchoniemych do przyjęcia sakramentów świętych, zwłaszcza pokuty, pierwszej komunii świętej czy bierzmowania. Wprowadził kilkunastu młodych kapłanów naszej diecezji do pracy z niesłyszącymi, dzieląc się swoim doświadczeniem. Do duszpasterstwa specjalistycznego podchodził zawsze z niezwykłą pasją, a to, że jest człowiekiem radosnym, szczerym i otwartym, sprawia, że jest prawdziwym świadkiem Chrystusa – i za to jest tak bardzo lubianym przez tych, z którymi się spotyka.
Teresa Paskuda – uczennica i parafianka ks. Szywalskiego
Cicho jak anioł
Ks. proboszcz Szywalski parafian traktował jak rodzinę. Znał nas wszystkich po imieniu. Poznaliśmy się osobiście w latach siedemdziesiątych na lekcjach religii. Z radością biegałam do salki katechetycznej przy kościele na spotkanie z ks. Jasiem, który uczył mnie Boga uśmiechniętego. Do dziś modlę się piosenkami, wygrywanymi przez niego na gitarze: „Gdy idziemy poprzez świat, chwalmy Boga…”. Był proboszczem wszystkich i każdego z nas z osobna. Tak jak na pielgrzymkach do Częstochowy: ogarniał całość i… potrafił się pochylić nad moimi młodzieńczymi pytaniami o Teilharda de Chardin. Znał pragnienia serca i możliwości swoich parafian. Potrafił delikatnie inspirować do działań na rzecz wspólnoty Kościoła. Dzięki niemu ukończyłam kurs katechetyczny w Opolu, by potem pomagać w nauczaniu religii. Interesował się życiem rodzin. W trudnych latach osiemdziesiątych przynosił osobiście do domu dary, służące naszej licznej gromadce, nie zapominając przy tym o strawie duchowej i intelektualnej: podrzucał nieosiągalny wtedy w kioskach Ruchu „Tygodnik Powszechny”. Nie tylko błogosławił małżeństwa, chrzcił nasze dzieci. On z nami był. Martwił się, gdy nie mieliśmy gdzie mieszkać i trzeba było wyprowadzić się do bloku w Raciborzu. Cieszył się, gdy wróciliśmy po wielu latach do Studziennej. Zależało mu na każdym mieszkańcu, żeby się zakorzenił i znalazł miejsce we wspólnocie parafialnej. Cicho jak anioł, na rowerze, podrzucał życzenia i mądre książki, kiedy żeniły się nasze dzieci. Z zainteresowaniem i troską przypatrywał się naszym różnym zaangażowaniom w Kościele. Był otwarty na jego odnowę, w szerokim rozumieniu tego słowa. Zawsze gotowy do współpracy ze świeckimi, „byleby Chrystus był głoszony”. Czterdzieści lat wspólnego kroczenia, a właściwie pięćdziesiąt jeden, bo ksiądz Szywalski dalej jest członkiem naszej rodziny parafialnej. Ma w niej swoje zasłużone miejsce.
Katarzyna Gruchot – dyrektor wydawnictwa prasowego Nowin
Pomysłów więcej niż tygodni w roku
Pamiętam początki naszej współpracy. Był rok 2012 i właśnie zaczynałam pracę nad książką „Raciborzanie 20-lecia”, która miała się ukazać z okazji jubileuszu wydawnictwa Nowiny. Do projektu zaprosiłam kilkudziesięciu autorów, którzy chcieli się podzielić swoimi wspomnieniami o zacnych raciborzanach, wśród których byli społecznicy, politycy, nauczyciele, ludzie związani z kulturą, sportem i duchowni. Tych ostatnich najlepiej znał ks. Szywalski, którego „Dekalog” publikowaliśmy wcześniej na łamach wydawanego przez pewien czas dodatku „Nowiny Katolickie”. Jego książkowymi bohaterami stali się ksiądz Bernard Gade („Kapłan całkiem nieidealny”) i siostra Katarzyna („Skowronek raciborskiego klasztoru”). O autorze napisaliśmy wtedy, że to najlepszy dziennikarz wśród raciborskich kapłanów i to nie zmieniło się do dzisiaj. Krótka współpraca przy jubileuszowej publikacji zaowocowała długoletnią pracą księdza Jana w „Nowinach Raciborskich”, gdzie w każdym numerze publikował swoje teksty w rubryce „Wiara”. Pamiętam, jak na początku obawiał się cotygodniowego rygoru tworzenia nowych artykułów i tego, czy wystarczy mu na nie pomysłów. Wkrótce okazało się, że pomysłów ma więcej niż tygodni w roku, a od jego tekstów większość naszych czytelników zaczyna lekturę „Nowin”. Tematy z życia wzięte, pisane lekkim piórem z perspektywy wieloletniego proboszcza Studziennej miały spore wzięcie i nie ukrywam, że niektóre z nich sprzedawały się na okładce jak ciepłe bułeczki. A czytali go i cenili nawet zatwardziali antyklerykałowie, którzy uważali księdza Jana za duchownego o wielkiej tolerancji. Kiedy trzeba było, potrafił jednak bronić swojego zdania i bywało, że na łamach „Wiary” ze swoimi redakcyjnymi kolegami polemizował, a nawet ich strofował. Po trzech latach pracy materiału redakcyjnego było tak wiele, że powstała książka „Zapiski księdza Szywalskiego”. Zniknęła z księgarskich półek tak szybko, że musieliśmy zrobić dodruk. Mimo pogarszającego się wzroku ksiądz Jan publikował na łamach „Nowin” do połowy 2019 roku, ale tęsknota za piórem była tak duża, że pisywał jeszcze później okazjonalnie. Nigdy się z nami nie pożegnał, więc mam nadzieję, że jeszcze nie raz wróci i w swojej czarnej wysłużonej teczce przyniesie nam nowe pomysły. I że choć lubi się czasem podpisywać w mejlach „ks. Jan Sklerotyk”, to o swojej gazecie nigdy nie zapomni.